Nie lubię PKP
Sobota, 13 sierpnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria "Suplementy i izotoniki", 200-250km, Deszcz, Sam, Testowanie i ustawianie, Trekking, Z sakwami
Trasa: Pabianice -> Bełchatów -> Kamieńsk -> Radomsko -> Gidle -> Pilica -> Wolbrom -> Skała -> Ojców -> Kraków -> Kryspinów
Mapka później
Wstaję wcześnie rano, by po gigantycznej ulewie wyruszyć w kierunku Krakowa. Z początku zimno, potem zaczyna być upalnie. Pierwsze 125km przejechałem błyskawicznie, po drodze wyprzedzam nawet rowerową pielgrzymkę do Częstochowy. Po 125km zaczynają się pierwsze górki, które z czasem zmieniają się w dłuższe podjazdy. W Pilicy łapie mnie burza co zmusza mnie do postoju. Po burzy ruszam dalej i podczas krótkiego zjazdu łapie mnie ulewa, przez co ciuchy mam mokre strasznie, stanąłem chwile na przystanku, ruszyłem dalej i ciuchy praktycznie od razu wyschły. Wbijam do Ojcowskiego Parku Narodowego, który zwiedzam sobie i odświeżam wspomnienia z dzieciństwa. Jadę fajnym brukowym odcinkiem i kieruję się bez większych problemów na Kryspinów. Przeważnie zjazdy są, więc kilometry pokonuje naprawdę szybko. Z racji braku znaków ląduje w Krakowie. Pytam się o drogę, trafiam do Kryspinowa, spotykam Michała na miejscu i rozbijamy namiot w lesie. I tym sposobem za prawie friko dojechałem do Krakowa, bez zbędnego stresu związanego z podróżą pociągiem.
Mapka później
Wstaję wcześnie rano, by po gigantycznej ulewie wyruszyć w kierunku Krakowa. Z początku zimno, potem zaczyna być upalnie. Pierwsze 125km przejechałem błyskawicznie, po drodze wyprzedzam nawet rowerową pielgrzymkę do Częstochowy. Po 125km zaczynają się pierwsze górki, które z czasem zmieniają się w dłuższe podjazdy. W Pilicy łapie mnie burza co zmusza mnie do postoju. Po burzy ruszam dalej i podczas krótkiego zjazdu łapie mnie ulewa, przez co ciuchy mam mokre strasznie, stanąłem chwile na przystanku, ruszyłem dalej i ciuchy praktycznie od razu wyschły. Wbijam do Ojcowskiego Parku Narodowego, który zwiedzam sobie i odświeżam wspomnienia z dzieciństwa. Jadę fajnym brukowym odcinkiem i kieruję się bez większych problemów na Kryspinów. Przeważnie zjazdy są, więc kilometry pokonuje naprawdę szybko. Z racji braku znaków ląduje w Krakowie. Pytam się o drogę, trafiam do Kryspinowa, spotykam Michała na miejscu i rozbijamy namiot w lesie. I tym sposobem za prawie friko dojechałem do Krakowa, bez zbędnego stresu związanego z podróżą pociągiem.