Podobny scenariusz jak w prawie każdą niedziele. Z początku jechałem pracowałem z przodu, aczkolwiek po kilkunastu kilometrach jazdy z grupą z Łodzi doszło do kraksy z tyłu. No to zatrzymaliśmy się i po kilku chwilach jechaliśmy dalej. Znów starałem się kręcić gdzieś z przodu. W pewnym momencie dałem zmianę i schodząc z niej nie miałem się gdzie schować, więc zostałem z tyłu. Dalej czuć środową jazdę. Poczekałem chwilkę na 2 osoby i dalej już równym tempem dojechaliśmy do Pabianic, zbierając kolejne 2 osoby w Dłutowie.
EDIT: DO 2 POŁOWY WRZEŚNIA NIE MA MNIE W PABIANICACH
Sprawdzony sposób na spędzenie sobotnich godzin około południowych. Pojawił się też Adam. Właściwie od samego początku konkret był. Produkowałem się z przodu mimo, że najlepiej nie jechało mi się dzisiaj. Widząc, że nie ma sensu bym finishował, dałem zmianę przed kreską i zjechałem na bok. Poczekałem minutkę na Adama i wróciliśmy do Pabianic. W domu odkryłem przyczynę tej ciężkiej jazdy. Jechałem z za mocno zaciśniętymi tylnymi klockami hamulcowymi i ocierały mi cały czas minimalnie o obręcz.
Praktycznie cały czas od momentu dołączenia do grupy z Łodzi konkretna jazda. Tym razem, więcej z przodu udzielałem się. Drugą połowę trasy jechaliśmy z Krzysztofem Jeżowskim.
Sporo ludzi, znów tempo konkretne i przynajmniej na początku bez jakiegoś większego szarpania. Dałem bodajże 2 zmiany i na kole się woziłem cały czas, gdyż źle się czułem. Pół pętli z Krzysztofem Jeżowskim jechaliśmy.
Spontanicznie postanowiłem z grupą pojechać. Jeszcze przed wyjazdem desperacko zmieniałem dętkę. Niestety nie zdążyłem wyjechać o takiej godzinie by zdążyć, więc złapałem grupę 4 osób w Gorzewie. Trasa calutki czas równym, dość spokojnym, tempem przejechana. Bardzo długie zmiany się robiło.
Znów w grupie. Od samego początku źle się, czułem. Właściwie to mój żołądek czuł co zostało zjedzone na wczorajszym grilu. Myślałem, że troszkę pokręcę i ok będzie. Jednak tak się nie stało, więc na ostatnie 20km zjechałem na sam koniec. Co prawda zbytnio tam nie odpocząłem, bo był rant i kilka razy musiałem doskakiwać, bo luka się zrobiła. Tak czy siak do Pabianic dojechałem w grupie.
Łoł, pamiętałem że w Boże Ciało też się jeździ. Dużo osób pojawiło się, noga od samego początku podawała, mimo dość silnego wiatru. W Woli Kamockiej jechaliśmy na rancie, jadę zadowolony że znalazłem dobre miejsce. Wszystko było ok do momentu, aż jakiś facet zajechał do takiego stopnia że musiałem ewakuować się na pobocze. Niestety do grupy już nie wróciłem mimo usilnych starań. Jechałem już dalej w grupie bodajże 7 osób, z których pracowała solidnie ze mną jedna osoba.
Jazda w grupie. Nawet sporo osób było. Noga strasznie podawała, nawet w ucieczce od Wadlewa jechałem, jednak w Dłutowie zostaliśmy złapani. Próbowałem jeszcze raz uciec na małej góreczce za Dłutowem, ale nawet dobrze nie odjechałem, więc odpuściłem.
Punktualnie przyjechałem pod sklep. Sporo osób się pojawiło m.in Arek. Ja dołączyłem do grupy z Łodzi. Tym razem pracowałem troszkę z przodu, oczywiście nie cały czas. Całość przejechałem bez problemów. Troszkę zagapiłem się na kresce, bo zamiast wcześniej przecisnąć się do przodu zostałem tam gdzie byłem. Po jeździe wpadłem na chwilę do baru. Mokry od potu byłem jakbym do basenu wskoczył.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl