Najpierw do szkoły po kilka materiałów. Potem do kumpla na naukę. Dalej z powrotem do szkoły na konkurs, który napisałem 30 minut przed czasem Na koniec powrót do domu. Na szosę dzisiaj nie jechałem, bo byłem na wycieczce dniowej w województwie świętokrzyskim i padam. Jutro może coś dłuższego machnę.
Kilka zdjęć ze wspomnianej wcześniej wycieczki do województwa świętokrzyskiego:
Miałem dzisiaj sam zaatakować setkę, ale tuż przed wyjazdem telefon od znajomego, by wybrać się na luźny trening. W sumie czemu nie, bo jutro się wykończę. Spotykamy się w Górce Pabianickiej. Cały czas jedziemy w granicach 25-28km/h. Czyli regeneracyjne tempo. Troszkę się za cienko ubrałem i z początku było zimno w kolana (termometr mam po wschodniej stronie, chyba zainwestuje w drugi po stronie zachodniej.)Po drodze poznałem kilka ciekawych dróg, które na pewno w przyszłości wykorzystam na treningi. Pierwszy postój na posiłek w Choszczewie nieopodal wiatraków. Ogólnie po drodze pełno takich wiatraków:
Dojeżdżamy do Kwiatkowic, gdzie kolejny postój na posiłek. Tutaj się rozstajemy. Wracam sobie spokojnie do Pabianic, po drodze mijając ludzi z ustawki na ul. Maratońskiej.
PS. Pulsometr "zgubił" sygnał po godzinie jazdy. Jasny gwint.
Trasa: Pabianice -> Chechło I -> Chechło II -> Łask Kolumna -> Orpelów -> Poleszyn -> Rembów -> Kiki -> Mauryców -> Markówka -> Dobroń -> Dobroń Duży -> Mogilno Duże -> Las Kolumna -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice
Mapka w przybliżeniu, bo jazdę w terenie wyjątkowo ciężko dzisiaj odtworzyć.
O 16.00 z Olą. Troszeczkę się spóźniłem, bo trochę czasu mi zajęło owinięcie kolan opaskami elastycznymi (zmarzły mi rano). Jedziemy w kierunku Orpelowa, gdzie dalej na spontana przez las. Dojeżdżamy do asfaltowej drogi, gdzie wyjątkowo dokucza nam wiatr. W końcu wiemy gdzie jesteśmy, więc na najbliższym skręcie jedziemy przez Markówkę do Dobronia. Tutaj postój w sklepie. Kupuję 2 rogaliki i 2 batoniki, by Ola coś zjadła. Ola nie była głodna, więc zjadłem rogaliki i 1 batonika. Ostatniego batonika zostawiłem na później. Zakładam rękawki i jedziemy dalej przez Mogilno Duże, gdzie spontanicznie skręcamy w las. Tutaj totalnie na orientacje w terenie i na dodatek bez mapy. Troszkę przeskakuje mi łańcuch w trudnym terenie (założę wolnobieg szosowy do tego roweru to nie będzie przeskakiwać). Wyjeżdżamy na jakąś polanę, gdzie zatrzymujemy się przy wieży obserwacyjnej.
Ola słusznie stwierdza, że to jest dobra miejscówka do spożywanie alkoholu. Chwila odpoczynku i ruszamy dalej. Tutaj kilka niespodzianek po drodze. M.in. przerzucaliśmy (dosłownie) rowery na drugi brzeg metrowego rowu. Przejeżdżamy na 2 stronę polany, gdzie spotykamy takie cuś:
Zbliża się wieczór, a my nadal nie wiemy gdzie jesteśmy. Jakimś cudem Ola trafia na drogę którą zna, więc wyjeżdżamy praktycznie w tym samym miejscu gdzie się spotkaliśmy. Tutaj się żegnam, jem batonika, którego trzymam w kieszeni od ponad godziny jadę przy pięknym zachodzie słońca do domu (30km/h nie schodzi z licznika, bo jadę z wiatrem w plecy).
Trasa: Pabianice -> Terenin -> Pawlikowice -> Dąbrowa -> Las Ślądkowicki -> Róża -> Las Karolewski -> Pabianice
Najpierw 2 razy do szkoły (stroju na WF zapomniałem, a 2 godziny tej lekcji nie mogą zostać spędzone na ławce). Po lekcjach z Arturem, Bartkiem (Cycu) i Kamilem (Kamas) pojechaliśmy na zapoznanie się z trasą rajdu pieszego. Na wylotówce do Bełchatowa "łapie" Cyca i Kamasa, a na polach Artura. Jedziemy w kierunku kościoła w Pawlikowicach, gdzie dalej według mapy jedziemy trasą rajdu pieszego. Oczywiście przegapiamy skręt do lasu i musieliśmy się wracać. W końcu znaleźliśmy skręt, ale dalej okazało się, że jest... pole. Postanowiliśmy mieć to tam, gdzie słońce nie dociera i przez środek pola dojechaliśmy do lasu. Tutaj chwila postoju, gdzie otwieramy złocisty napój.
Na ostatnich kilometrach aż do skraju lasu bardzo mokro, co spowodowało, że mogliśmy doskonalić umiejętności w slalomie gigancie. Dalej już spokojnie do domu. Po drodze narodził się pomysł by iść na pizzę (piwo?), ale z racji braku $$$ i czasu wolnego zrezygnowaliśmy.
PS. Taka wycieczka w sam raz na regeneracje. :) PS2. Odnośnie tytułu wpisu. Czterech ludzi na cztery rowery. ;p
Najpierw z Michałem krótka, ale potrzebna przejażdżka po mieście. Pierwszym celem był warsztat rowerowy, gdzie uzyskuję porady odnośnie mojego przeskakującego napędu (przeraził się właściciel :]). Po niemalże półgodzinnej pogawędce ruszmy do kolejnego miejsca, czyli SDHouse, gdzie Michał kupuję migawkę (tak w Pabianicach i Łodzi mówi się o bilecie miesięcznym). Czekając pod SDHem dzwonię w tzw. międzyczasie do sklepu rowerowego, by oddać money za bandannę. Niestety nie ma właściciela w sklepie, więc jedziemy prosto do bloku Michała. Wpadam na górę zostawiam bagaż i wracam do domu.
Korzystając z ostatniego wolnego dnia postanowiłem rozebrać Maxima. Rower miał pękniętą ramę, kawałek sztycy w środku i został bardzo zajeżdżony przez ostatnie lata, ponieważ był tyrany i eksploatowany we wszystkich możliwych warunkach.
Mam nadzieje, że już nie będę utrzymywał takiego tempa psucia części jak w tym rowerze. Może tam tempo było takie szybkie, bo to był jeden z moich pierwszych "porządniejszych" rowerów i niestety... ciężko to napisać, ale nie dbałem z początku o niego. Teraz już bardzo dbam o rowery, a smarowanie łańcucha staje się niemal codziennym rytuałem.
Co zrobię z rozkręconymi częściami?? Rama idzie na złom, a reszta od biedy ujdzie. W pokoju wali się sporo części rowerowych, więc może złoże jakiś rowerek do tyrania zimą. Albo do jazdy po mieście. Jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie (i co wyjdzie), ale przekonam się dalej. :)
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca. :)
Trasa: Pabianice -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Wygoda Mikołajewska -> Wrząca -> Lutomiersk -> Nowy Świat -> Kwiatkowice -> Dobruchów -> Górna Wola -> Tarnówka -> Szadek -> Tarnówka -> Górna Wola -> Dobruchów -> Kwiatkowice -> Wodzierady -> Józefów -> Julianów -> Chorzeszów -> Krzucz -> Anielin -> Wydrzyn -> Wiewiórczyn -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice
Miała być krótsza trasa, ale tak lekko jechało się pod wiatr (który swoją drogą był silny), że postanowiłem pojechać do Szadku. Miałem tam skręcić na Łask, ale było wahadełko, a mi się nie chciało stać, więc zawróciłem do Kwiatkowic. Od tego momentu zacząłem coraz mocniej cisnąć w korbę. Szczególnie na pagórkach, bo to mi sprawiało ostatnio trudności. Noga podawała cały czas, aż do Pabianic.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> szlak zielony -> Staw Jeziorko -> Mogino Duże -> Dobroń Mały -> Dobroń Duży -> szlak czarny -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> dukt na północ -> Pabianice
Dość długo planowany wyjazd. Głównym celem było podszkolenie Michała w umiejętnościach orientacji w terenie, co na pewno się przyda podczas planowanej wyprawy.
Miałem okazję przetestować dzisiaj czołówkę własnej roboty: podstawka pod pulsometr, latarka i trochę taśmy izolacyjnej. Jak Michał zobaczył to o mało co nie spadł z roweru.
Spotykam Michała koła basenu, skąd kierujemy się przez pola do lasu. Oczywiście omijając trasę, którą będzie prowadzić. :)
Wyjeżdżamy z lasu i jedziemy przez Mogilno Duże do Dobronia. Tutaj w pobliskim sklepie kupujemy zaopatrzenie. Po zakupie niezbędnych artykułów ruszamy dalej. Do tego momentu Michał prowadzi według wcześniej przygotowanej mapki. Szybciutko wjeżdżamy do lasu, by w trudniejszym terenie móc przetestować umiejętności.
Ruszamy dalej. Powoli zaczyna się ściemniać dzięki czemu mam okazję przetestować żółte szkła w mroku. Jak dla mnie rewelacja. Znaczna poprawa ostrości widzenia. Jak na złość padają mi akumulatorki w latarce. Po drodze o mało co nie zabijamy się o takie coś:
Rozciągnięte liny. Skąd to się wzięło?
Dojeżdżamy w końcu do Wielkiej Wody, gdzie czeka na nas przerwa. Jest trochę przed 21.
Pakiet regeneracyjny
Po chwili wytchnienia ruszamy dalej w kierunku północnym, jednak zauważamy jakiegoś gościa z latarką. Na wszelki wypadek postanawiamy zawrócić. Duktem obok kierujemy się do Pabianic, po drodze zaliczamy kąpiel w kałuży.
PS. Jak jeżdżę z Michałem. To średnia prędkość jest odwrotnie proporcjonalna do liczby wstawionych zdjęć na bloga. :D
Miałem jechać rano, ale było strasznie mokro. Wyjechałem dopiero po 11. Letni strój i rękawki. Na reszcie działał pulsometr. Tym razem opaskę założyłem pod szelki i sygnał łapał nawet bez wody i żelu. Przez pierwszą godzinę przyzwyczajałem się do obniżonego siodełka. Nareszcie nic mi się nie wżyna. :) Przed Bełchatowem wyjrzało słońce. Zrobiło się bardzo gorąco i rękawki poszły do kieszonki. W Bełchatowie musiałem zmagać się z małymi korkami, ale dałem radę. Pogoda coraz bardziej się poprawiała.
W końcu dojechałem do podnóża góry i zacząłem podjazd na najwyższe wzniesienie województwa łódzkiego. Szło mi to jak krew z nosa. Nie jestem przyzwyczajony do takich stromizn. Mało tego nie mogłem znaleźć odpowiedniego przełożenia i przeszkadzał wiatr (chyba po to znajduje się tam największa elektrownia wiatrowa w Polsce): tak jak na Mount Ventoux. Po drodze wyprzedza mnie 2 motocyklistów. Docieram do końca drogi i robię sobie przerwę na banana.
Dopiero teraz zauważam jak jest gorąco. Na szczycie jakoś mocniej świeci mimo niewielkiej różnicy wysokości. Zaczynam zjazd. Musiałem zjeżdżać ostrożnie, ponieważ sporo piachu znajduje się na drodze. Dlatego przed każdym zakrętem musiałem przyhamować do tych 30-40km/h.
Zaczynam powrót do domu. Wiatr wiał w plecy więc o prędkości >40km/h było naprawdę łatwo. A średnia prędkość na szczycie góry wynosiła tylko 27,3km/h W Łękawie dokupuje wodę do bidonu. Dojeżdżam bez szaleństw do Bełchatowa, przedzieram się przez miasto i zaczynam hardcore. Bardzo często prędkość dochodziła do 50km/h (lub więcej) mimo tego, że puls wynosił ledwo 145ud/min. Energia mnie rozpierała, nawet na pagórkach prędkość nie spadała bardzo, a puls bardzo nie skakał do góry. :) W Pawlikowicach skręcam na wioski i troszeczkę luźniej wracam sobie do domu.
Nie wiem czemu, ale ostatnio mam problemy z przekrojami terenu
Wstałem rano, wyjrzałem przez okno,a tu morko. Włączyłem komputer, spojrzałem na pogodę. Przelotne opady deszczu zapowiadali. Poczekałem aż troszkę drogi wyschną i pojechałem sobie. Trasa krótka, ze względu na możliwe opady deszczu. Z resztą odpocząłem sobie po wczoraj, a jutro planuję zrobić dłuższą trasę. Mało tego dzisiaj najprawdopodobniej znowu jadę, na rower, więc po co się dobijać teraz?? :) Długo się zastanawiałem jakie szkła założyć do okularów, ostatecznie postanowiłem wziąć żółte i było w sam raz. Po przejechaniu kilkuset kilometrów na tej szosówce mam drobny kłopot z siodełkiem. Wrzyna mi się troszkę w kroczę. Mam takie samo w góralu i jest ok. Może to kwestia opuszczenia w dół?? Poeksperymentuje w najbliższym czasie.
Trasa: Pabianice -> Terenin -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> dukt na północ -> Pabianice
Miałem jechać z Olą, ale nie dała rady. Z jednej strony to dobrze, że nie pojechałem, bo po chwili zaczęło mocno lać. Co do przygotowań. Musiałem zbadać jeden odcinek trasy, bo nie wiedziałem czy jest przejezdny. A trasa? Pełno błota, korzenie, trudnego terenu, nie będzie jutro nudno.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl