Dołączam do grona bikestatowiczowych hardcorów, którzy rowerem jeżdżą do lekarza/apteki itp. ;p Czekam na bardziej nietypowe propozycję. No i może wreszcie ktoś przebije mnie z KONIECZNYM wyjazdem do Łodzi ;p
W bardzo gęstej mgle wyjechałem załatwić kilka spraw w centrum. Ledwo co dojechałem do głównej ulicy, a licznik znów zaczął mi pokazywać prędkości z kosmosu. Wracając odkryłem przyczynę tych śmiesznych prędkości. Wszystko widać na tym filmie:
Kurcze ostatnio nie ma pogody na rower i moje wyjazdy się ograniczają do "zwiedzania" miasta. Ja chcę wiosnę.
Ta sama trasa co wczoraj. Jest nieco krótsza, bo nie musiałem omijać korków chodnikiem ;p Przyjechałem do sklepu, gdzie spotkałem 8 kolarzy. Odebrałem drobną paczkę i wróciłem do domu.
Najpierw z rana odwiedziłem warsztat (pieszo), gdzie odebrałem swoją skasowaną szosówkę. Następnie wsiadłem na rower, by pojechać do sklepu rowerowego w celu nabycia dwóch kółek do przerzutki.
Ogólnie mówiąc. Od rana załatwiałem sprawy związane z odszkodowaniem po wypadku rowerowym.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Mogilno Małe -> salak zielony -> Pawlikowice -> Pabianice
Znowu nocna podróż. Najpierw jadę do kumpla na parking jednego ze znanych marketów. Następnie jadę do warsztatu rowerowego, gdzie spotykam Michała. Umawiam się z właścicielem na wycenę skasowanego roweru. Michał zabiera świeżutki komplet opon i jedziemy do domu Michała.
Potem wyruszamy w podróż. Jedziemy polami w kierunku lasu. Ogromna ilość błota powoduje, że nasze rowery i buty nie są czyste. Michał decyduje się na "desperacki krok". Zakłada "górnicze" światło na głowę (+2 do respektu). Jedziemy sobie dalej tymi polami. W oddali widać stadion PTC Pabianice.
W końcu dojeżdżamy do dobrze Hermanowa. Skręcamy tutaj w kierunku lasu i dalej jedziemy czerwonym szlakiem, a zielonym wracamy. Dokładnie tak samo jak ostatnio.
Wielka Woda
Księżyc nad Wielką Wodą
Księżyc nad zielonym szlakiem
Wracając do domu mój licznik zaczął wariować i pokazywał TRZYCYFROWĄ prędkość. Tym sposobem udało mi się "pobić" rekord prędkości, bo osiągam... 293km/h. Aż klamki hamulcowe się do środka wygięły. :) Oczywiście to świrowanie licznika zmusiło mnie do wykonania precyzyjnych obliczeń na www.mapmyfitness.com
A to już mgła koło mojej kamienicy
Oczywiście przez całą drogę wku***ało mnie siodełko, bo spadało w dół- czyli norma, bo ostatni co wsiądę na rower to awaria.
Dzisiaj pojechałem do zaprzyjaźnionego warsztatu rowerowego, by popytać się o ewentualną wycenę mojego skasowanego roweru. Dostałem kilka porad odnośnie wizyty rzeczoznawcy. Pogadaliśmy chwilkę i zajrzeliśmy do roweru, którym przyjechałem. No i efekt naszej pracy: nie zsuwa się siodełko!!! 0,5mm różnicy między średnicą sztycy, a średnicą otworu. Pełen radości wróciłem do domu.
Byłem u lekarza. Szumienie w uszach jest normalną rzeczą spowodowaną przez (fachowo to określę) uraz tymczasowy. Może tak długo trwać (uffff już się niepokoiłem). Pani doktór przepisała mi tabletki, które zmniejszą mi dzwonienie w uszach. W razie innych niepokojących objawów mam iść do lekarza.
Dzwoniłem z 5 razy do ubezpieczyciela i zawsze przekierowywał mnie na inną godzinę aż w rezultacie usłyszałem "dział szkód pracuje do 20.00". Mówiąc nieładnie: wku*wiłem się. Jeżeli jutro sytuacja się powtórzy to coś czuje, że będzie zadyma (albo po prostu wsiądę na rower, przejadę się do Warszawy i urwę jaja temu komu trzeba).
Po przejechaniu kilku kilometrów tym rowerem stwierdzam, że:
1. Ciężko odzwyczaić się od pedałów z noskami/pedałów zatrzaskowych 2. Inna kierownica powoduje, że jadę non stop wyprostowany- czułem się jakbym Harley'a Dawidsona prowadził. 3. Fotokomórka w lampie to świetna rzecz: po wjeździe do ciemnej bramy światło się automatycznie włącza i pięknie oświetla drogę. 4. Amortyzator się ugina- nie to co w moim trekingu. 5. Hamulce są świetne. 6. Opony Michelin idealne trzymają drogi.
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancjki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Tążewy -> Leszczyny Małe -> Dłutów -> Huta Dłutowska -> Budy Dłutowskie -> Pawłówek -> Rydzyny -> Pabianice
Wyjazd zacząłem "świetnie". Po 200m spadł mi łańcuch. Poprawiłem tak jak powinno być i olałem to komisyjnie - było minęło. Pełen radości jadę dalej. Wszystko "pinknie", noga podaje - w końcu nareszcie na szosie. 35km/h praktycznie nie schodzi z licznika. Skręcam na gierkówkę, gdzie o dziwo nie spotykam dużo samochodów. W Tuszynie skręcam na Tuszynek Majorancki, gdzie zaczyna się jazda pod chłodnawy wiatr. No i niestety przed Dłutowem zaczęło tak piździ.... znaczy się zrobiło się chłodno, że ręce mi skostniały (na krótko pojechałem, bo jak wyruszałem z domu było 15 st. C). Dojeżdżam do Pabianic, dzwonie do znajomego, podjeżdżam pod jego blok (oczywiście pomyliłem numery) i odbieram nowiutki strój ROCK RACING PABIANICE. Może później wrzucę zdjęcia.
A to zdjęcie zrobione w trasie, jak ciężko nie zauważyć zrobione w Dłutowie- a właściwie przed Dłutowem.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl