Wpisy archiwalne w kategorii

Nie sam

Dystans całkowity:12498.92 km (w terenie 865.02 km; 6.92%)
Czas w ruchu:498:04
Średnia prędkość:25.09 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:22292 m
Maks. tętno maksymalne:201 (99 %)
Maks. tętno średnie:166 (81 %)
Suma kalorii:75582 kcal
Liczba aktywności:192
Średnio na aktywność:65.10 km i 2h 35m
Więcej statystyk

Bałtyk: Dzień 4- Suszenie ciuchów kuchenką gazową

Sobota, 28 sierpnia 2010 · Komentarze(2)
Trasa: Smołdziński Las -> Smołdzino -> Żelazo -> Wierzchocino -> Witkowo -> Choćmirówko -> Rumsko -> Nowe Klęcinko -> Klęcinko -> Święcino -> Rzuszcze -> Pobłocie -> Cecenowo -> Budki -> Poraj -> Wicko -> Charbrowo -> Podróże -> Steknica -> Łeba -> PKP -> Lębork -> PKP -> Reda -> Połchowo -> Celbowo -> Puck -> Gnieżdżewo -> Łebcz -> Pustki -> Strzelno




Jesteśmy tak padnięci, po wczorajszym dniu, że śpimy prawie 11 godzin. Ola smaży rano jajecznice i suszymy nad kuchenką gazową ubrania. Potem odkręciliśmy gaz na maxa, by ubrania szybciej schły. Kolarskie ubrania szybko mi wyschły. Ciuchy dziewczyn niestety nie. Podkręcam hamulce, bo po jeździe w deszczu nowe nie są już nowe.

Ranne pakowanie bagażu © radek3131


Właścicielka gospodarstwa agroturystycznego zlitowała się nad dziewczynami i dała 2 kurtki przeciwdeszczowe, które zostawili poprzedni turyści. Pytamy się również o prom, który miał wypływać z Kluk- tak jak nam powiedziała babka w informacji turystycznej w Czystej. Podkreślam jeszcze raz, że była PEWNA że jest ten prom. Niestety prom kursuje tylko wtedy gdy zbierze się większa grupka w Łebie. Nosz kurde. Wkurzyliśmy się nieco, bo musieliśmy nadrobić parę kilometrów. Nie zdążyliśmy ujechać kilometra, a Ewelinie urwał się pedał. Razem z ośką. Chciałem naprawić to na miejscu, ale nie mogłem znaleźć klucza. Postanowiliśmy wpaść do jakiegoś gospodarstwa w Smołdzinie. Ewelina jechała naciskając ramię korby i radośnie śpiewając "You can do it". :) Po naprawie jedziemy dalej. Widzę samochód na rejestracji z Łodzi i mówię "nasz człowiek". Facet na mnie się dziwnie spojrzał, ale jak przeczytał napis Pabianice na plecach to przyjacielsko się uśmiechnął. :) Dziurawym asfaltem, ale z wiatrem wiejącym w plecy dojechaliśmy do Choćmirówka. Dalej główną drogą do Wicka. Tutaj postój- konsultujemy się z ludźmi którzy mają kawałek komputera pod ręką i podejmujemy decyzję czy jechać rowerem czy nie wspomóc się pociągiem. Decydujemy pojechać pociągiem z Łeby.

W drodze na Łebę © radek3131


Droga do Łeby to masakra. Wiatr w twarz i cały czas ziiiium, ziiiiiiiiiiuuuuuuuummmmm. Na szczęście długo nie musieliśmy się męczyć tą ruchliwą drogą, bo szybko dojechaliśmy do celu.

I już w Łebie © radek3131


Ponieważ do przyjazdu pociągu mamy półtorej godziny wpadamy na plażę. Tak niefortunnie się złożyło, że pociąg odjechał 10 minut przed naszym przyjazdem. Schodzimy nad morze i dopiero tutaj czuć jak bardzo wieje. Brrrr.

Plaża w Łebie © radek3131


Po ponad godzinnym siedzeniu na plaży jedziemy na dworzec. Kupujemy bilety na pociąg do Lęborka. Ten pociąg którym jechaliśmy to chyba najprzyjemniejszy pociąg jakim jechaliśmy. Czysto, schludnie, nowocześnie i niska podłoga nieutrudniająca wniesienia roweru.

Rowery w pociągu do Lęborka © radek3131


W Lęborku robimy zakupy w Tesco i grzejemy się na dworcu PKS (na dworcu PKP za chłodno). Wracamy 10 minut przed pociągiem. Ten pociąg wiezie nas do Redy. Wysiedliśmy z dworca i psssssssst. Ola łapie kapcia. Błyskawicznie wymieniam dętkę i ruszamy w kierunku Pucka. Daleko nie ujechaliśmy. Tym razem rower Eweliny się odezwał- a konkretniej osłona na łańcuch, która wydawała niemiłosierne dźwięki. Postanowiliśmy kombinerkami to podbić, więc zatrzymujemy się koło warsztatu samochodowego. Ja wpadam do sklepu po pieczątkę PTTK, a Ewelina do warsztatu. Warsztat już zamknięty, więc szukamy szczęścia dalej. Zatrzymaliśmy się koło domku jednorodzinnego, gdzie podginamy osłonę.

W Redzie © radek3131


Kaszubskie górki za Redą © radek3131


Po tych krótkich przygodach możemy spokojnie jechać dalej. Jedziemy drogą A0. Sporo wczasowiczów wraca i o dziwo sporo osób nas pozdrawia. Szczególnie jak zaczęła się konkretna górka było słychać dawaj dawaj, lub tempo tempo.

Półwysep Helski coraz bliżej © radek3131


Ola i Ewelina wjeżdżają na górkę przed Puckiem © radek3131


Po drodze mijamy sporo elektrowni wiatrowych.

Pełno wiatraków © radek3131


Przejeżdżamy przez Puck i już możemy spoglądać na Zatokę Pucką i Półwysep Helski. Obok jest fajna droga rowerowa, bo asfaltowa. :)

Zatoka Pucka. W tle Półwysep Helski © radek3131


Dziewczyny na drodze rowerowej nad Zatoką Pucką © radek3131


W Redzie © radek3131


Odbijamy według znaku na Jastrzębią Górę. Zaczyna powoli robić się ciemno. I tak robi się później ciemno niż w centralnej Polsce. Różnica wynosi ~20minut. A między morzem a Bieszczadami jest nawet 47 minut różnicy. Rozglądamy się za noclegiem. Za Łebczem decydujemy się na przenocowanie na terenie prywatnym. Pytamy się właściciela o zgodę. Pozwolenie uzyskaliśmy, więc rozbijamy namiot przed zapadnięciem egipskich ciemności.

Bałtyk: Dzień 3- PKP- Pięknie Ku*wa Pięknie

Piątek, 27 sierpnia 2010 · Komentarze(5)
Trasa: Grzybowo -> Kołobrzeg -> PKP -> Darłowo -> Zakrzewo -> Kopnica -> Drozdowo -> Barzowice -> Rusinowo -> Jarosławiec -> Jezierzany -> Nowe Łącko -> Korlino -> Przybudówka-Królewo -> Królewo -> Marszewo -> Postomino -> Zaleskie -> Gołęcino -> Pęplin -> Duninowo -> Ustka -> Grabno -> Niestkowo-Kolonia -> Niestkowo -> Bydlino -> Machowino -> Wytowno-Kolonia -> Wytowno -> Redwanki -> Machowinko -> Objazda -> Objazda-Kolonia -> Gąbino -> Żabiniec -> Czysta -> Wyseka -> Gardna Mała -> Gardna Wielka -> Smołdzino -> Smołdziński Las




Wstajemy o 2.00 po 5 godzinach snu, by zdążyć na pociąg do Darłowa, który wyjeżdża o 4.18 rano. Zwijamy się dość szybko z lasu, w którym nocowaliśmy i jedziemy. Po chwili postój- Oli ucieka powietrze z przedniego koła. Błyskawicznie napompowałem i kontynuujemy nocną jazdę. Jest strasznie mokro, bo w nocy lało, ale na szczęście deszcz nie pada. Cisza, spokój. Zero samochodów. To są plusy nocnej jazdy. Najgorsze jest to, że jest zimno, ale przynajmniej nie wieje tak jak wczoraj. :) Szybko dojeżdżamy na dworzec w Kołobrzegu z nadzieją, że ugrzejemy się nieco. Zdemotywowała nas kartka: "dworzec otwarty o 5.00 rano. Niech to szlag. Zastanawiamy się co zrobić z wolnym czasem. Postanowiliśmy wpaść na molo w Kołobrzegu.

Widok z mola w Kołobrzegu o 3.30 rano © radek3131


Spojrzenie ludzi, gdy wjeżdżamy rowerami na molo w nocy: BEZCENNE. Chwilkę tam siedzimy i zwijamy się na dworzec. Pociąg przyjeżdża przed czasem, więc pakujemy się do środka. Bilety kupujemy u konduktora, ponieważ nie ma takiej możliwości na dworcu. Jazda pociągiem trwa nieco ponad półtorej godziny. Znów mamy okazję widzieć wschód słońca i znów słońce chowa się na cały dzień za chmurami. Ehhh, co zrobić. Wysiadamy w Darłowie tuż po wschodzie słońca. Pytamy się o drogę na Jarosławiec i jedziemy tam. Pogoda rewelacyjna. Nie pada, nie ma mocnego wiatru. No i ruch samochodowy znikomy. Patrzymy na plan Darłowa i postanawiamy jechać przez deptak do Jarosławca.

Deptak w Darłowie © radek3131


Rynek w Darłowie © radek3131


Jedziemy główną drogą do wsi Drozdowo i odbijamy na Jarosławiec.

Zeby nikt nie mowil, ze nad morzem nie ma podjazdow © radek3131


Jezioro Kopan © radek3131


Dojeżdżamy do Jarosławca, gdzie schodzimy na plażę

Plaza w Jaroslawcu © radek3131


Chmury w Jaroslawcu © radek3131


Plaza w Jaroslawcu © radek3131


My w Jaroslawcu © radek3131


Spędzamy trochę czasu na plaży i jedziemy do miasta. Rozwala nas na Łopatki ten oto znak:

To można w końcu jechać czy nie można? © radek3131


Latarnia morska w Jarosławcu © radek3131


Obmyślamy drogę do Ustki i jedziemy nią. Zaraz po wyjeździe z miasta zaczyna mżyć. Postanowiliśmy przeczekać trochę w Korlinie. Czekanie wykorzystaliśmy na jedzenie. Padać nie przestało, więc jedziemy dalej pytamy o drogę do Postomina i jedziemy tam. Z Postomina, już łatwo trafić do Ustki. Wkraczamy na teren województwa pomorskiego. W Ustce zatrzymujemy się na dworcu kolejowym, ponieważ z minuty na minutę pada mocniej. Mamy nadzieje, że przestanie padać. Niestety tak się nie stało. Przynajmniej wysuszyliśmy ciuchy, przebraliśmy się w suche rzeczy i podbiłem książeczkę PTTK. Na dworcu pijemy kawę, która troszkę pobudza organizm do życia. Wychodzimy z dworca, jak przestaje troszkę padać. Nawet nie zdążyliśmy wyjechać z miasta a dalej zaczęło lać.

Wyjeżdżamy z Ustki © radek3131


W Niestkowie skręcamy na pola. Jak okazało się, skręciliśmy za wcześnie. Wracamy z powrotem do drogi na Słupsk i dojeżdżamy do Bydlina- miejsca gdzie odbijamy od drogi. Z początku jedziemy przez las, gdzie ulewa nam nie przeszkadza, ale potem zaczynają się pola. Dokucza nam deszcz, silny wiatr i zimno.

W drodze do Gąbina © radek3131


Dojeżdżamy tas do Gabina, gdzie pytamy się ludzi jak dojechać do Kluk- czeka na nas tam przeprawa promowa. Oczywiście ludzie zdziwieni, że w taką pogodę można jechać na rowerze. Usłyszeliśmy, że we wsi Czysta jest informacja turystyczna. Ucieszyło nas to, ponieważ tam mogliśmy uzyskać informacje o przeprawie promowej przez jezioro Łebsko.

Dojechaliśmy do tej wsi i zajrzeliśmy do informacji turystycznej. Pani, która tam jest, mówi że na PEWNO jest ta przeprawa promowa. Postanawiamy przenocować w okolicy w jakimś gospodarstwie agroturystycznym, by wysuszyć ciuchy. Tzn. dziewczyny musiały wysuszyć, bo miały wszystko mokre.

Dziewczyny w Smołdzinie © radek3131


Dodam, że do aparatu dostała się wilgoć i resztę zdjęć wykonałem telefonem. :)

Dojeżdżamy do Smołdzina i zaczynamy się rozglądać za noclegiem. W Smołdzinie jeszcze zaglądam na moment do Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego, by podbić książeczkę PTTK. Pani pracująca tam była bardzo zdziwiona, że w taką pogodę da się jechać i że przyjechałem z dwoma dziewczynami. W końcu udało nam się znaleźć. Za 50 zł (cena za 3 osoby) nocujemy w domku, w którym jest niemal wszystko. Ubrania suszymy nad kuchenką gazową i idziemy koło 20.00 spać. :)

Bałtyk: Dzień 2- Pokrzywiona obręcz

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Trasa: Świnoujście -> Wicko -> Międzyzdroje -> Wisełka -> Kołczewo -> Świętouść -> Międzywodzie -> Dziwnów -> Dziwnówek -> Łukęcin -> Pustkowo -> Trzęsacz -> Rewal -> Niechorze -> Pogorzelica -> Skalno -> Konarzewo -> Rogoźnica -> Zapolice -> Chełm Gryficki -> Trzebiatów -> Nowielice -> Trzebusz -> Mrzeżyno -> Rogowo -> Grzybów



Pociąg którym przyjechaliśmy miał prawie godzinę opóźnienia, czyli nie tak źle jak na możliwości PKP.

Dziewczyny na dworcu w Świnoujściu © radek3131


Chwila spędzona na dworcu na przypięcie bagażu i namiotu i ruszamy w drogę. Wieje niemiłosiernie i jest troszkę zimno jak na koniec sierpnia. Jedziemy w kierunku latarni morskiej w Świnoujściu- najwyższej w Polsce. Jesteśmy 30 minut przed otwarciem latarni. Ten wolny czas przeznaczamy na śniadani i czytanie tablic, które są koło latarni.

Szlakiem Latarń Morskich województwa zachodniopomorskiego © radek3131


O latarni morskiej w Świnoujściu © radek3131


Znaki przy latarni morskiej w Świnoujściu © radek3131


W końcu zbliża się godzina otwarcia. Spinamy rowery i jako pierwsi turyści wchodzimy na latarnię. Na sam szczyt prowadzi jedynie 309 schodów.

Widok z balustrady latarni © radek3131


Widok ze szczytu latarni © radek3131


Widok ze szczytu latarni © radek3131


My na szczycie latarni. Troszkę ucięło mnie © radek3131


Schodzimy z latarni, podbijam książeczkę PTTK, wsiadamy na rowery i kierujemy się do drogi na Międzyzdroje.

Latarnia morska w Świnoujściu © radek3131


Jedzie się dość sprawnie, cały czas równym tempem. Nawet nie zauważyliśmy kiedy znaleźliśmy się na miejscu.

Międzyzdroje nas witają © radek3131


W Międzyzdrojach zaglądam do Muzeum Wolińskiego Parku Narodowego. Podbijam książeczkę PTTK. Mieliśmy zwiedzać, ale za mało czasu było na to. Lepiej wolny czas pozostawić na później niż potem przez pół dnia gonić. Z Międzyzdrojów kierujemy się na Dziwnów. Zaczynają się górki i wydmy po lewo i prawo. Początkowo Ewelina narzekała na górki, ale z każdą następną górką podjeżdżanie szło sprawniej. Wjeżdżamy do Dziwnowa i wpadamy na momencik do sklepu.

W Dziwnowie © radek3131


Nie tracąc zbytnio czasu jedziemy dalej tym razem do Trzęsacza. Szło sprawnie, bo w Trzęsaczu mieliśmy już nadrobione 30 minut czasu. Tego co jest w Trzęsaczu nie trzeba chyba opisywać. :) Ostatnio jak tam byłem, to ta ściana była nieco większa i koło kościoła stał pomnik Mikołaja Kopernika upamiętniający 500 rocznicę urodzin.

Resztki kościoła w Trzęsaczu © radek3131


Resztki kościoła w Trzęsaczu © radek3131


Wybrzeże klifowe w Trzęsaczu © radek3131


Hm, i pomyśleć że ten kościół był kiedyś 2km od brzegu. No cóż, Polakom morze zabiera wybrzeże, a np. Szwedom i Finom daje. Z Trzęsacza jedziemy przez Rewal do Niechorza.

Latarnia morska w Niechorzu © radek3131


Z Niechorza wracamy przez Pogorzelicę na właściwą drogę. Za Pogorzelicą niemiła sytuacja. Mała gleba, w rezultacie przedni błotnik Eweliny składa się jak karton po mleku, a koło ma pogiętą obręcz. Lekko prostujemy na miejscu i decydujemy wycentrować je w Trzebiatowie. Doczłapaliśmy się do Trzebiatowa, gdzie oddajemy koło do naprawy w serwisie. Koło odbieramy za niespełna godzinę. Facet niesamowity, bo zrobił to dość szybko i tylko za 15zł. Montujemy koło i już mamy jechać a tutaj Ewelinie osłona na łańcuch ociera o coś. Stajemy i podginamy. Nic nie pomogło. Wracamy do gościa u którego wycentrowaliśmy koło. Pożyczyliśmy od niego "cięższe" narzędzia i jakoś naprawiliśmy. Naprawa nic nie dała, bo po kilku kilometrach znów zaczęło ocierać. Kurdę, co jest? Zatrzymujemy się za miastem, Ewelina wpada do jakiegoś gospodarstwa, gdzie facet jej poprawia tą osłonę. Troszkę pomogło, ale nadal leciutko ociera. Przynajmniej nie irytuje tak bardzo podczas jazdy. Jedziemy w kierunku Mrzeżyna TRAGICZNĄ drogą. Niby wojewódzka, a tak że niektóre powiatowe są lepsze w okolicy.

Dziwny pojazd w Mrzeżynie © radek3131


Plaża w Mrzeżynie © radek3131


Plaża w Mrzeżynie © radek3131


Statek na Bałtyku © radek3131


Chwilkę siedzimy na plaży, bo czasu z rana nadrobiliśmy dużo. Po krótkim odpoczynku jedziemy w kierunku Kołobrzegu. Niepokoi nas znak "naprawa mostu", gdyż nie chce nam się wracać. Pytamy się miejscowego, czy da się przejechać rowerem. Tak, da się. Uff, ale ulga.

Droga do Kołobrzegu © radek3131


Droga to betonowe płyty. Masakra, tym bardziej że Ola jedzie szosówką. Jakoś docieramy do Grzybowa, gdzie zakupy robimy i zaczynamy myśleć o noclegu. Rozbijamy się w pobliskim lasku jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Szybkie żarełko i kimono, bo następnego dnia trzeba wstać o 2.00. :)

Bałtyk: Dzień 1- Pociąg tu, pociąg tam

Środa, 25 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Z rana pakowanie do wyjazdu. Tym razem postawiłem na kolarskie ubrania, więc spakowałem się nieco lżej niż ostatnio. Jadę na dworzec kolejowy w Pabianicach, gdzie czeka na mnie Ola i Ewelina. Montuje Ewelinie koszyczek na bidon i wracam na chwilę do domu. Po chwili jestem już z powrotem na dworcu kolejowym i wsiadamy do pociągu do Łodzi. Nie chce nam się szukać wagonu dla podróżnych z większym bagażem, więc te 15 minut na przestrzeni między wagonami. Wysiadamy na dworcu kaliskim i czekamy na kolejny pociąg- do Kutna. Teoretycznie miało nie być wagonu rowerowego, a tu niespodzianka- jest takowy wagon. Konduktor się przyczepił, że mam niby niewyraźną pieczątkę na legitymacji szkolnej. Po krótkim wyjaśnieniu zaistniałej sytuacji wszystko było ok. :) Wysiadamy w Kutnie koło północy i czeka nas prawie godzinne czekanie na pociąg Lublin-Świnoujście. Gdy przyjeżdża pociąg okazało się, że wsiedliśmy wagon za wcześnie i nie było jak upchać rowerów. Dziewczyny przecisnęły się przez wagon, a ja szybko wyskoczyłem i pobiegłem z rowerem do właściwego wagonu. Szybko pakuję się do środka i ufff. Już z głowy.

Rowery w pociągu © radek3131


Podróż mija ciekawie. Rozmawiam sobie z marynarzem ze Szczecina, który następnego dnia wypływa w morze. Przychodzi konduktor i tutaj bardzo zabawna sytuacja. Nasz wagon był ostatnim wagonem. Dalej był już tylko wagon sypialniany. Konduktor jak zobaczył ten widok zaczął się nieco śmiać.

Dziewczyny śpią w wagonie © radek3131


Zażartował, że pobierze dopłatę za wagon sypialniany. Ciężko to słowami opisać, to trzeba przeżyć. Rozmawiam sobie dalej z marynarzem. Troszkę boli mnie kręgosłup, więc rozłożyłem śpiwór między rowerami i położyłem się nieco. Z 2 godzinki sobie tak poleżałem (nie spałem, bo nie umiem spać w podróży) i wstałem z powrotem. Zaczyna wychodzić słońce. Tylko na chwilę, bo z powrotem schowało się za chmurami. I tak przez cały dzień.

Wschód słońca w okolicy Szczecina widziany z pociągu © radek3131


W Szczecinie czeka nas przesiadka na początek składu, ponieważ odczepiane są wagony i tyle. Mieliśmy jechać do Międzyzdrojów, ale przekupiliśmy konduktora i trafiliśmy do Świnoujścia- czyli tam, gdzie mieliśmy jechać. :)

Jednak szybciej się da

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km, Las, MTB, Nie sam
Trasa: Pabianice -> Chechło I -> Chechło II -> Dobroń -> Łask Kolumna -> Łask -> Gorczyn -> Czestków A -> Czestków F -> Dąbrowa -> Wola Buczkowska -> Buczek -> Bachorzyn -> Zelów -> Bujny Księże -> Patoki -> Bujny Księże -> Zelów -> Zelówek -> Bocianicha -> Zabłoty -> Karczmy -> Gucin -> Aleksandrówek -> Teodory -> Ostrów -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice



Miałem wstać o 6.00 rano by spokojnie zjeść śniadanie. Jednak coś mnie ruszyło wieczorem i wstałem o 6.45. Patrze za okno. Jest mokro, niedobrze. Ale słońce świeci to pewnie zaraz wyschnie. Szybko śniadanie i 7.30 już na dworze. Już jest sucho, co bardzo mnie cieszy. 30 minut by zdążyć do Łasku. Jadę koło 27-30km/h a tu jedzie sobie koparka. Załapałem się na tunel aerodynamiczny i ~35km/h jechałem. Ze 2-3km tak ujechałem i skręciła na stację benzynową. Trzymam sobie to tempo które trzymałem z pomocą koparki, a tu autobus rusza z przystanku. Znów się podczepiłem. Tym razem rozpędziłem się do prawie 60km/h. Myślałem, że szybciej się nie da na MTB. Myliłem się. 62km/h dokręciłem bez pomocy autobusu. Ogólnie nie popieram zbytnio jazdy w tunelu aerodynamicznym, ale tym razem by zdążyć musiałem tak pojechać. :) W Łasku troszkę błądzę w końcu znajduje miejsce zbiórki. Pojawia się Ola i Ewelina i jedziemy. Z początku wojewódzką drogą. Aż dziwne, że mało samochodów jechało. No i prędkość z jaką jechaliśmy też była konkretna ~25km/h cały czas. Jak na Ewelinę, która jest strasznie szczupła i mało co jeździ to i jest bardzo dobrze. Dojeżdżamy do Zelowa, gdzie chwilowy postój i jedziemy w kierunku stawu (jeziora?) Patoki. 2 raz w życiu tam byłem, więc teraz uważnej patrzyłem jak dojechać i już wiem jak tam trafić. Zatrzymaliśmy się tutaj na trochę. Omawiamy mniej więcej trasę wyprawy nad morze. Zaraz, zaraz czemu morze, a nie góry? Ola ma kontuzję nadgarstków, więc za bardzo podjeżdżać nie może. Góry się pewnie na przyszłość odłoży. Po omówieniu trasy pora wracać. Dojeżdżamy do Zelowa i żeby nie wracać tą samą trasą co przyjechaliśmy jedziemy na Bocianichę. Dojeżdżamy do remontowanej drogi Wadlew-Łask. Kawałek nią jedziemy i w Teodorach skręcamy na Ostrów. Fajny skrót. Szkoda, że wcześniej go nie znałem tego skrótu. Ewelina skręca na Łask, a ja odwożę Olę pod Kolumnę. Kładę się na kierownicy i wracam do domu.

Brak mocy

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Guzew -> Babichy -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majoracki -> Garbów -> Górki Małe -> Górki Duże -> Nida Jutroszewska -> Jutroszew -> Dziwle -> Grabica -> Rusociny -> Józefów -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Pawlikowice -> Rydzyny -> Pabianice



Mapka zapożyczona stąd.

Jak co niedziele pojechałem spotkać się z Pabianickimi kolarzami. Pojawił się nawet Arek, którego dość długo nie było. Z początku tempo odpowiadało mi, dopiero na Gierkóweczce rozpędziliśmy się do ~40km/h. Potem zaczęły się górki i... dupa! Zabrakło przełożeń na górce i zostałem z tyłu. Jednak szybko doszedłem znajomego i dalej spokojnie jechaliśmy we 2. Dogania nas grupa z Łodzi, więc przyczepiamy się. Ja długo nie pociągnąłem, bo >45km/h to za dużo jak na moje przełożenia. Postanowiłem nieco skrócić trasę, więc na najbliższym skrzyżowaniu skręciłem w prawo. Jak się okazało nie zostałem sam. Do Grabicy jadę z sympatycznym kolarzem z Łodzi. Cały czas rozmawiamy. Za Grabica dogania nas grupa z Pabianic. Łapiemy się na koło. Tym razem jedzie się bardzo dobrze, niestety zaczęło być nieco z górki i nie mogłem znów utrzymać prędkości >45km/h. Jadę sam do Wadlewa, gdzie znów dogania mnie grupa z Łodzi. Aż się zdziwiłem, ze tak wolno jadą. Chwilę załapałem się na koło. Długo się nie utrzymałem z wyżej wymienionego powodu. Jadę dalej sam i czuję się coś osłabiony. NIe wiem czemu. Może to wina tego, że spałem raptem 4 godziny? A może lekkie zmęczenie po wczorajszym dniu? Mniejsza z tym. Męczę się tak do Dłutowa, gdzie motywuje mnie do działania górka. Z górki wyciągam dzisiejszą prędkość maksymalną. Dalej już tempo nie było takie złe, bo ~30km/h jechałem. Dojeżdżam do baru w Rydzynach i kupuję sobie rożka i Pepsi. Chwila rozmowy i powolny powrót do domu. A na szosówkę nadal czekam. :)

Podniesione morale

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Guzew -> Babichy -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majoracki -> Garbów -> Górki Małe -> Górki Duże -> Nida Jutroszewska -> Jutroszew -> Dziwle -> Grabica -> Boryszków -> Dziewuliny -> Rawicz -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Pawlikowice -> Rydzyny -> Pabianice



Jak co niedziele pojechałem na ustawkę. Oczywiście tylko ja na MTB. Znów sporo ludzi się pytało co z szosą. No to mówię, że kupiłem klamkę Ultegry na allegro, więc pewnie za tydzień pojawię się na szosie. Nareszcie, bo jak pewnie wiecie nienawidzę jeździć na góralu. Rozumiem raz na jakiś czas dla odmiany, ale codziennie? Szczególnie, że w okolicy lasy są strasznie nudne. Zebrało się sporo ludzi. Pojawiła się nawet 25-krotna mistrzyni Polski- Bogumiła Matusiak. Postanowiłem jechać z nimi na pętlę, bo w końcu napęd nie przeskakuje. W trakcie luźnego rozjazdu zauważam, że coś mi strzela w suporcie. Chyba w tygodniu sypnę kasą i kupię wkręcę sobie w warsztacie nowy. Coś długi dzisiaj był rozjazd, bo bez szarpania jechaliśmy aż do Tuszyna. Uznałem, że tak nie może być i wyrwałem do przodu. Pocisnąłem pod górkę tak jak zwykle cisnę na szosie. Schodząc ze zmiany niektórzy nie mogli uwierzyć, że na MTB da radę tak pocisnąć. :) Oczywiście na zmianie na dałem z siebie wszystkiego, by mnie nikt nie urwał za kilka kilometrów. Wiozę się chwilę na kole i gdy zaczyna się długi, ale niestromy pagórek znów wyrywam do przodu. Tym razem wyrwałem nie po to by dać zmianę, a po to by mieć więcej czasu na odpoczynek przed górkami, które się za chwile zaczynają. Zaczyna się zjazd na którym irytuje mnie brak przełożeń. Brakuje na wolnobiegu zębatki 12. Rozpędzamy się prawie do 50km/h i znów górka. No to ja na górce do znów do przodu. I tak cały czas staram się jechać. W końcu zaczyna się długi zjazd na którym nasz spory peleton przez długi czas trzymał ~50km/h. Ja oczywiście niesamowity młynek. Przez chwilę myślałem, że zaraz odfrunę. :) Jakoś się utrzymałem i zaczyna się górka. Oczywiście utrzymania się na kole podczas zjazdu tak mnie niesamowicie wymęczyło, że ledwo co żyłem na szczycie. Tutaj mnie zaczepiła Bogusia, która spytała mnie się dlaczego na góralu jadę dzisiaj. Jak się dowiedziała czemu, to powiedziała że wielki szacunek dla mnie, że w ogóle trzymam się jeszcze na kole. :) Chwilę rozmawiam sobie z nią. Pytam się jak idzie jazda córce i jak idzie tegoroczny sezon. Dalej znów zjazd. Oh noł. Rozpędzają się do 50km/h. Niestety na przełożeniu 44-14 nie pociągłem więcej i odpadłem. Jadę chwilę sam i widzę, ze nie tylko ja zostałem z tyłu. Dogoniłem jednego gościa. Z nim dogoniliśmy następnego. A potem w 3 jeszcze kolejnego. W tym 4 osobowym peletonie jedzie się przyzwoicie. Co najciekawsze oni rowery karbonowe, a ja na ciężkim stalowym MTB. Przed Grabicą odpadłem, ale poczekali na mnie. Powiedziałem im, że brakuje mi przełożeń. Współpraca idzie świetnie. Niestety przed Wadlewem rozpoczyna się zjazd, gdzie rozpędzają się do 50km/h. Już w tym momencie byłem ładnie wypruty przez brak przełożeń. No bo jakby nie liczyć luźnego początku to niemal cały czas jechaliśmy 35-40km/h. Powiedziałem, że lepiej zostanę z tyłu, bo brak przełożeń mnie wykończy. Jadę sam. Cały czas ~30km/h. Po drodze mijają mnie 4-5 grupek kolarzy. Z jedną jadę chwilę na kole, ale byłem tak wypruty, że postanowiłem jechać sam te kilka km/h wolniej. W Dłutowie mijała mnie grupa z Łodzi. Widać, że ostre tempo mieli. Zaczyna się górka w Dłutowie, na którą nie wjeżdżam jakimś szybkim tempem. Na szycie dogania mnie na szosie znajomy, który zaprasza mnie na koło. :) Zmusiłem się jakoś i pociągnąłem z nim trochę. Nawet dzisiejszą prędkość maksymalną wykręciłem w Dłutowie. Jednak wyprułem się znowu i powiedziałem by jechał sam, gdyż zaraz padnę. Znów zostałem sam. Dojeżdżam tak na Rydzyny, gdzie podnoszą się moje morale- byłem szybciej niż niektórzy na szosówkach. W barze kupuję lifepacka, chwila rozmowy i jadę w małej grupce do domu. Po drodze znów niektórzy mówią "szacun". :) A jak usłyszeli jakie mam tętno spoczynkowe po półtorarocznym treningu to już w ogóle. Wracam zadowolony do domu.

Nareszcie skończyłem pisać relację z wypadu w Góry Świętokrzyskie:
Dzień 1
Dzień 2
Dzień 3
Dzień 4

Góry Świętokrzyskie: Dzień 4

Piątek, 6 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Trasa: Bocheniec -> Małogoszcz -> Ludwinów -> Kozłów -> Czostków -> Krasocin -> Borowiec -> Świdno -> Wola Świdzińska -> Oleszno -> Żeleźnica -> Mojżeszów -> Kajetanów -> Góry Mokre -> Kaleń -> Policzko -> Jabłonna -> Miejskie Pola -> Przedbórz -> Wola Przedborska -> Strzelce Małe -> Masłowice -> Krery -> Kolonia Przerąb -> Przerąb -> Wola Przerębska -> Krosno -> Krzemieniewice -> Kolonia Plucice -> Plucice -> Gorzkowice -> Gorzkowiczki -> Sobaków -> Sobakówek -> Nowa Wola Niechcicka -> Stara Wola Niechcicka -> Wola Niechcicka Stara -> Parzniewiczki -> Parzniewice -> Gałkowice Stare -> Kalisko -> Łękawa -> Słok -> Słok Młyn -> Rząsawa -> Oleśnik -> Poręby -> Bełchatów -> Zawady -> Kałduny -> Rasy -> Kącik -> Drużbice -> Brzezie -> Rawicz -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Mierzączka Duża -> Ślądkowice -> Róża -> Mogilno Duże -> Dobroń Duży -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice



Tutaj więcej szczegółów.

Tym razem by mieć więcej czasu wstaliśmy o 5.00 rano. W sumie to ja wstałem i wszystkich obudziłem. Szybkie śniadanie i już przed 7.00 byliśmy w drodze. Od razu zakupy w sklepie w Bocheńcu. Potem błyskawicznie dojeżdżamy do Małogoszcza, gdzie by nie tracić czasu pytamy się o drogę. Oczywiście ludzie nas wyprowadzają na właściwą trasę i już jedziemy dalej.

Za Małogoszczem © radek3131


Od razu rzuca się w oczy to, że nie ma aż tyle górek. Przeważnie są zjazdy. Krajobraz się znacznie zmienia. Czyli powoli zaczyna się jazda po stole.

I gór już nie ma :( © radek3131


Jedzie się tak dobrze, że nawet nie zauważamy kiedy wjeżdżamy na teren naszego województwa. :)

Ostatnie spojrzenie na Góry Świętokrzyskie © radek3131


Ola na zjeździe © radek3131


W Górach Mokrych postój pod sklepem, by uzupełnić spalone kalorie. Jedziemy dalej i przed nami rozpoczyna się ostatnie pasmo górskie- Pasmo Przedborsko-Małogoskie. Mamy okazję zobaczyć najwyższą naturalną górę województwa łódzkiego- Fajną Rybę (347m.n.p.m.).

Fajna Ryba © radek3131


Pasmo szybko się kończy i znów zaczyna się jazda po płaskim. Wkraczamy na teren Przedborskiego Parku Krajobrazowego. Sympatycznie się tam jedzie. Otacza nas niemal cały czas las.

W Przedborskim parku Krajobrazowym © radek3131


Las się kończy na przedmieściach Przedborza. Szybko trafiamy na drogę na Radomsko i kawałek pokonujemy tą drogą. W Masłowicach skręcamy na wioski. Cisza, spokój i płasko. Dojeżdżamy aż tak do Gorzkowic, gdzie robimy zakupy na obiad. W pierwszym napotkanym lesie postój na przygrzanie. Tutaj niestety Michał decyduje się zostać. Przez chwilę nie wiem co zrobić z Olą. Ciężki wybór. Ostatecznie namawia nas byśmy pojechali sami, więc tak jedziemy. Zostawiam mu kompas i super dokładną mapę. :) Z początku rozmowa na temat czy dobrze zrobiliśmy. Już przez chwilę była ochota by zawrócić do niego. Jedziemy na Niechcice. Tutaj suprise: szuter. Ola nieźle się namęczyła by przejechać ten fragment. Pytamy się ludzi jak dojechać na Parzeniewice. Zostaliśmy zmuszeni kawałek zawrócić i prowadzić rower przez środek pola, gdyż drogowcy kładli świeży asfalt. Potem ruszamy dalej. Dojeżdżamy do skrzyżowaniu w środku pola. Gdzie teraz jechać? Oddałem kompas Michałowi, a teraz jest mi potrzebny. Jedziemy w ciemno.

Góra Kamieńsk © radek3131


Powoli zaczynają się zbierać chmury. W sumie to fajnie, bo zawsze troszkę chłodniej. Pokonujemy pagórek w Parzniewicach i wyjeżdzamy koło... Góry Kamieńsk. WTF? Z 20km nadrobiliśmy. Sms do Michała by nie jechał przez Parzniewice, bo się zgubi. Jedziemy padnięci w kierunku Bełchatowa. Tutaj postój pod sklepem. Woda mineralna z lodówki dobrze nam zrobiła. :) Jedziemy przez wioski do Bełchatowa. Oli bardzo spodobała się ta droga. Cisza i spokój. Mija nas po drodze kolarz, który był bardzo zdziwiony, że Ola jedzie na szosie. Wyjeżdżamy pod Bełchatowem wprost na ASFALTOWĄ ścieżkę rowerową. Tutaj zauważamy, że nasza spokojna jazda to nie 20km/h tylko 25-30km/h. Dodam, że to Ola nadawała tempo. Wjeżdżamy do Bełchatowa, gdzie samochodów więcej niż ludzi. na ścieżce rowerowej o mało co potrąca mnie samochód. Dobrze, że jechałem wolno i zdążyłem wyhamować. Zaczyna lać. Chowamy się pod Biedronką. Zaczynami się martwić o Michała, bo jak u nas pada to u niego gorzej. Chwilkę popadało i ruszamy dalej. Przedarliśmy się jakoś przez Bełchatów i jedziemy do przodu. Ola narzuciła ostre tempo. Mimo wiatru w twarz i bagażu jechaliśmy >30km/h. Momentami ciężko mi było. W Wadlewie bardzo zabawna sytuacja. Dogania nas koleś na oldschoolowym motorowerze. Jednak nie wyprzedza nas, a patrzy non stop na prędkościomierz. Chyba nie mógł uwierzyć, że tak szybko da się jechać z bagażem. Daje Oli trochę wody do picia, bo jechała od Bełchatowa bez picia o_0. Dojeżdżamy do Dłutowa. Postój pod sklepem po wodę. Jedziemy dalej spokojniej, bo wiemy że już niedaleko dom. W Ślądkowicach uświadamiamy sobie, że burzowa chmura za nami. Jedziemy jednak dalej swoim tempem, bo doszliśmy do wniosku, że ominie nas. Jak w Mogilnie Dużym zobaczyliśmy piękny piorun zaczęliśmy się martwić o Michała, bo wyglądało na to, że jest w centrum burzy. Zrywa się silny wiatr. Ola sugeruje mi bym nie jechał z nią do domu tylko uciekał już do domu. Oddaje jej namiot, żegnam się i w drogę. Dojeżdżam do Dobronia i ogień. Cały czas >37km/h. Kierowcy nie mogli się napatrzeć. Cały czas obserwuję niebo, bo pioruny na********ją cały czas. Dojeżdżam szczęśliwy do znaku Pabianice, a tu ściana wody. W ciągu minuty nic nie widziałem. Podniosłem przyciemniane szkła i w ciągu 10 sekund tak zachlapałem okulary, że było jeszcze gorzej. Wkurzyłem się nieco. Zwolniłem nieco i zacząłem jechać środkiem pasa. Aż nie mogłem uwierzyć jak kierowcy mi ustępują. :) Cały mokry dojeżdżam do domu. Fajnie było. :)

Góry Świętokrzyskie: Dzień 3

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · Komentarze(1)
Trasa: Bartoszowiny -> Malacentów -> Lechów -> Lechówek -> Złota Woda -> Łagów -> Zagościniec -> Piotrów-Kolonia -> Wszachów -> Janczyce -> Stobiec -> Zaldów -> Iwaniska -> Haliszka -> Ujazd -> Haliszka -> Iwaniska -> Wzory -> Skolankowska Wola -> Jastrzębska Wola -> Stara Łagownica -> Stara Zbelutka -> Radostów -> Szumsko -> Szumsko-Kolonia -> Lipiny -> Raków -> Dębno -> Wólka Pokłonna -> Ociesęki -> Niwy -> Daleszyce -> Kranów -> Niestachów -> Suków -> Dyminy -> Kielce -> Sitkówka-Nowiny -> Sitkówka -> Trzcianki -> Wola Murowana -> Bolechowice -> Chęciny -> Korzecko -> Jedlica -> Bocheniec



Więcej szczegółów tutaj.
Aby nie jechać w nocy tak jak wczoraj zebraliśmy zwłoki dużo wcześniej. Szybkie śniadanie i w drogę. Dopiero teraz za dnia orientujemy się, gdzie byliśmy i jak dużo brakowało nam do Łagowa (tam w planach był nocleg w namiocie w Wąwozie Dule). Dojazd do krajowej 74 niemal nie męczący, bo cały czas z góry.

W drodze do Łagowa © radek3131


Jedziemy główną droga. Dobrze, że tędy nie jechaliśmy w nocy, bo straszliwy ruch na drodze. Wieś Złota Woda kojarzy się ze złocistym napojem. Przejeżdżamy przez Łagów i dopiero za Łagowem kierujemy się na wiochy. Po drodze genialny widok na Pasmo Łysogór i Pasmo Jeleniowskie.

Łysa Góra i Szczytniak © radek3131


Skręcamy na wioski. Tutaj problem się pojawia- nie ma wszystkich dróg/wsi na mapie w skali 1:200000 (1cm-2km). Korzystamy z GPS (Gębą Pytaj Się) i trafiamy na drogę, która ma prowadzić do wsi Iwaniska. Górki wyraźnie słabsze niż wczoraj.

Pasmo Jeleniowskie przed nami © radek3131


Kopiec kreta © radek3131


Trafiamy do wioseczki Iwaniska. Mieliśmy się spytać, którędy na Krzyżtopór, ale pani w sklepie uprzedziła nasze pytanie i powiedziała nam od razu.

Neogotycki kościół św. Katarzyny we wsi Iwaniska © radek3131


Jedziemy wojewódzką droga do wsi Ujazd, czyli miejsca gdzie są ruiny zamku Krzyżtopór. Z początku stroma górka, a potem głównie w dół.

Zamek Krzyżtopór © radek3131


Oczywiście idziemy zwiedzić zamek od środka. Przezywamy katorgę, gdyż rowery musieliśmy zostawić przy wejściu na zamek. Zamek był budowany w latach 1627-1644. Zamek zbudowany na planie pięciokąta. 4 wieże symbolizują 4 pory roku, 52 komnaty symbolizują tygodnie, a 365 okien symbolizowało dni roku. W jednej sal zamiast sufitu było... akwarium w którym pływały egzotyczne rybki. W stajniach (30 koni mogło się pomieścić) były porcelanowe lustra ze złotymi zakończeniami. Do czasu budowy Wersalu był to największy zamek w Europie. Nie został nigdy ukończony. Gościu niestety nie cieszył się długo, gdyż zmarło mu się w rok po skończeniu budowy. W 1655 roku Szwedzi zgrabili zamek i zniszczyli. Kolejni właściciele zamku nie dbali o niego i zamek popadał w coraz to większą ruinę. Obecnie jest to największa ruina w Europie. 90% murów i 10% sklepień zostało zachowane, co powoduje że zamek jest bardzo interesujący do zwiedzania.

Zamek Krzyżtopór © radek3131


Ola w stajni zamku Krzyżtopór © radek3131


Ola w zamku Krzyżtopor © radek3131


Ja w zamku Krzyżtopór © radek3131


Zamek Krzyżtopór © radek3131


Zamek Krzyżtopór © radek3131


Zamek Krzyżtopór © radek3131


Nie trzeba chyba pisać, że tutaj podbijamy pieczątki PTTKu. Również na tym zamku zabawną sytuację miałem. Dzwonię do znajomego z Pabianic, by wylicytował mi klamkomanetki Ultegry na allegro. On przekierowuje mnie do innego znajomego, a ten inny znajomy do jeszcze innego. W rezultacie po 10-15 minutach załatwiłem sprawę. Ale i tak licytacji nie wygrałem. :) Wracamy z powrotem do Iwanisk. Mijamy rozśpiewaną pielgrzymkę, robimy krótkie zakupy (obiad!) i wyjeżdżamy z wiochy. W pierwszym lepszym lasku postój na gotowanie. :) Najedzeni wsiadamy na rowery i jedziemy dalej. Zaczynają się bardziej strome góreczki, które pokonywaliśmy metodą wjazd - odpoczynek. :)

Górka w paśmie Iwaniskim © radek3131


Niemal każde trudy wjazdu były wynagrodzone szybkim zjazdem. I do tego widoki wspaniałe dochodziły.

Czas na żniwa © radek3131


Michał podjeżdża pod górkę © radek3131


Ola zjeżdża z górki © radek3131


Wpatrzony w Góry © radek3131


Tą nie nudną drogą docieramy do Rakowa. Michał uzupełnia zapasy w sklepie, a ja mam dylemat którą drogę wybrać by zdążyć. Wybieram wojewódzką, bo bardziej z górki prowadziła. Początek nie wskazywał na to, że jedziemy z góry, ale potem jak bujnęliśmy się 30km/h to praktycznie nie schodziło z licznika. Ruch samochodowy: bardzo mały jak na taką drogę. Tylko trasa na większości dystansu nudna, bo przez las. Ogólnie zaczyna robić się słonecznie, więc nareszcie zakładam czarne szkła (nie przepadam za jazda w żółtych).

Raz pod górę © radek3131


Raz z góry © radek3131


Przed samymi Daleszycami las się kończy i możemy podziwiać najwyższa górę na terenie miasta Kielce.

Góra Telegraf © radek3131


Dosłownie kilkaset metrów za miejscem wykonania tego zdjęcia trafia mi się drobny incydent. Wpadam w koleinę i kierownica mi skręca w lewo. Próbuję odbić, ale rower z takim bagażem szybko się rozbujał na boki i nie dało opanować. Kurcze, był stromy zjazd i w obawie przed glebą przy dużej prędkości wybrałem mniejsze zło. Położyłem się na asfalcie przy 25km/h i zrobiłem przewrót. Jaki rezultat? Leciutkie obtarcia i rower cały. :) Dobrze, że nie jechaliśmy 50km/h, czyli mniej więcej prędkość z jaką się zjeżdżało ze stromych zjazdów. W Daleszycach postój pod sklepem. Tutaj orientujemy się, że sporo czasu nadrobiliśmy. :) Mija nas grupka kolarzy, która wjeżdża pod ta górę z której zjechaliśmy. :) Po krótkiej przerwie żywieniowej jedziemy dalej.

Jakaś góreczka po drodze © radek3131


Dojeżdżamy do Dymin, a potem... Kielc. Właściwie to Kielce minęliśmy obrzeżami miasta. :) Z tego miejsca można podziwiać Pasmo Chęcińskie, Pasmo Dymińskie i góreczki w Kielcach. Z pomocą GPSu kierujemy się na Chęciny. Jak się okazało dojechać tam nie jest tak prosto jak się wydaje. Pytaliśmy się jeszcze kilka razy o drogę. W końcu trafiliśmy na dobrą drogę.

Pasmo Chęcińskie przed nami © radek3131


Góra Zamkowa z zamkiem w Chęcinach © radek3131


Początkowo mieliśmy nocować w schronisku PTSM w Przedborzu, ale poślizg z pierwszych 2 dni był już niemożliwy do odrobienia. Postanowiliśmy przenocować za Małogoszczem w namiocie. :) Przed noclegiem odpoczynek w Chęcinach. na zwiedzenie rewelacyjnego zamku nie było już czasu.

Zamek w Chęcinach © radek3131


W tym zamku mieścił się skarbiec koronny. Było to również główne więzienie w Polsce, w którym więziono wiele znanych osobowości. Chęciny są również kolebką polskiego parlamentaryzmu. Bardzo ciekawe miasto, polecam zagłębić się bardziej w historie. Wyjeżdżamy z Chęcin droga na Małogoszcz. Najpierw stroma ścianka, a potem z góóóóóóóóóóóóki.

W drodze do Bocheńca © radek3131


Po drodze przypomina mi się, że można zamiast noclegu w namiocie zaryzykować z noclegiem w ośrodku wczasowym (nawiasem mówiąc, nocowałem w nim kiedyś) w Bocheńcu. Gdy pojawia się znak Bocheniec, ruszam do przodu by spytać co i jak. 30zł za nocleg wołali. Chcieliśmy jeszcze pójść na układ nocujemy w namiocie, ale korzystamy z łazienki i płacimy za to. Nie dało rady. W ośrodku spoglądam na mapę regionu i przypomina mi się fajne miejsce na biwak nad rzeką Wierną. Jedziemy tam i zjeżdżamy na dół by rozbić po ciemku namiot. Szybka kolacja i w kimono.

Góry Świętokrzyskie: Dzień 2

Środa, 4 sierpnia 2010 · Komentarze(1)
Trasa: Wyszyna Rudzka -> Ruda Maleniecka -> Młotkowice -> Lipa -> Cis -> Wisy -> Radoszyce -> Radoska -> Górniki -> Nalewajków -> Wyrębów -> Kłucko -> Staszów -> Leśnówka -> Grzymałków -> Borki -> Węgrzynów -> Mniów -> Przyjmo -> Bobrza -> Ćmińsk -> Tumlin -> Samsonów -> Janaszów -> Zagnańsk -> Belno -> Zalezianka -> Gózd -> Jęgrzna -> Czerwona Górka -> Podzagnańszcze -> Zaskale -> Wiącka -> Wzdół-Kolonia -> Kamieniec -> Bodzentyn -> Podgórze -> Św. Katarzyna -> Krajno Pierwsze -> Krajno-Parcele -> Krajno Drugie -> Porąbki -> Kakonin -> Bieliny -> Bieliny Poduchowne -> Huta Nowa -> Stara Huta-Koszary -> Huta Koszary -> Bartoszowiny



Tutaj więcej szczegółów.

Po wczorajszym deszczowym dniu byliśmy nieco zmęczeni. Chyba każdy zarywał ostatnie noce, a Ola to już w szczególności. Obudziliśmy (no dobra, obudziłem się) o 8.30. Zanim podnieśliśmy zwłoki, przygrzaliśmy śniadanie, zwinęliśmy namiot itp, trochę czasu minęło i zastała nas już godzina 11.20. A trzeba jechać dalej. Dojeżdżamy główną drogą do Rudy Malenieckiej. O dziwo spokojnie na tej drodze. Po dotarciu do Rudy Malenieckiej kierujemy się na wioski. Jedzie się całkiem fajnie. Spokój, lekkie górki. Żyć nie umierać.

Kościół w Lipie © radek3131


W Lipie skręcamy na Radoszyce. Asfalt masakra. Ola miała problemy z przejazdem szosówką, a ja ze 3-4 razy gubiłem lewą sakwę. W końcu pod jakimś drzewkiem zrobiliśmy postój i Michał przyszył sakwę drutem (sakwy pożyczone od niego).

Dziura na dziurze © radek3131


Po przyszyciu sakwy zauważamy, że jest godzina 13.00, a my dopiero kilkanaście kilometrów mamy. Docieramy do Radoszyc, gdzie kupujemy obiadek. Za Radoszycami zaczyna się coraz więcej pagórków i krajobrazy zmieniają się na bardziej górzyste.

Za Radoszycami © radek3131


Kroimy asfalt sprawnie. Na góreczkach każdy jedzie swoim tempem. W drodze do Grzymałkowa pojawiają się problemy jak jechać. Na szczęście niezawodny GPS (spytać się kogoś) zawsze pomaga i wyprowadza na dobrą drogę.

Kościół w Grzymałkowie © radek3131


W Grzymałkowie jedziemy na Mniów. Najpierw dłuugim, ale łagodny podjazd, a potem dłuuuugi i łagodny zjazd.

Po podjeździe zjazd © radek3131


W miarę zbliżania do Mniowa zaczynają się pojawiać poważniejsze widoki.

Pierwsze widoki na Góry Swiętokrzyskie © radek3131


Dojeżdżamy do Mniowa i jedziemy kawałek główną droga. Przed naszymi oczami ukazał się masakrycznie stromy podjazd. Podjazd ten wynagrodził nam się szybkim zjazdem, gdzie przez 3-4km jechaliśmy z prędkością >50km/h. Ograniczenie prędkości 50km/h. :) Aż uszy zatkało na dole. Ten podjazd przecinał Górę Raszówkę. Oczywiście nie przez szczyt. Jedziemy uważnie dalej, by nie przegapić skrętu na Zagnańsk. Mijamy po drodze taki znak:

3 sztuki przejść dla pieszych © radek3131


Jadę z przodu, by wypatrzyć skręt. W końcu znalazłem. Nawet sfociłem okolicę.

Barania Góra © radek3131


A to było za nami © radek3131


Jedziemy drogą wojewódzką. Na pierwszy rzut oka nie widać, że do droga wojewódzka, bo ruch na drodze znikomy. Dojeżdżamy do Samsonowa, gdzie wpadamy na moment obejrzeć zabytkową hutę.

Huta Samsonów © radek3131


Huta Samsonów © radek3131


Zdjęć mało, bo mam już tegoroczne. Huta powstała w 1594r. Produkowano tutaj głównie rzeczy dla wojska.Huta była czynna do 1866r. W tym roku zniszczył hutę pożar. Po zwiedzaniu mamy za 3km kolejną atrakcję- Dąb Bartek. Nie jest to ani najstarsze, ani największe drzewo w Polsce. Jest po prostu najpopularniejsze, gdyż kiedyś w podręcznikach do geografii było błędnie opisywane jako najstarsze drzewo w Polsce. Drzewo ma 30m wysokości, a obwód pnia prawie 10m. W drzewo pierdachnął piorun, a mimo to trzyma się nadal. :)

Ja przy dębie Bartku © radek3131


Ola i Michał przy Dębie Bartku © radek3131


Podczas stania nieopodal drzewa rozmawiam z facetem z informacji turystycznej (ot taka przenośna). Pytam się, czy zna krótsza drogę, ale uświadomił mnie, że ta którą zaplanowałem wcześniej jest najkrótsza. Oczywiście pyta się skąd jesteśmy. Zaskoczony był, że znam okolicę. Zaskoczony był również Michał, który nie mógł nadążyć za nazwami geograficznymi i nazwami wsi, które z pamięci wymieniałem. :) Po rozmowie udajemy się dalej na zasłużony odpoczynek. Pod tym drzewem stałem już 2 raz w tym roku i w pamięci mi utkwiło miejsce biwakowe naprzeciw Bartusia. Udaliśmy się w tamtym kierunku i zaznaliśmy szczytu luksusu: obiad z 2 dań. Zupka chińska i ryż z dżemem. :)

Czas na obiadek © radek3131


Nieopodal Bartusia © radek3131


Obiadek smakował, tym bardziej ze był zjedzony w nietypowej scenerii. :) Ruszamy dalej do wsi Belno, gdzie skręcamy na północ w kierunku Pasma Klonowskiego. Na początku płasko, a potem podjazd.

Nie było aż tak źle © radek3131


Wszyscy myśleli, że nie wjadą na to, ale rozpęd z górki do 50km/h zrobił swoje. Dodam, ze dojechaliśmy do końca tego co widać na zdjęciu i mieliśmy jeszcze 2 takie zmarszczki w górę. Potem dość stromy zjazd. Nie dało się nudzić.

Po dordze sympatyczne krajobrazy © radek3131


Przecinamy główną drogę i pytamy się ludzi jak jechać dalej. Oczywiście pomoc ludzi bezcenna. W drodze do Bodzentyna sporo krótkich i stromych podjazdów.

Bodajże Świnia Góra © radek3131


Czasami mozna poczuć się geologiem © radek3131


Jazda na tych podjazdach przebiegała według fajnego scenariuszu: pod górę wolno, a z góry szybki rozpęd niemal bez pedałowania, by zaraz szybko podjechać pod górkę. Jedzie się ok, niestety dalej szuter nas zastał. Nie muszę chyba przypominać, że Ola jechała szosówką. Przedzieramy się przez szutrowy kawałek. Zaczyna się szutrowy podjazd, który na wypłaszczeniu zmienia się w asfalt. A dalej masakrycznie stroma ścianka. Najbardziej stroma pod jaką podjeżdżałem w życiu. Dałem radę, ale przełożeń ledwo co starczyło. :)

Góra Bukowa © radek3131


Michał skapitulował © radek3131


Ola skapitulowała © radek3131


Docieramy w końcu do drogi na Bodzentyn. Trasa wyraźnie się wypłaszcza, ale w zamian możemy podziwiać po drodze pasma górskie.

Pasmo Klonowskie © radek3131


Widok z okolic Bodzentynia © radek3131


W Bodzentyniu szybki postój w sklepie, bo orientujemy się, że jest już późnawo, a trzeba zdążyć do schroniska. Niestety brak czasu uniemożliwił nam zobaczenie Muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Przeszliśmy od razu do podjazdu na Św. Katarzynę. Podjazd ten przecina pasmo Łysogór- najwyższe pasmo w Górach Świętokrzyskich. Od początku niesamowite widoki, a na szczycie to już w ogóle. Myślałem, ze ten podjazd jest bardziej stromy, a był po prostu długi i łagodny. Odpowiadał mi. Jako ciekawostkę dopiszę, że w Św. Katarzynie jest kapliczka z autentycznym podpisem Stefana Żeromskiego. Za młodu wydłubał scyzorykiem, czy czymś tam. :)

Świętokrzyski Park Narodowy © radek3131


Na szczycie zatrzymujemy się przy początku szlaku na Łysicę (612m.n.p.m.). Wpadam szybko na początek szlaku by przybić pieczątałe Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Niestety nikogo już nie było przy szlaku, więc jakbyśmy chcieli to za darmo byśmy weszli na Łysicę. :) Wracam, Michał decyduje się już wyjechać i złapać nas w schronisku. Niechętnie puściliśmy go. Dzwonię do Schroniska PTSM w Łagowie. Musiałem zadzwonić, bo zakwaterowanie do 21, a jak obliczyliśmy przyjechalibyśmy w okolicy 22.00-22.30. Najpierw złapała mnie sekretarka, która przekierowała mnie na inny numer. Dzwonię pod podany numer. Odpowiedź: "bardzo chętnie, ale właśnie mamy remont wodociągów, który kończymy jutro, mogę was zakwaterować dopiero jutro". O żesz kurde. Kolejna noc w namiocie się zapowiada. Zjeżdżamy z Olką podziwiając widoki. O dziwo na drodze jest wytyczony asfaltowy pas dla rowerów.

Łysogóry © radek3131


Pasmo Masłowskie © radek3131


W Krajnie Drugim skręcamy w lewo. Najpierw pod górę. A potem z góry. Do samego dołu jechaliśmy cały czas 40-50km/h. Zjeżdżamy na dół. Nasuwa się pytanie: gdzie jest Michał? Dzwonię raz: "abonent czasowo niedostępny". Dzwonię 2 raz- odbiera. Okazało się, że skręcił za wcześnie. Tłumaczę jak jechaliśmy i sugeruję by tak pojechał. Rozłączam się i przez chwilę następuje głośny śmiech. To nie sprawka Michała.

Ten znak rozbawił nas do łez © radek3131


Pukam do jakiegoś domu by upewnić się czy dobrze zamierzamy jechać. Tak, dobrze. :) Siadamy na przystanku i czekamy z 15(20??) minut. W końcu go widzimy. Pokazujemy mu "ośmiotonowy" znak, który również wywołuje uśmiech. Robi się już późno. Dalej to już jazda po ciemku. Dobrze, że praktykowaliśmy ją wcześniej.

I zastała nas noc © radek3131


Minęliśmy "dres party" i dojechaliśmy do drogi wojewódzkiej, na której zerowy ruch. Spojrzenie ludzi, gdy pytamy o drogę: BEZCENNE.

Pustki na wojewódzkiej drodze © radek3131


Jadąc rozciąga się fajny widok na oświetlone okoliczne wsie, ale i tak najbardziej w oczy rzucała się Łysa Góra nocą. Oczywiście za sprawą przekaźnika, który jest na szczycie. Widok urozmaicali nam kierowcy rażący nas długimi światłami.

Sama przyjemność © radek3131


Fajna jazda zmienia się w zamułę. Dziwimy się czemu tak pusto, a tu się okazało, że budowa odcinka drogi jest. No kurcze blade. Postanowiliśmy, ze w pierwszym lepszym lesie robimy nocleg. Troszkę to się dłużyło, ale udało się znaleźć. Rozbijamy po ciemku namiot i idziemy w kimono.