Wpisy archiwalne w kategorii

Fotoreportaże

Dystans całkowity:9284.39 km (w terenie 1742.32 km; 18.77%)
Czas w ruchu:409:59
Średnia prędkość:22.65 km/h
Maksymalna prędkość:75.50 km/h
Suma podjazdów:20710 m
Maks. tętno maksymalne:195 (96 %)
Maks. tętno średnie:162 (79 %)
Suma kalorii:88435 kcal
Liczba aktywności:159
Średnio na aktywność:58.39 km i 2h 34m
Więcej statystyk

Österreich

Piątek, 26 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Vas -> Belluno -> Ponte nelle Alpi -> Longarone -> Calalzo di Cadore -> Santo Stefano di Cadore -> Padola -> San Candido -> Sillian [A]

Mapka i zdjęcia później

Od rana kręci się dobrze. W Ponte nelle Alpi ( co w tłumaczeniu oznacza most w Alpach) pytam Włocha o drogę. Po drodze pełno tunelów. W Calalzo di Cadore jem 2 obiady na szczycie podjazdu. Przepiękny widok na Dolomity. Mimo wysokości 1000m.n.p.m. w cieniu jedynie 33°C. Po obiadku ciąg dalszy podróży. Do Santo Stefano di Cadore prowadzi 4km tunel. Wyjeżdżam z tunelu i biję na San Candido przez Passo della Crosso. Na szczycie w końcu jakaś normalna temperatura. Proszę Niemca o zrobienie zdjęcia i zjeżdżam w dół do Austrii. Przy granicy pytam się Włocha o drogę i zostaje poczęstowany lampką białego wina, całkiem sympatyczny facet. Rozbijam się zaraz za granicą Austriacką.

Takie tam po okolicy

Środa, 3 sierpnia 2011 · Komentarze(8)
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Pawłówek -> Huta Dłutowska -> Budy Dłutowskie -> Dłutów -> Stoczki-Porąbki -> Rędociny -> Lesieniec -> Jutroszew -> Lutosławice Szlacheckie -> Lutowławice Rządowe -> Wola Kamocka -> Lubanów -> Papieże -> Brzoza -> Jarosty Małe -> Jarosty Duże -> Piotrków Trybunalski -> Zalesice -> Kałek -> Przygłów -> Sulejów -> Jaksonek -> Honoratów -> Wójcin -> Krasik -> Kłopotów -> Paradyż -> Solec -> Trojanowice -> Żarnów -> Łysa Góra -> Grębienie -> Maleniec -> Wyszyna Rudzka -> Ruda Maleniecka -> Jacentów -> Radoszyce -> Górniki -> Nalewajków -> Wyrębów -> Kłucko -> Staszów -> Leśniówka -> Grzymałków -> Borki -> Węgrzynów -> Mniów -> Bobrza -> Ćmińsk -> Umer -> Samsonów -> Janaszów -> Zagnańsk -> Belno -> Zalezianka -> Ostojów -> Suchedniów -> Michniów -> Wzdół-Kolonia -> Kamieniec -> Bodzentyn -> Św. Katarzyna -> Krajno Pierwsze -> Górno Parcele -> Wola Jachowa -> Bieliny -> Nowa Huta -> Huta Stara -> Stara Huta -> Szklana Huta -> Huta Szklana -> Św. Krzyż -> Huta Szklana -> Szklana Huta -> Stara Huta -> Huta Stara -> Nowa Huta -> Bieliny -> Wola Jachowa -> Górno -> Radlin -> Cedzyna -> Kielce -> Kostomłoty Drugie -> Miedziana Góra -> Ćmińsk -> Bobrza -> Przyjmo -> Berlinka -> Mniów -> Przełom -> Lisie Jamy -> Jacentów -> Grębenice -> Łysa Góra -> Żarnów

Mapka

Pomysł przejechania 400km w ciągu dnia narodził się już w październiku. Czułem niedosyt po trzysetce. Trasa zaplanowana była od razu. Celem padły Góry Świętokrzyskie dlatego, że jest dużo ciekawych rzeczy do zobaczenia. No i dosyć dobrze je znam. Były nawet osoby chętne, ale a to pogoda, a to coś i już sam zostałem. Wyjechałem o 6.30 rano. Przez pierwsze 10 minut zimno, ale potem temperatura idealna. Z początku zamulałem trochę, ale po kilkunastu kilometrach złapałem rytm i już jechałem z prędkością 35-40km/h, czyli z założeniami. Błyskawicznie dojechałem do Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie po raz kolejny remont mostu zmusił mnie do prowadzenia roweru przez mały kawałek. W Piotrkowie Trybunalskim bez problemu kieruje się na Zalesice. Droga pusta, po chwili pojawia się znak zakazu wjazdu z powodu remontu drogi. Zaryzykowałem i pojechałem prosto. Wyjazd z drogi był, ale taką wąską drogą dla pieszych. Dalej główną drogą w mgnieniu oka docieram do Sulejowa. Ruch samochodowy spory. Tutaj nastąpiła 1 modyfikacja trasy,. Zdecydowałem, że pojadę główną drogą do Żarnowa. Wtedy nadłożę może z 5km, ale stracę mniej czasu na szukanie drogi. Okazało się to trafnym wyborem, gdyż samochody przeważnie jechały w drugą stronę. Kilometry do Żarnowa również lecą bardzo szybko, bodajże w pół godziny z Sulejowa tam dojechałem. Z Żarnowa, jadę główną drogą w kierunku Kielc, by po chwili skręcić na Maleniec. Od tego momentu jadę w województwie świętokrzyskim. Dojeżdżam szybciutko do skansenu, gdzie robię pięciominutowy postój. Z Maleńca wracam na główną drogę, by po chwili znów odbić- tym razem na Radoszyce. W Radoszycach musiałem się już pierwszy raz na trasie spytać o drogę, gdyż nie miałem pojęcia jak wyjechać z miasta. Po krótkim błądzeniu w końcu wyjeżdżam z miasta. Do Mniowa trasę pokonuję z pamięci. Powoli zaczyna się zwiększać ilość wzniesień. W Grzymałkowie postój w sklepie, by kupić coś innego niż batoniki oraz uzupełnić wodę. Po uzupełnieniu zapasów dojeżdżam delikatnym podjazdem do Mniowa. Tutaj przecinam Pasmo Bolechowickie. Z Mniowa główną drogą docieram do Ćmińska. Po drodze kilka bardzo stromych podjazdów. O dziwo trudności nie sprawiają mi, ale za to zjazd z każdego z nich jest epicki. W Ćmińsku skręcam na Zagnańsk- czyli w kierunku Dębu Bartka. Najpier zatrzymuje się przy byłej hucie w Samsonowie, potem zatrzymuje się chwile przy Bartusiu. Jadę kawałek tą drogą i odbijam na wioskę Belno. Tutaj na MEGAwypasistym podjeździe łapie mnie GIGAkryzys. Zdziwiłem się, gdyż jadłem cały czas, piłem cały czas, wyspany byłem a zmęczenia nie czułem. No i całkiem dobra średnia zaczęła spadać na łeb i szyję. Na 168km była to 31,5km/h. Wturlałem się jakoś na górę podjazdu i mogłem rozkoszować się długim zjazdem. Zatrzymałem się przed samym Suchedniowem, gdyż zauważyłem restaurację. Okazało się, że zamknięta, jednak tak się złożyło, że właściciel był i otworzył specjalnie dla mnie. Zjadłem tutaj naprawdę solidny i tani obiad. Poczekałem kilkanaście minut i kontynuowałem zjad aż do Suchedniowa. Skręcam na Bodzentyn, zaczyna się minimalny podjazd i co? I Męczy mnie kryzys. Pod śmiechu wartą górkę wjeżdżam z prędkością 15-20km/h zatrzymując się po drodze kilkukrotnie. Nawet na zjeździe 40km/h nie byłem w stanie wyciągnąć. W Bodzentynie kieruję się na Św. Katarzynę, by przeciąć Pasmo Łysogór. Kryzys męczy dalej, więc pod pięciokilometrowy podjazd najzwyczajniej na świecie wlokę się. Na szczycie zatrzymuję na chwilę, by rzucić okiem na widok i rozkoszuje się zjazdem. Nawet jest wydzielony pas dla rowerów, aczkolwiek przy prędkości >60km/h dużo wygodniej jedzie się środkiem pasa ruchu. Docieram na dół i kieruję się w kierunku bardzo dobrze mi znanej Łysej Góry. Praktycznie cały czas droga się wznosi, a ja nadal kryzys mam. Dzwonie do ojca, poinformować go, że bardzo prawdopodobny jest 2 wariant trasy (czyli z powrotem samochodem), który był przygotowany już wcześniej. Dotarcie na szczyt zajęło mi mnóstwo czasu. Niska prędkość i częste postoje przyczyniły się do tego. Na szczycie urządziłem dłuższy postój, zjadłem wszystko co miałem w kieszonkach i po jakiś 30 minutach zacząłem zjazd. Zjazd to właściwie był najlepszy moment dnia dzisiejszego. ~70km/h przez kilka kilometrów było na liczniku. Z ciekawostek nikomu do szczęścia nie potrzebnych- Huta Szklana jest najwyższą miejscowością województwa świętokrzyskiego. Dziękuje za uwagę, wracam do opisu. Dojechałem na dół, zatrzymałem się przy najbliższym sklepie w celu uzupełnienia zapasów. Posiedziałem chwilę na ławce i ruszam dalej. Kryzys minął. PO 80km męki. Znów zacząłem jechać z jakąś normalną prędkością. Większość drogi do Kielc z górki było, więc 40-50km/h podczas spokojnej jazdy z minimalnym wiaterkiem w plecy (nota bene przeszkadzającym mi przez 240km) to było coś. W Kielcach bez korku, przejeżdżam bez problemu przez nie. Za Kielcami mogę dalej powrócić do szybszej jazdy. Docieram znów do Pasma Bolechowickiego. Jadę nawet kawałek Torem Wyścigowym na Miedzianej Górze. Chwilę po tym sytuacja, która humor do końca dnia poprawiła. Nad drogą czasem znajdują się tablice "Kierowco jedziesz xxx km/h. Zwolnij!". Więc taka pojawiła się na mojej drodze, a właściwie nad, zauważając ją odwracam się czy nic z tyłu nie jedzie. Nic nie jedzie. Challenge accepted. Wstałem z siodła, kilka obrotów korbą i miotania rowerem jak szatan i wyskoczyło na tablicy. "Kierowco jedziesz 53km/h. Zwolnij!". Aż się zdziwiłem, że na rowery też to działa. Dalej kilka górek przede mną- pokonywanych przez mnie już dzisiaj, lecz z drugiej strony. O dziwo podjeżdżanie idzie dużo lepiej niż wcześniej. Górki minęły i już dalej droga praktycznie caaaaaaały czas leciutko w duł prowadziła. Wykorzystując ukształtowanie terenu, 40km/h było z reguły normalną prędkością. Zaczyna się las. Strasznie długo jadę w tym lesie. Odczuwam głód, gdyż zapasy jedzenia się skończyły. Myślę sobie, że fajnie by było jakby był bar. Nie minęło 300m. Bar. Pakuję się do środka, zamawiam hamburgera i jadę dalej już z włączonym oświetleniem. Do Żarnowa dojeżdżam punktualnie o 21, czyli tak jak umawiałem się z ojcem. Przebieram się w suche ciuchy, idę na kawę i wracamy. Do domu docieram o 23, gdyż oznakowanie drogi na Sieradz w Piotrkowie Trybunalskim jest tragiczne. Jak ktoś nie wie o co chodzi, to niech zobaczy na co się naciąłem w zeszłym roku podczas jechania wcześniej wspomnianej trzysetki. Reasumując, do domu o dziwo dojechałem nie ujechany, myślę że bym dojechał do domu rowerem, lecz dopiero koło 2-3 w nocy. Niestety długi kryzys pochłonął masę cennego czasu. Będzie trzeba spróbować za rok.

Dookoła lotniska

Niedziela, 26 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Szynkielew -> Górka Pabianicka -> Gorzew -> Łódź -> Szynkielew -> Pabianice

Mapka

Na mapce nie ma tzw. kręcenia się w kółko.

Kolejny spontan. Zadzwonił Michał, z pytaniem czy nie jadę zobaczyć samoloty na lotnisku. Nie miałem nic lepszego do roboty więc zgodziłem się. Jedziemy raczej mało ruchliwymi drogami. Dojeżdżam na Lubninek starą trasą, po krótkiej wymianie zdań postanowiliśmy zobaczyć Muzeum Lotnictwa, bo on GDZIEŚ tam jest. No i zaczęło się najlepsze. kręcenie się po Łodzi. Trafiliśmy na osiedle w Łodzi, która kompletnie Łodzi nie przypominała. Zabudowa jak w 10tyś miasteczku. Przez pola dojeżdżamy znów, sami nie wiemy gdzieś. Kilkukrotnie pytamy się ludzi i w końcu voila, trafiliśmy. Chwila przerwy i intensywnego myślenia nad powrotem, bo trasy dojazdu do muzeum nie pamiętaliśmy. na spontana pojechaliśmy "gdzieś tam", wzdłuż ogrodzenia lotniska. Trasa konkretnie terenowa. Pełno pagórków, błota, piachu. Niektóre pagórki 45% nachylenia spokojnie miały. W końcu trafiliśmy do miejsca, z którego dojechaliśmy do lotniska. Powrót do Pabianic podobny, ale z tą różnicą, że wracaliśmy szutrową dróżką nad torami kolejowymi.

ZDJĘCIA

W odwiedziny

Poniedziałek, 6 czerwca 2011 · Komentarze(3)
Trasa: Pabianice -> Szynkielew -> Górka Pabianicka -> Gorzew -> Łódź -> Gorzew -> Górka Pabianicka -> Szynkielew -> Pabianice

Mapka

Pojechałem sobie spokojnie do Łodzi by rodzinę odwiedzić. W drugą stronę strasznie nie chciało mi się już kręcić. Po drodze fotę cyknąłem, by nie zapomnieć obsługi aparatu w telefonie.

Maki i kościół © radek3131

Na północ

Piątek, 3 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Ludowinka -> Chorzeszów -> Julianów -> Józefów -> Wodzierady -> Apolonia -> Dziektarzew -> Lutomiersk -> Babice -> Wola Grzymkowa -> Aleksandrów Łódzki -> Rąbień -> Konstantynów Łódzki -> Porszewice -> Świątniki -> Górka Pabianicka -> Szynkielew -> Pabianice

Mapka

Tak na pośpiechu, przed zniesieniem roweru na dół, wymyśliłem trasę i pojechałem nią. Powrót w ekspresowym tempie.

Grunwald © radek3131

Stówa

Wtorek, 10 maja 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice-Wola Zaradzyńska Gospodarz-Rzgów-Grodzisko-Huta Wiskicka-Przypusta-Wola Rakowa-Brójce-Kurowice-Karpin-Łaznowska Wola-Rokiciny Kolonia-Rokiciny-Janinów-Buków-Józefin-Ujazd-Sangrodz-Tobiasze-Zaborów-Komorów-Tomaszów Mazowiecki-Komorów-Zaborów-Tobiasze-Sangrodz-Ujazd-Józefin-Buków-Janinów-Rokiciny-Rokiciny Kolonia-Łaznowska Wola-Karpin-Kurowice-Brójce-Wola Rakowa-Przypusta-Huta Wiskicka-Grodzisko-Rzgów-Gospodarz-Wola Zaradzyńska-Pabianice

Mapka

A tak spontanicznie właściwie. Rano uznałem, że dawno nic dłuższego nie jechałem i po prostu pojechałem. Jechało się bez większych problemów. W Ujeździe wahadełko na drodze więc trochę czekać musiałem. Wracając zatrzymałem się na chwile, wypiąłem z pedałów i nagle rower na bok poleciał. Okropna rysa na ramie została po tym.

ZDJĘCIA

Mijając półmaraton

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Guzew -> Babichy -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Jutroszew -> Lutosławice Szlacheckie -> Lutosławice Rządowe -> Wola Kamocka -> Lubanów -> Grabica -> Rusociny -> Gutów Mały -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Rydzyny -> Pabianice

Mapka

Nareszcie udało mi się wstać o w miarę normalnej porze i nie zaspać. Lekko nogi było czuć po wczorajszym dociąganiu, ale chwilka jazdy po mieście i już się rozjechałem. Pojawił się też Arek, co prawda lekko spóźniony, ale dogonił nas bez problemowo. Poczekaliśmy w kilka osób na, jak się później okazało- całkiem liczną, grupę z Łodzi. Praktycznie od samego początku rant szedł, więc przy samej krawędzi jedni trzeba było jechać. Było sporo momentów, że utrzymanie się na kole było ciężkie. W Grabicy przed mną zrobiła się luka i już zabrakło trochę siły by dociągnąć do grupy. Dopiero teraz było widać, że skład się dosyć sporo uszczuplił. Dogoniły mnie dwie osoby i w trzyosobowym składzie dojeżdżamy do skrętu na Rydzyny. Swoją drogą bardzo szybko ten czas zleciał. Przy skręcie na Rydzyny policja kierowała ruchem w związku z I Pabianickim Półmaratonem ZHP. Dołączamy do paru osób i spokojnie jedziemy do Pabianic. Po drodze korzystając z tego, że już wyciągnąłem telefon cyknąłem zdjęcie- bez szału co prawda, bo zatrzymywać się nie chciało mi.

Mijamy maratończyków © radek3131


Na starcie maratonu stawiło się ponad 600 osób, co jest bardzo dobrym wynikiem jak na rozgrywający się w międzyczasie IV Półmaraton Poznański. Rozmiar kolumny biegaczy może przybliżyć porównanie do tego, że od skrętu na Rydzyny do prawie samego miasta (jakieś 3-4km) mijaliśmy ich, a i tak nie mijaliśmy ich od samego początku. Nawet udało się dostrzec kilkanaście znajomych mi twarzy. W mieście wpadam na chwilę do baru i wracam dosyć szybko do domu, bo roboty trochę miałem jeszcze.

Lodołamacz

Wtorek, 25 stycznia 2011 · Komentarze(3)
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Mogilno Duże -> Róża -> szlak zielony -> Ldzań -> Talar -> szlak zielony -> Ostrów -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice

Mapka

Coś niesamowitego, pierwszy raz w tym roku z własnej, podkreślam z własnej, nie przymuszonej woli, chciało mi się pojechać do lasu. Może dlatego, że w końcu jest zima taką jak lubię, czyli lekki mrozik, a tam gdzie trzeba jest odśnieżone. Miałem ambitny plan dojechania do Łasku zielonym szlakiem, a powrotu czerwonym. Wyszło jak wyszło, a o tym dalej.

Zima- wersja "lajt" © radek3131


Aż do Ldzania jechało się przepięknie. Niespodzianek na trasie nie było, droga bez kolein. Żyć nie umierać.

Oznaczenie nowego szlaku © radek3131


Dojeżdżam do Talara, gdzie skręcam na zielony szlak. Już tutaj troszkę zmrożonych kolein było, ale nic nie zapowiadało tego co mnie czeka dalej. Najlepiej opisują to zdjęcia.

Zaczęło się tak © radek3131


Potem było tak © radek3131


A skończyło się tak © radek3131


Na końcu rower zapadł się do wysokości 3/4 kół. Nogi mokre do kolan i co robić? Przemęczyłem się jeszcze kawałeczek, potem było już ok. Zaczęły mi marznąć stopy, więc uznałem, że najrozsądniej będzie wrócić asfaltem do Pabianic. I tak więc zrobiłem. Nawet prędkość przyzwoitą trzymałem, bo ~35km/h przez długi czas nie schodziło. W domu zauważyłem, że mam LÓD w SKARPETKACH. No na ramie to już pomijam.

Gleba

Niedziela, 23 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Terenin -> czerwony szlak -> punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> Staw Jeziorko -> Mogilno Duże -> Róża -> szlak czerwony -> Morgi -> Ślądkowice -> Róża -> Ślądkowice -> Róża -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice

Mapka

Budzę się rano o 8.00, szybciutko biegnę do okna zobaczyć jaka pogoda. Troszkę białego gó*na napadało. Błyskawicznie wróciłem do łóżka, bo jakoś śnieg do mnie optymistycznie nie przemawiał i podniosłem się dopiero o 9.30 szybciutko coś zjadłem i naszykowałem się. Spóźniłem się 5 minut, więc zacząłem resztę gonić. No więc pruję 30-35km/h po świeżutkim śniegu w Tereninie. Dojeżdżam do lasu i po śladach zaczynam jechać. Długo nie musiałem czekać, by "złapać" kogoś. Nie minęła chwila, a już we dwójkę goniliśmy resztę. Trochę się pokręciliśmy po lesie i wróciliśmy nad Wielką Wodę, gdzie spotykamy kilka osób. W tym kilkuosobowym gronie postanawiamy jechać nad kolejny stawik. Mimo ujemnej temperatury jechaliśmy przez spory kawał drogi po rozlanej (częściowo zamarzniętej) wodzie. Teren ciężki, rowery zapadały się, o mało co byłbym światkiem niesamowitej gleby. Grupka trochę się rozciągnęła akuratnie w okolicy stawu. Przez chwilę nawet sam jechałem, bo ślady prowadziły w 2 strony. Znalazłem resztę, akuratnie drobną awarie usuwali- łańcuch skuwali. Żeby nie zmarznąć zbytnio zagrzałem się herbatą z prądem i już jechaliśmy dalej. Rozdzieliliśmy się. Jechałem w 3 osobowej grupce. Jechaliśmy w kierunku Ldzania, ale żeby nie było zbytnio nudno, skręciliśmy w lewo- w dotąd mi nie znaną drogę. Dojechaliśmy do jakiegoś skrzyżowania, gdzie chwilkę poczekaliśmy na znajomego, który pozbierał się po glebie. Ruszyliśmy dalej i od razu poznałem gdzie jestem. Z wiatrem w plecy dojechaliśmy do Ślądkowic. Potem po zmianach, po pięknym śniegu, jechaliśmy do Róży. Właściwie to na piękny śnieg to tylko wyglądało, o czym przekonałem się w Róży. Przy ~30km/h tylne koło wpadło mi w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Zbiegiem okoliczności, mówiłem jakieś 10 minut temu, że mało gleb zaliczyłem tej zimy. Gleba dość bolesna, bo noga utknęła mi w rowerze. Chyba trzeba w końcu zainwestować w opony z kolcami. Wracamy do Ślądkowic po znajomego, bo go zgubiliśmy. Zguba się nie odnalazła, więc już tylko we dwóch wracaliśmy do Pabianic. W Pawlikowicach się rozjeżdżamy, ja wracam skrajem lasu. Pieruńsko ślisko się zrobiło, może dlatego że świeży śnieg zaczął się roztapiać w słońcu. Po drodze odkrywam coś, czego tu ostatnio nie było.

Łódzki Szlak Konny © radek3131


Czyli kolejny szlak do zbadania kiedyś tam rowerem. Bez większych przygód wracam w jednym kawałku do domu. Nawet fajnie dzisiaj było. A w domu powódź od topniejącego śniegu. Odwykłem jakoś ostatnio od tego.