Gleba
Niedziela, 23 stycznia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria "Suplementy i izotoniki", 0-50km, Awarie, Fotoreportaże, Las, MTB, Nie sam, Śnieg, Ustawka
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Terenin -> czerwony szlak -> punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> Staw Jeziorko -> Mogilno Duże -> Róża -> szlak czerwony -> Morgi -> Ślądkowice -> Róża -> Ślądkowice -> Róża -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Mapka
Budzę się rano o 8.00, szybciutko biegnę do okna zobaczyć jaka pogoda. Troszkę białego gó*na napadało. Błyskawicznie wróciłem do łóżka, bo jakoś śnieg do mnie optymistycznie nie przemawiał i podniosłem się dopiero o 9.30 szybciutko coś zjadłem i naszykowałem się. Spóźniłem się 5 minut, więc zacząłem resztę gonić. No więc pruję 30-35km/h po świeżutkim śniegu w Tereninie. Dojeżdżam do lasu i po śladach zaczynam jechać. Długo nie musiałem czekać, by "złapać" kogoś. Nie minęła chwila, a już we dwójkę goniliśmy resztę. Trochę się pokręciliśmy po lesie i wróciliśmy nad Wielką Wodę, gdzie spotykamy kilka osób. W tym kilkuosobowym gronie postanawiamy jechać nad kolejny stawik. Mimo ujemnej temperatury jechaliśmy przez spory kawał drogi po rozlanej (częściowo zamarzniętej) wodzie. Teren ciężki, rowery zapadały się, o mało co byłbym światkiem niesamowitej gleby. Grupka trochę się rozciągnęła akuratnie w okolicy stawu. Przez chwilę nawet sam jechałem, bo ślady prowadziły w 2 strony. Znalazłem resztę, akuratnie drobną awarie usuwali- łańcuch skuwali. Żeby nie zmarznąć zbytnio zagrzałem się herbatą z prądem i już jechaliśmy dalej. Rozdzieliliśmy się. Jechałem w 3 osobowej grupce. Jechaliśmy w kierunku Ldzania, ale żeby nie było zbytnio nudno, skręciliśmy w lewo- w dotąd mi nie znaną drogę. Dojechaliśmy do jakiegoś skrzyżowania, gdzie chwilkę poczekaliśmy na znajomego, który pozbierał się po glebie. Ruszyliśmy dalej i od razu poznałem gdzie jestem. Z wiatrem w plecy dojechaliśmy do Ślądkowic. Potem po zmianach, po pięknym śniegu, jechaliśmy do Róży. Właściwie to na piękny śnieg to tylko wyglądało, o czym przekonałem się w Róży. Przy ~30km/h tylne koło wpadło mi w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Zbiegiem okoliczności, mówiłem jakieś 10 minut temu, że mało gleb zaliczyłem tej zimy. Gleba dość bolesna, bo noga utknęła mi w rowerze. Chyba trzeba w końcu zainwestować w opony z kolcami. Wracamy do Ślądkowic po znajomego, bo go zgubiliśmy. Zguba się nie odnalazła, więc już tylko we dwóch wracaliśmy do Pabianic. W Pawlikowicach się rozjeżdżamy, ja wracam skrajem lasu. Pieruńsko ślisko się zrobiło, może dlatego że świeży śnieg zaczął się roztapiać w słońcu. Po drodze odkrywam coś, czego tu ostatnio nie było.
Czyli kolejny szlak do zbadania kiedyś tam rowerem. Bez większych przygód wracam w jednym kawałku do domu. Nawet fajnie dzisiaj było. A w domu powódź od topniejącego śniegu. Odwykłem jakoś ostatnio od tego.
Mapka
Budzę się rano o 8.00, szybciutko biegnę do okna zobaczyć jaka pogoda. Troszkę białego gó*na napadało. Błyskawicznie wróciłem do łóżka, bo jakoś śnieg do mnie optymistycznie nie przemawiał i podniosłem się dopiero o 9.30 szybciutko coś zjadłem i naszykowałem się. Spóźniłem się 5 minut, więc zacząłem resztę gonić. No więc pruję 30-35km/h po świeżutkim śniegu w Tereninie. Dojeżdżam do lasu i po śladach zaczynam jechać. Długo nie musiałem czekać, by "złapać" kogoś. Nie minęła chwila, a już we dwójkę goniliśmy resztę. Trochę się pokręciliśmy po lesie i wróciliśmy nad Wielką Wodę, gdzie spotykamy kilka osób. W tym kilkuosobowym gronie postanawiamy jechać nad kolejny stawik. Mimo ujemnej temperatury jechaliśmy przez spory kawał drogi po rozlanej (częściowo zamarzniętej) wodzie. Teren ciężki, rowery zapadały się, o mało co byłbym światkiem niesamowitej gleby. Grupka trochę się rozciągnęła akuratnie w okolicy stawu. Przez chwilę nawet sam jechałem, bo ślady prowadziły w 2 strony. Znalazłem resztę, akuratnie drobną awarie usuwali- łańcuch skuwali. Żeby nie zmarznąć zbytnio zagrzałem się herbatą z prądem i już jechaliśmy dalej. Rozdzieliliśmy się. Jechałem w 3 osobowej grupce. Jechaliśmy w kierunku Ldzania, ale żeby nie było zbytnio nudno, skręciliśmy w lewo- w dotąd mi nie znaną drogę. Dojechaliśmy do jakiegoś skrzyżowania, gdzie chwilkę poczekaliśmy na znajomego, który pozbierał się po glebie. Ruszyliśmy dalej i od razu poznałem gdzie jestem. Z wiatrem w plecy dojechaliśmy do Ślądkowic. Potem po zmianach, po pięknym śniegu, jechaliśmy do Róży. Właściwie to na piękny śnieg to tylko wyglądało, o czym przekonałem się w Róży. Przy ~30km/h tylne koło wpadło mi w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Zbiegiem okoliczności, mówiłem jakieś 10 minut temu, że mało gleb zaliczyłem tej zimy. Gleba dość bolesna, bo noga utknęła mi w rowerze. Chyba trzeba w końcu zainwestować w opony z kolcami. Wracamy do Ślądkowic po znajomego, bo go zgubiliśmy. Zguba się nie odnalazła, więc już tylko we dwóch wracaliśmy do Pabianic. W Pawlikowicach się rozjeżdżamy, ja wracam skrajem lasu. Pieruńsko ślisko się zrobiło, może dlatego że świeży śnieg zaczął się roztapiać w słońcu. Po drodze odkrywam coś, czego tu ostatnio nie było.
Łódzki Szlak Konny© radek3131
Czyli kolejny szlak do zbadania kiedyś tam rowerem. Bez większych przygód wracam w jednym kawałku do domu. Nawet fajnie dzisiaj było. A w domu powódź od topniejącego śniegu. Odwykłem jakoś ostatnio od tego.