Trasa: Dom -> Polfa -> Nowy Rynek -> Dom -> Pola -> 1 LO -> Dom -> Sklep -> Dom
Najpierw do pracy znajomego, by skserował terminarz wyścigów szosowych na rok 2010, potem na ryneczek dać znajomemu skserowany terminarz. Dalej pyszny obiadek w domu. Na 13.30 byłem umówiony przy szkole, ale wybyłem z domu dużo wcześniej by zrobić małą pętelkę na polach. Jadę do szkoły. Po drodze spotykam brata Michała, który przekazuje mi kultowe hamulce Campagnolo Chorus (nie byłem w szkole, bo leczę jeszcze troszeczkę lekkie przeziębienie). Dojeżdżam do szkoły, gdzie oddaje koleżance paczkę w postaci kilku książek. Wracam do domu, zabieram kasę i jadę do sklepu na drobne zakupy.
Choróbsko mnie troszkę wymęczyło przez ostatnie dni. Już jest lepiej, ale głowa to mi pęka od tego ciągłego kichania. W planach był intensywny trening, ale po 90 minutach zaczął mnie doskwierać głód, więc zostałem zmuszony do zwolnienia, a pokonywanie pagórków szło mi jak krew z nosa. No i w reszcie zrobiło się gorąco w rezultacie krótkie spodenki i krótki rękawek mogę zakładać wszędzie. ;p
Od wczoraj mocny katar mnie męczy. Dzisiaj jest dużo lepiej, więc pokusiłem się na jazdę. Jadę standardową trasę, ale nagle postanowiłem skręcić na Kudrowice, by powrót mieć z wiatrem w plecy. Niestety za wcześnie skręciłem w lewo. Tej drogi nie ma na mapie google (można ją zobaczyć tylko na satelicie). Jadę gładziutkim asfaltem, gdy dojeżdżam do.... Konina. W Koninie skręcam w lewo na wieś Majówka. Niestety to był błąd. Za jakiś kilometr kończy się asfalt i zaczyna droga gruntowa. Zawracam z powrotem do Konina i kieruję się na właściwą drogę. Tutaj mam okazję ominąć gigantyczną dziurę na drodze z Porszewic do Lutomierska. Dalej w sumie nie ma co opisywać, bo za dużo się nie działo. jechałem tak jak wcześniej, czyli tempem mieszanym. Mam nadzieje, że do jutra wyzdrowieję. :)
W skrócie: luźny wypad przed lekcjami. Rękawki zostały bardzo szybko zdjęte, bo taki gorąc dzisiaj. W sumie to nie mam weny na opisywanie (nawet nie ma co opisywać).
Ustawka na ul. Narcyza Gryzla. Sporo ludzi. Czekałem na Łodziaków, ale bardzo szybko odpadłem, bo w Górkach Dużych. Wiatr był to rant poszedł i nie dałem rady. Postanawiam skrócić trasę. Po drodze wyprzedzam 4 kolarzy z Pabianic. Przyzwoitym tempem dojeżdżam do baru na Rydzynach, gdzie kupuję Cola-colę i Grześka. Koło 12.00 zaczynają się wszyscy zlatywać do baru. Dowiaduję się, że nie tylko ja tam odpadłem. Pocieszyło mnie to. Siedzę z godzinkę i lecę na chatę.
Głód roweru wygrał. Nie poszedłem do szkoły, bo musiałem się najeździć po 3 dniowej libac.. znaczy się wycieczce w województwo świętokrzyskie (parę zdjęć). Wstałem o 8.00 jem syte śniadanie, dokręcam koszyczek na bidon, kupuję w sklepie 3 batoniki i w drogę. Planując trasę wykorzystałem wcześniej poznane odcinki oraz wyczytaną w różnych źródłach. Ponieważ wiało z zachodu to powrót musiał być w kierunku wschodnim. Wyjeżdżam z miasta przez Piątkowisko. Wydaje mi się, że wiatr wieje troszeczkę mocniej niż podano w prognozach. Wolę jednak nie szaleć, bo po co mam za to zapłacić później. W Ludowince tłumaczę kolesiowi jak dojechać do Puczniewa. Mijam Chorzeszów i dojeżdżam do Wodzierad, gdzie podbijam 2 zaległe wyjazdy do książeczki PTTK (na normalne treningi nie biorę, na luźne czemu nie). Jadę przez Leśnicę w kierunku Szadku. Jedzie się wspaniale. Słońce nieśmiało przebija się przez chmury, a ruch samochodowy niemal zerowy. Szkoda, że wiatr troszkę przeszkadza, ale to da się przeżyć.
Skręcam według znaku na Borki. Pytam się jeszcze jakiegoś gościa, czy dobrze jadę. Tak, dobrze jechałem. Otwieram batonika i konsumuję w czasie jazdy. Tutaj bardzo miła niespodzianka. Dobry kawałek asfaltu i przez spory kawał czasu nie widziałem ani jednego samochodu.
Tak wygląda droga asfaltowa według jednej z najdokładniejszych map okolicy. Jechałem po tym 15-20km/h i omijałem pełno dziur- stąd takie, a nie inny, tytuł dzisiejszego wpisu.
Momentami czułem się jak na Paryż-Roubaix. Na szczęście szutrowe piekło nie trwało długo i mogłem kontynuować jazdę asfaltem. Dojeżdżam do Pęczniewa, gdzie skręcam na Siedlątków, czyli znów zmiana nawierzchni.
Nie wziąłem mapy, bo uznałem, że to jest zbyteczny papierek. Zapamiętałem, że w pierwszą asfaltową drogę skręcam w lewo. No i skręciłem. Moim oczom ukazał się taki oto widok:
Wkurzyłem się nieco, bo szosówka to nie przełajówka, ale stwierdzam, że mam coraz większą ochotę na przełajówkę. Dojeżdżam do jakiegoś asfaltu, pytam się gościa jak mam dojechać do Miłkowic. Tak jak myślałem, to była ta droga na którą miałem skręcić nieopodal tamy. Dojeżdżam do Miłkowic, i z zeszłego roku pamiętam, że warto tu skręcić nad zalew.
Wracam z powrotem na główną szosę, gdzie jem batona i szybko dojeżdżam do Warty (z powrotem województwo łódzkie). Tutaj odwiedzam Muzeum Miasta i Rzeki Warty.
W muzeum korzystam z mapy. Liczyłem na to, że znajdę jakąś fajną drogę do Pabianic. Niestety nie udało się, więc musiałem wracać znakami na Łódź. Po drodze przejeżdżam przez rzekę Wartę.
Nareszcie wiatr w plecy. Przemieszczam się z dość szybką prędkością (35-40km/h). Za Rossoszycą wyprzedza mnie jakiś pojazd wykorzystywany na budowie, ale na pewno nie była to koparka. Z resztą nie ważne co to było. Jechało 40km/h, więc grzech nie skorzystać z tunelu aerodynamicznego. To cuś pociąga mnie do Szadku. Tutaj kieruję się na Łask. Znów odczuwam głód więc jem ostatniego batona. Niestety za dużo nie dał, bo przed Łaskiem znów byłem głodny. Na szczęście nie daleko było do domu, więc nie musiałem się długo męczyć.
Podsumowując: wypocząłem troszkę, świata troszkę zobaczyłem. No i całkiem niezłą średnią prędkość wykręciłem jak na liczne postoje (np. zwiedzanie, zdjęcie itp)
Najpierw do szkoły po kilka materiałów. Potem do kumpla na naukę. Dalej z powrotem do szkoły na konkurs, który napisałem 30 minut przed czasem Na koniec powrót do domu. Na szosę dzisiaj nie jechałem, bo byłem na wycieczce dniowej w województwie świętokrzyskim i padam. Jutro może coś dłuższego machnę.
Kilka zdjęć ze wspomnianej wcześniej wycieczki do województwa świętokrzyskiego:
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl