Wracając ze szkoły z Arkiem ustaliliśmy szczegóły wyjazdu. Na początku bardzo spokojnie dojeżdżam do Pawłówka, gdzie chwilkę czekam. Dalej jedziemy przyzwoitym tempem pod wiatr do Bełchatowa. Mimo silnego wiatru w Bełchatowie mieliśmy średnią >30km/h. Powrót ekspresowy. Prawie przez cały czas prędkość przekraczała 40km/h. Momentami nawet 50-60km/h. Od Pawlikowic spokojnym tempem wracamy do domów.
PS. Rozgryzłem ten pulsometr. Nie działa mi dobrze, ponieważ koszulka uderza o opaskę i jest to odbierane jako uderzenie serca. Podczas jazdy pod wiatr nie działał, ale w czasie powrotu działał. :)
Nie będę opisywać dlaczego pojechałem, bo chyba każdy się domyśli co można robić w taką piękną pogodę po szkole. :) Króciutki strój sobie założyłem i rękawki wziąłem do kieszonki. Tak na wszelki wypadek. 19°C. Słońce mocno wali po oczach.
Wiatr wieje z południa, więc troszkę przeszkadzał, ale potem bardzo pomagał. W Dłutowie zatrzymuje się by założyć rękawki, ponieważ ręce mi zmarzły podczas łagodnego zjazdu od Górek Dużych i Małych, a wiem, że z wiatrem w plecy będę jechać często ponad 40km/h. Nie pomyliłem się, bo z taką prędkością to ja pokonywałem podjazdy. Z górki w Dłutowie poszło nawet 60km/h, co powodowało dziwne spojrzenie wśród kierowców. Przy skręcie na Pawlikowice nieco zwalniam (hura, nie przegapiłem skrętu). Dalej nieco wolniej, przy temperaturze 17°C, wracam do Pabianic- jak zwykle prze zmrokiem.
Miałem zrobić dzień wolny, ale nie mogłem zmarnować bezwietrznej i słonecznej pogody. Postanowiłem machnąć sobie (spokojnie oczywiście) małe kółeczko. Założyłem letni strój + rękawki i w drogę. Mimo nałożenia żelu do USG na opaskę pulsometru znów nie mogłem złapać sygnału w czasie jazdy. Może za mało dałem?? Pokombinuje jeszcze. Od początku jechało się świetnie. Bez wielkiego wysiłku osiągałem prędkości > 40km/h. Może ze 3 razy wstałem sobie z siodełka by chwilkę luźniej pokręcić, a tak to cały czas ogień. Wróciłem do domu przed zmierzchem.
PS. Skąd pomysł na dzisiejszy tytuł?? A no jest wyrwany z kontekstu historii, która miała miejsce dzisiaj:
Geografia. Profesor pyta z mapy Ameryki. Nagle rozmowa zeszła na temat 4-dniowej wyprawy rowerowej, a potem jednodniowej. I tu pada następujące zdanie: "Ja Radka często mijam po drodze. Tylko, że on jedzie ekspresem, a ja osobówką". Mówiąc "osobówka" profesor miał oczywiście na myśli rower trekingowy. :)
Szybciutko po lekcjach na rower, by nie zmarnować takiej pięknej pogody. Na trasę wziąłem 0,7l rozpuszczonej witaminki. Umiarkowany wiatr z zachodu utrudniał troszkę jazdę, ale za drzewami spokojnie można było jechać ponad 40km/h. Miałem 3 godziny poświęcić na jadę, ale nie wziąłem rękawków (nie wiem co mnie podkusiło) i zacząłem marznąć na przedramionach. Dlatego przejeżdżając 2 raz przez Wadlew uznałem, że najrozsądniej będzie wrócić do domu. Tak się przyjemnie wracało, że przegapiłem skręt na Pawlikowice (miałem wrócić przez wioski).
Lekcje zaczynam o 12.45, wiec co innego można robić jak nie jeździć na rowerze? Dość mocny wiatr był, który skutecznie utrudniał jazdę, ale mimo tego wrażenia z jazdy jak najbardziej pozytywne.
Rano było strasznie mokro, ale koło południa drogi nareszcie były suche, więc obowiązkowa jazda na szosówce. Po drodze mijam bardzo dużo rowerzystów: ustawkę z Pabianic, Łodzi, nauczyciela od geografii z żoną. :) Ogólnie to silny wiatr wiał. Jechałem w innym stroju (do jazdy indywidualnej na czas) i pulsometr mi działał. <jupi> 20 minut po powrocie rozpadał się deszcz.
Niestety dzisiaj rano, mimo pięknej pogody, nie mogłem iść na rower, ponieważ rano byłem na finale konkursu geograficznego w Dworku Kapituły Krakowskiej w Pabianicach (nie pytać jak mi poszło, bo wkurzony jestem). Jak wróciłem chciałem być cwany i zdążyć przed deszczem. Niestety nie udało mi się. W Górkach Dużych zaczęło mżyć, a w Dłutowie już mocniej padać. Mało tego musiałem walczyć z dość silnym wiatrem. Po drodze opanowałem do perfekcji technikę pisania smsów w trafcie jazdy.
PS. Znowu nie mogłem złapać sygnału w pulsometrze w czasie jazdy. W domu jest wszystko ok, ale jak wyjadę to nie działo. Opaska jest nawilżona, i leży w dobrym miejscu. Baterie są nowe. Dzieje się tak tylko w letnim stroju. Ktoś wie dlaczego?
Korzystając z dużej ilości wolnego wsiadłem na szosówkę. Założyłem letni strój z rękawkami, ale i tak rękawki szybko zostały zdjęte. W planach był atak na 100km, ale nie udało się ze względu na to, że musiałem być o 16.00 w domu. No cóż kiedy indziej. Na początku problemy z pulsometrem. Nie pokazuje pulsu. Po poprawieniu opaski nadal nie działa dobrze, raz pokazuje 40ud/min a po chwili 218ud/min, co jest niemożliwe. Zatrzymałem się w Gospodarzu i zwilżyłem opaskę wodą z bidonu. Nadal nic. Olałem to w końcu i zamiast pulsu miałem piękny widok na godzinę. :) Jechało się dobrze. Bardzo często 35-40km/h. Pod wiatr koło 30km/h. W Dłutowie wpadam do sklepu i kupuję bułkę podłużną wraz z Kit Katem, bo mnie leciutki głód doskwierał, a nie wziąłem banana. Po krótkim posiłku siły odzyskałem, nawet tegoroczny vmax wyciągnąłem. Skręcam na Rydzyny, dzwonię do sklepu rowerowego, ale sprzedawca nie odbiera. Trudno się mówi. Już miałem jechać do domu, ale akuratnie oddzwonił, gdy przejeżdżałem koło sklepu. Podjeżdżam pod sklep, odbieram bandanenę i szczęśliwy wracam do domu.
Godzinę wcześniej skończyłem lekcję, więc na rowerek poszedłem. Wcześniej skonsultowałem się w szkole z Arkiem, więc po drodze go złapałem (bodaj w Żytowicach) na koło, by się chłopak sam nie męczył. :)Praktycznie calutki czas utrzymywana prędkość >30km/h. Do domu wracam 10 minut przed egipskimi ciemnościami.
Najpierw przed lekcjami idę do sklepu, by odebrać znowu szosówkę z pedałami pasującymi do moich bloków (Look). W sklepie wyciągam buty rowerowe z plecaka i wracam do domu. Po powrocie do szkoły wyruszam na pętle. Specjalnie wybrałem taką trasę, by wiatr mi dokuczał przez cały czas. Nie lubię iść na łatwiznę. Mimo mocnego wiatru jechało się wspaniale, 30 km/h praktycznie nie spadało. Rowerek chodzi pięknie, nic nie piszczy ani nie ociera. Żyć nie umierać. :) Dzisiaj zmarzły mi tylko stopy, ponieważ nie mam ocieplaczy na buty i musiałem zastosować bardziej ekonomiczną wersję -> 2 pary skarpet. :)
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl