Miałem dzisiaj konkurs z geografii. Co prawda miałem wrócić do szkoły na lekcję, ale troszkę się przeciągnęło wszystko, więc uznałem że nie ma co na półtorej lekcji przychodzić. No to wsiadłem na rower sobie. Zaplanowałem krótką trasę, by od nowa zebrać punkty doświadczenia w jeździe na śniegu. Na pierwszy rzut oka widać, że nie ma II tury wyborów w Pabianicach, bo miasto całe zaśnieżone. :)
Dojechałem do skraju lasu. Fajnie się jechało z wiatrem w plecy, ale drobną glebę zaliczyłem na koleinie, więc zwolniłem nieco. W lesie śniegu sporo. Szprychami mieliłem go, a za mną i na przeciw mnie unosiła się śnieżna mgiełka. :) Jechałem kilka km/h, postanowiłem nieco skrócić trasę skręcając na czerwony szlak. Tutaj było jeszcze więcej śniegu.
Jechałem praktycznie cały czas na stojąco. Nieco wygodniej było niż na siedząco. Dojeżdżając do Wielkiej Wody odbiłem nieco by zobaczyć sobie jak to tam wygląda teraz.
Po drobnej sesji zdjęciowej ruszyłem dalej. Nieco rozjechany śnieg zobaczyłem dopiero w miejscu gdzie wjechałem do lasu. Wracając skrajem lasu znów wjechałem w tę samą koleinę co wcześniej. Tym razem bez gleby, ale poślizg miałem spektakularny.
Wyjeżdżając z lasu poczułem silny wiatr. Utrudniał dojazd do domu. Właściwie to pod wiatr jechało się tak jak po głębokim śniegu. Ogólnie to fajna przejażdżka. Jutro może przejadę się nieco dłużej i poczekam aż nieco się ściemni.
PS. Jak widać po średniej prędkości- śniegu trochę leżało.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Park Wolności -> Pabianice
A wyskoczyłem na trochę na rower by tak po prostu się przejechać. Wolałem nie ryzykować i nie brać szosy, bo na łysych oponach troszkę mało ciekawie mogłoby być. Pojechałem do Pawlikowic, gdzie zawróciłem, spotkałem znajomego i skrajem lasu wróciliśmy do miasta. Odwiedziłem jeszcze Park Wolności, czyli tzw. "Strzelnicę" by zobaczyć jedną pętelkę, którą może zimą będę jeździć.
W Pawlikowicach skręciłem na zielony szlak. Sporo błota i kałuż. Nie wszystko zdążyło zamarznąć. Cały czas miałem widok na przebijające się słońce przez drzewa.
Już zrobiło się za ciemno by robić zdjęcia telefonem. Zaliczam kilka górek i zjazdów. Zjeżdżanie po śniegu na oponach bez kolców powinno podchodzić pod sport ekstremalny. Zauważyłem tutaj, że zamarzły mi hamulce i przerzutka przednia. Ciemno się zrobiło dopiero gdy dojechałem do Ostrowa. Tutaj zapodałem oświetlenie i asfaltem do Łasku, a z Łasku do Kolumny główną drogą. W Kolumnie skręcam na Barycz, a potem na czerwony szlak. Robi się już naprawdę ciemno. Z początku wlokłem się, bo cały czas zapadałem się w błocie. Dopiero w Róży załapałem już normalne tempo. Wróciłem do domu nieco krótszą drogą- koło Wielkiej Wody. A w domu dopiero odkryłem jaką grubą warstwę błota mam na rowerze.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> szlak zielony -> Mogilno Duże -> Róża -> szlak zielony -> Ldzań -> Talar -> szlak zielony -> Ostrów -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice
Strasznie mokro cały dzień, więc wybrałem się do lasu, bo górala nie szkoda. Najpierw musiałem naprawić linkę od hamulca, bo mi wyskakiwała z klamki, a że izolacja jest dobra na wszystko to kilka razy owinąłem linkę i... działa. Początek jazdy asfaltem do lasu, potem skrajem lasu aż do Pawlikowic. Dalej już zielonym szlakiem aż do Łasku. O dziwo jakieś wielkie kałuże były ewenementem, więc nie uchlapałem się zbytnio. Bardziej piasek się przylepiał do roweru. Za różą mijam takie coś:
A dalej chyba najciekawszy moment trasy. Na początku kałuża była płytka, potem nagle chlup i znalazłem się w wodzie po piasty. Buty przemokły. Jakoś jechałem te kilka km/h, a tu w pewnym momencie stanąłem w miejscu. Ku mojemu zdziwieniu nie zaliczyłem gleby, a nawet rower na bok się nie przechylił. Wstałem z siodełka i zacząłem SKAKAĆ na jednym pedale i udało mi się ruszyć z miejsca.
Ugrzązłem w ziemi i nic nie dało rady zrobić. Dalej już jazda przebiegała bez jakiś tam wielkich niespodzianek. Od Ostrowa już asfaltem aż do Pabianic. W Kolumnie chciałem na górce wyciągnąć swój puls maksymalny, ale górka się skończyła i nic z tego nie wyszło. Może tam kiedyś powtórzę znów próbę.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Chechło II -> Mogilno Małe -> szlak czerwony -> Róża -> szlak zielony -> Ldzań -> szlak czerwony -> szlak zielony -> szlak czerwony -> Mogilno Małe -> szlak zielony -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Znów szkoda było mi szosy na mokre drogi, więc wziąłem górala. Postanowiłem pojechać do lasu, bo przecież tylko trochę padało. Z resztą ostatnio nie usyfiłem zbytnio roweru po jeździe w lesie. Dojeżdżam do lasu, widzę, że lekkie kałuże. Łe tam, może być. W końcu z horyzontu wyłoniła się większa sztuka, której nie dało się ominąć, a w szczególności przefrunąć, więc zostałem zmuszony zwolnić i powoli przejechać. Dojechałem do połowy kałuży i nagle... chlust. Woda po piastę, a ja gratis dostałem orzeźwiający błotny prysznic. Wiedziałem co mnie dalej czeka, ale skoro się ubrudziłem i ciuchy idą do prania to po co wracać? Od tego momentu było mi obojętne czy się uchlapę czy nie. Przez to napęd mocno dostał w kość i bardzo szybko leśną ciszę zagłuszył dźwięk łańcucha. Momentami tyle błota i wody, że jechałem kilka km/h. I wiele razy grzązłem w terenie co zaowocowało błotem w butach. Po powrocie do Pabianic pojechałem do rowerowego odebrać wszystkie rzeczy. Zostawiłem tam trzycyfrową sumkę money i wróciłem do domu. Spojrzenie ludzi, gdy jadę przez miasto: BEZCENNE. A maseczki błotne nie wyszły z mody. :p
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Chechło II -> Góry Dobrońskie -> szlak czarny -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak zielony -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Od samego rana padało. Dopiero koło południa przestało padać. Postanowiłem chwilkę przejechać się w lesie, bo szkoda ubrudzić szosę tym syfem z drogi. Z resztą i tak miałem ochotę przejechać się do lasu. Trasę spontanicznie planowałem. Jakoś przez żółte okulary lepiej wszystko widać:
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> czerwony szlak -> Wielka Woda -> Mogilno Małe -> szlak zielony -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Wcześnie z rana wyrwałem się na rower. Z racji braku czasu na coś więcej machnąłem taką krótką pętelkę po lesie przy pięknej słonecznej pogodzie. Ogólnie myślałem, że rano będzie dużo zimniej.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Chechło II -> Góry Dobrońskie -> szlak czarny -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Po przyjściu ze szkoły troszkę rozpadało się, więc szkoda mi było szosówkę wyciągać na ten mokry asfalt. Poczekałem troszkę i pod wieczór wybrałem się do lasu. A jechałem sobie spokojnie cały czas. W lesie jakoś tak inaczej niż ostatnim razem. Więcej liści na ziemi niż na drzewach. Ze 2 minuty troszkę popadało i przestało.
Standardowo postanowiłem jechać czarnym szlakiem. Niestety przegapiłem skręt i nieco musiałem wracać. Po drodze mijam kilka osób biegnące na orientacje w terenie. Chyba przygotowywali się do czegoś tam, bo widziałem ich potem czekających przy samochodzie. Czarnym szlakiem dojechałem do czerwonego i czerwonym wróciłem do domu. Robi się nieco ciemniej i za Wielką Wodą włączam światła. Przed egipskimi ciemnościami wracam do miasta, gdzie jeszcze mijam znajomego, również wracającego z treningu.
Przed 17.00 przyjechał do mnie Michał. I stała się rzecz nie słychana. Musiał czekać na mnie, a nie ja na niego. Poczekał z 5 minut i ruszyliśmy zaplanowaną kilka godzin wcześniej trasą. Początek po asfalcie i z wiatrem z plecy, co zaowocowało szybkim dotarciem do Lutomierska. Na szlak czerwony wjeżdżaliśmy jeszcze jak było widno. W lesie mały postój ściągam żółte szkła i chowam do kieszonki zapinanej na suwak. Dalej zapodałem oświetlenie i zrobiło się nieźle widno w lesie.. Dojeżdżamy do Kolumny i tutaj odbijamy na czerwony szlak. Ponieważ akumulatorki nie były świeże w lampce przedniej intensywność światła nieco spadła. Dojechaliśmy czerwonym szlakiem do drogi Dobroń-Ldzań i Michał zasugerował powrót asfaltem. No ok. Staram się oszczędzać oświetlenie, bo robi się coraz słabsze światło. Spokojnie jedziemy aż do Terenina, gdzie Michał skręca w prawo, a ja jadę prosto. Szybko jadę do domu, bo lampka prawie zdechła. Wtachałem rower na górę, wypakowuję wszystko z kieszonek i... ku*wa, gdzie są żółte szkła. Myślałem, że wypadły mi gdy wyciągałem telefon w Mogilnie Dużym, więc wymieniłam akumulatorki na baterie w lampce i jadę. Cały czas grzeję >30km/h i tym oto sposobem w niecałe pół godziny dotarłem na miejsce. Rozglądam się i nie ma. Ja pie**le. Wracam do domu jeszcze szybciej niż tam przyjechałem (piwko czekało). Swoja drogą zastanawiam się jakim cudem mi wypadły jak 2-3 razy zaglądałem do kieszonki? Przecież jak były w środku to na 100% zleciały na sam dół- tak jak telefon i inne pierdoły.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Las Ślądkowicki -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimny Wody -> Morgi -> Ldzań -> Talar -> szlak zielony -> Ostrów -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Dobroń Duży -> szlak czarny -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Pabianice
Od dawna miałem ochotę przetestować jak sprawuje się oświetlenie na nowych akumulatorkach. Wróciłem autem z Łodzi i po jakiejś 19.30 wyruszyłem na rower. Na wszelki wypadek wziąłem baterie, gdyż nie akumulatorki nie uzyskały jeszcze maksymalnej pojemności. Pierwsze wrażenie: kurcze, teraz świeci lepiej niż na bateriach. Nie było opcji bym nie zauważył dziury lub znaku. Kierowcy też mnie z daleka widzieli, gdyż wyłączali bardzo wcześnie długie światła. Wyjechałem z miasta i pokierowałem się asfaltem w kierunku Pawlikowic. Dookoła ciemno, a ja się czuję jakbym samochodem jechał. Tak dobrze było widać drogę. Dojechałem do lasu i przez las dojechałem do Ślądkowic. W lesie jeszcze lepsza widoczność niż na otwartej przestrzeni. W Ślądkowicach cyknąłem fotkę telefonem, ale nic na niej nie widać. Dalej asfaltem dojechałem do Drzewocin i zaczęła się jazda przez pola i lasy po kamieniach. Lubię ten odcinek, bo można szybko jechać mimo, że nie ma asfaltu. Po drodze mam okazję zobaczyć ogroooooooomne ognisko. Dojechałem do Ldzania i w tym momencie postanowiłem pokusić się na dłuższy wariant- szlak zielony do Łasku. Przez szlak jechało się wyśmienicie, aczkolwiek inaczej niż zwykle. W Łasku orientuję się, że jest dość późna godzina (21.00) i główną drogą dojeżdżam do Dobronia. Widoczność na drodze nadal niesamowita mimo mgły. Światło tak jakby rozwiewało tą mgłę. W Dobroniu postanawiam skręcić w kierunku lasu, by nie ryzykować na głównej drodze. Dzwonię do rodziców, że z deczka później wrócę. Nie przejęli się tym zbytnio. Od tego momentu zaczyna być bardziej hard. Mgła się robi strasznie gęsta. Na polach jeszcze uszło, ale w lesie w okolicach Wielkiej Wody miałem trudności by dostrzec swoje przednie koło. Na szczęście znam trasę na pamięć, więc szybko jechałem. Do domu trafiłem (tak, trafiłem) koło 22.00. Wrażenia niesamowite.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl