W skrócie: tempo szarpane. "Skakałem" sobie po strefie tlenowej, podprogowej i beztlenowej. Oczywiście bez przesady, bo nie chodzi o to by się zajeździć.
Trasa: Pabianice -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Żytowice -> Wola Żytowska -> Piątkowisko -> Pabianice
Miałem dzisiaj nie jechać, bo zapowiadali cały dzień mokry, ale od dłuższego czasu było sucho, więc postanowiłem się przejechać. W Piątkowisku łapie mnie lekka mżawka, która mi nie przeszkadzała w jeździe, ale w Woli Żytowskiej zaczyna padać deszcz, który w Janowicach zmienia się w ulewę. Zawracam, bo szkoda sprzętu w taką pogodę. Paradoksalnie w Pabianicach nie spadła ani kropla deszczu przez ten czas.
Miała być jazda w tlenie, a wyszła jazda w strefie podprogowej (czyli jak ostatnio).
Do Terenina w tlenie. Potem na zmianę trochę w tlenie trochę mocniej. Po drodze mijam kolarza, którego pociągnąłem na kole przez 6km. Podjazd w Dłutowie mocno, chwilka w tlenie i dalej nieintensywnym interwałem do Pawlikowic. Dalej do domu w tlenie. :) Silny wiatr z południa utrudniał jazdę przez 22km.
Postanowiłem zacząć dzisiaj trenować interwałowo. Na razie interwały krótkie i nie intensywne, z czasem stopniowo podniosę poprzeczkę. Jeżeli chodzi o trening to: Do Tuszyna w strefie tlenowej (średnia 35km/h) Od Tuszyna Do Dłutowa, lekkie interwały na pagórkach ( zwykle do 180-190 ud/min puls mi tam dochodzi). W Dłutowie połowa pagórka w strefie podprogowej dalej nieco mocniej. Do skrętu na Pawlikowice robiłem co jakiś czas "doskoki" do znaków. Od Pawlikowic do Pabianic rozjazd w strefie tlenowej.
Przez całą drogę przeszkadzał wiatr, bo zmienił kierunek akuratnie wtedy gdy jechałem. :( Ale i tak do tego już przywykłem. :)
Przy okazji Wesołych świąt Wielkiejnocy i mokrego Śmigusa Dyngusa
Po dość intensywnie spędzonych dniach przyszedł czas na odpoczynek. Jechałem sobie stałym tempem relaksując się przy mijających drzewach. Jutro pewnie tak samo, ewentualnie dzień odpoczynku będzie. :)
Trasa: Pabianice -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Wygoda Mikołajewska -> Wrząca -> Lutomiersk -> Nowy Świat -> Kwiatkowice -> Dobruchów -> Górna Wola -> Tarnówka -> Szadek -> Tarnówka -> Górna Wola -> Dobruchów -> Kwiatkowice -> Wodzierady -> Józefów -> Julianów -> Chorzeszów -> Krzucz -> Anielin -> Wydrzyn -> Wiewiórczyn -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice
Miała być krótsza trasa, ale tak lekko jechało się pod wiatr (który swoją drogą był silny), że postanowiłem pojechać do Szadku. Miałem tam skręcić na Łask, ale było wahadełko, a mi się nie chciało stać, więc zawróciłem do Kwiatkowic. Od tego momentu zacząłem coraz mocniej cisnąć w korbę. Szczególnie na pagórkach, bo to mi sprawiało ostatnio trudności. Noga podawała cały czas, aż do Pabianic.
Po wczorajszym treningu przyszedł czas na coś lżejszego. Wyjeżdżałem z rękawkami, które znowu szybko zostały schowane. W założeniu była jazda w tlenie i plan został zrealizowany. Silny wiatr z południowego-zachodu przeszkadzał w jeździe. Ogólnie to muszę zacząć robić interwały, bo mam małe problemy z szybkim wjeżdżaniem na pagórki.
Miałem jechać rano, ale było strasznie mokro. Wyjechałem dopiero po 11. Letni strój i rękawki. Na reszcie działał pulsometr. Tym razem opaskę założyłem pod szelki i sygnał łapał nawet bez wody i żelu. Przez pierwszą godzinę przyzwyczajałem się do obniżonego siodełka. Nareszcie nic mi się nie wżyna. :) Przed Bełchatowem wyjrzało słońce. Zrobiło się bardzo gorąco i rękawki poszły do kieszonki. W Bełchatowie musiałem zmagać się z małymi korkami, ale dałem radę. Pogoda coraz bardziej się poprawiała.
W końcu dojechałem do podnóża góry i zacząłem podjazd na najwyższe wzniesienie województwa łódzkiego. Szło mi to jak krew z nosa. Nie jestem przyzwyczajony do takich stromizn. Mało tego nie mogłem znaleźć odpowiedniego przełożenia i przeszkadzał wiatr (chyba po to znajduje się tam największa elektrownia wiatrowa w Polsce): tak jak na Mount Ventoux. Po drodze wyprzedza mnie 2 motocyklistów. Docieram do końca drogi i robię sobie przerwę na banana.
Dopiero teraz zauważam jak jest gorąco. Na szczycie jakoś mocniej świeci mimo niewielkiej różnicy wysokości. Zaczynam zjazd. Musiałem zjeżdżać ostrożnie, ponieważ sporo piachu znajduje się na drodze. Dlatego przed każdym zakrętem musiałem przyhamować do tych 30-40km/h.
Zaczynam powrót do domu. Wiatr wiał w plecy więc o prędkości >40km/h było naprawdę łatwo. A średnia prędkość na szczycie góry wynosiła tylko 27,3km/h W Łękawie dokupuje wodę do bidonu. Dojeżdżam bez szaleństw do Bełchatowa, przedzieram się przez miasto i zaczynam hardcore. Bardzo często prędkość dochodziła do 50km/h (lub więcej) mimo tego, że puls wynosił ledwo 145ud/min. Energia mnie rozpierała, nawet na pagórkach prędkość nie spadała bardzo, a puls bardzo nie skakał do góry. :) W Pawlikowicach skręcam na wioski i troszeczkę luźniej wracam sobie do domu.
Nie wiem czemu, ale ostatnio mam problemy z przekrojami terenu
Wstałem rano, wyjrzałem przez okno,a tu morko. Włączyłem komputer, spojrzałem na pogodę. Przelotne opady deszczu zapowiadali. Poczekałem aż troszkę drogi wyschną i pojechałem sobie. Trasa krótka, ze względu na możliwe opady deszczu. Z resztą odpocząłem sobie po wczoraj, a jutro planuję zrobić dłuższą trasę. Mało tego dzisiaj najprawdopodobniej znowu jadę, na rower, więc po co się dobijać teraz?? :) Długo się zastanawiałem jakie szkła założyć do okularów, ostatecznie postanowiłem wziąć żółte i było w sam raz. Po przejechaniu kilkuset kilometrów na tej szosówce mam drobny kłopot z siodełkiem. Wrzyna mi się troszkę w kroczę. Mam takie samo w góralu i jest ok. Może to kwestia opuszczenia w dół?? Poeksperymentuje w najbliższym czasie.
Ustawka na ul. Gryzla. Najpierw zjawiam się ja, potem Arek i za chwile reszta. Spokojnie dojeżdżamy sobie do Rzgowa, gdzie w ostatniej chwili łapiemy łódzką ustawkę Maniakowo. Dopiero teraz zaczyna mi działać pulsometr. Na początku tempo takie jakie utrzymuję podczas samotnej jazdy. Dopiero za Tuszynem zaczął iść rant. Ale to taki, że było mało miejsca by się schować. Jechało się dobrze do momentu, gdy wyszedłem na krótką zmianę. Urwałem (?) peleton i musiałem chwilkę na nich poczekać. Jak mnie dogonili znalazłem się przy końcu grupy. 2 ciasne zakręty i... ktoś urwał koło. Wyszedłem na zmianę i próbowałem przez 3km dogonić peleton, ale nic z tego. Skręciliśmy wcześniej na Grabicę, gdzie zaczęliśmy współpracę. Na początku na długie zmiany, potem na krótkie. W Dłutowie, przed szczytem odjeżdżam (nie tylko ja) jakieś 50m od grupy i do Pawlikowice bez skutecznie próbuje ją dogonić. Skręcam na Pawlikowice i spokojnie dojeżdżam do domu.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl