Brakowało mi tego
Piątek, 19 marca 2010
· Komentarze(0)
Kategoria "Suplementy i izotoniki", 50-100km, Dojazdy, Sam, Szosówka
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majoracki -> Garbów -> Górki Małe -> Górki Duże -> Nida Jutroszewska -> Jutroszew -> Dziwle -> Lutosławice Szlachceckie -> Lutosławice Rządowe -> Lubanów -> Grabica -> Boryszków -> Dziewuliny -> Rawicz -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Rydzyny -> Pabianice
Korzystając z dużej ilości wolnego wsiadłem na szosówkę. Założyłem letni strój z rękawkami, ale i tak rękawki szybko zostały zdjęte. W planach był atak na 100km, ale nie udało się ze względu na to, że musiałem być o 16.00 w domu. No cóż kiedy indziej. Na początku problemy z pulsometrem. Nie pokazuje pulsu. Po poprawieniu opaski nadal nie działa dobrze, raz pokazuje 40ud/min a po chwili 218ud/min, co jest niemożliwe. Zatrzymałem się w Gospodarzu i zwilżyłem opaskę wodą z bidonu. Nadal nic. Olałem to w końcu i zamiast pulsu miałem piękny widok na godzinę. :) Jechało się dobrze. Bardzo często 35-40km/h. Pod wiatr koło 30km/h. W Dłutowie wpadam do sklepu i kupuję bułkę podłużną wraz z Kit Katem, bo mnie leciutki głód doskwierał, a nie wziąłem banana. Po krótkim posiłku siły odzyskałem, nawet tegoroczny vmax wyciągnąłem. Skręcam na Rydzyny, dzwonię do sklepu rowerowego, ale sprzedawca nie odbiera. Trudno się mówi. Już miałem jechać do domu, ale akuratnie oddzwonił, gdy przejeżdżałem koło sklepu. Podjeżdżam pod sklep, odbieram bandanenę i szczęśliwy wracam do domu.
Korzystając z dużej ilości wolnego wsiadłem na szosówkę. Założyłem letni strój z rękawkami, ale i tak rękawki szybko zostały zdjęte. W planach był atak na 100km, ale nie udało się ze względu na to, że musiałem być o 16.00 w domu. No cóż kiedy indziej. Na początku problemy z pulsometrem. Nie pokazuje pulsu. Po poprawieniu opaski nadal nie działa dobrze, raz pokazuje 40ud/min a po chwili 218ud/min, co jest niemożliwe. Zatrzymałem się w Gospodarzu i zwilżyłem opaskę wodą z bidonu. Nadal nic. Olałem to w końcu i zamiast pulsu miałem piękny widok na godzinę. :) Jechało się dobrze. Bardzo często 35-40km/h. Pod wiatr koło 30km/h. W Dłutowie wpadam do sklepu i kupuję bułkę podłużną wraz z Kit Katem, bo mnie leciutki głód doskwierał, a nie wziąłem banana. Po krótkim posiłku siły odzyskałem, nawet tegoroczny vmax wyciągnąłem. Skręcam na Rydzyny, dzwonię do sklepu rowerowego, ale sprzedawca nie odbiera. Trudno się mówi. Już miałem jechać do domu, ale akuratnie oddzwonił, gdy przejeżdżałem koło sklepu. Podjeżdżam pod sklep, odbieram bandanenę i szczęśliwy wracam do domu.