Wpisy archiwalne w kategorii

Ustawka

Dystans całkowity:6409.87 km (w terenie 133.05 km; 2.08%)
Czas w ruchu:204:48
Średnia prędkość:31.30 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:11509 m
Maks. tętno maksymalne:201 (99 %)
Maks. tętno średnie:166 (81 %)
Suma kalorii:51810 kcal
Liczba aktywności:88
Średnio na aktywność:72.84 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Po imprezowa jazda

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(2)
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Guzew -> Babichy -> Rzgów -> Tuszyn ->Tuszynek Majorancki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Jutroszew -> Lutosławice Szlacheckie -> Lutosławice Rządowe -> Wola Kamocka -> Lubanów -> Grabica -> Rusociny -> Wadlew -> Gutów Duży -> Gutów Mały -> Jutroszew -> Lesieniec -> Rędociny -> Stoczki-Porąbki -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Bychlew -> Pabianice

Mapka

Dopiero nad ranem do domu wróciłem z imprezy, więc bardzo dziwnie się jechało. Spodziewałem się, że dojadę tylko do jakiegoś momentu i będę dalej sam jechać, a tu o dziwo całość przejechałem. Źle się czułem, dopiero na ostatnich kilometrach poczułem się nieco lepiej.

Powiew wiosny

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Szynkielew -> Górka Pabianicka -> Gorzew -> Łódź -> Gorzew -> Górka Pabianicka -> Petrykozy -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Ludownka -> Chorzeszów -> Julianów -> Józefów -> Wodzierady -> Lesnica -> Dobruchów -> Kwiatkowice -> Wodzierady -> Józefów -> Julianów -> Chorzeszów -> Lodowinka -> Janowice -> Żytowice -> Wola Żytowska -> Piątkowisko -> Pabianice

Mapka

Wahałem się czy dzisiaj nie zrobić spokojnej setki czy może jednak dołączyć do grupy i przejechać coś szybszego. Zdecydowałem się na to drugie i pojechałem na ul. Maratońską do Łodzi. W końcu mam ciuchy odpowiednie na taką temperaturę. Cześć dopiero pierwszy raz miałem na sobie, ale zadowolony jestem z nich. Szczególnie krótkich spodenek z bardzo wygodną wkładką (żeby nie było: nogawki miałem założone jeszcze). Dość szybko dojechałem do Łodzi, byłem już 15 minut przed czasem. Poczekałem więc chwilę i ruszyliśmy w dość sporej grupie na pętle. Zaczęło się niewinnie, ale szybko zmieniło się to w konkret. Szczególnie przy tym wietrze, który praktycznie cały czas z boku wiał. Dawało to w kość jak się schodziło ze zmiany i nie było gdzie się schować. Troszkę popracowałem z przodu dzisiaj, nawet na kreskę w Janowicach udało mi się dojechać jako drugi. Dalej to już spokojna jazda do domu. W końcu jakaś normalna temperatura na rower się zrobiła. Przede wszystkim mrozu nie ma, a to już motywuje do wyjścia z domu.

Niedzielne kręcenie

Niedziela, 6 marca 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Guzew -> Babichy -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Jutroszew -> Lutosławice Szlacheckie -> Lutosławice Rządowe -> Wola Kamocka -> Lubanów -> Grabica -> Rusociny -> Gutów Mały -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Pawlikowice -> Bychlew -> Pabianice

Mapka

W ostatniej chwili z domu wyjechałem i musiałem grzać przez miasto by zdążyć. Całkiem sporo osób było, ale postanowiłem że będę jechać spokojnie, gdyż dopiero kontuzje wyleczyłem. No więc we 3 spokojnie dojechaliśmy do Jutroszewa. Od tego momentu we 2 jedziemy i rozmowa zeszła na temat kiedy nas grupa z Łodzi dojdzie. Tutaj właśnie spontanicznie narodził się zakład, bo postawiłem że jak trochę przyśpieszymy to aż tak szybko to nie nastąpi (mimo wszystko przewagę w kilometrach mieliśmy sporą). Ruszyliśmy ostro, 40-45km/h praktycznie cały czas, dopiero po ten silny wiatr osłabliśmy (osłabłem właściwie ja, bo po konkretnej zmianie byłem), ale już za Grabicą było ok. Kilka minut po tym dogonił nas peleton, bo we 2 za dużo nie można było zdziałać przy tym wietrze. Dalej już do Pabianic z grupą z Łodzi. W mieście wpadamy na chwilę do baru. Teoretycznie zakład przegrałem, bo nie określiłem miejsca w którym nas dogonią, ale praktycznie można powiedzieć że remis, bo sami nie mogliśmy uwierzyć, że tak długo we 2 jechaliśmy. No i z lżejszej jazdy wyszły nici, przynajmniej kolano mnie boli, więc jest ok.

Napęd skapitulował

Niedziela, 20 lutego 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Hermanów -> Terenin -> czerwony szlak -> Wielka Woda -> czerwony szlak -> Góry Dobrońskie -> czerwony szlak -> Wielka Woda -> Mogilno Małe -> szlak zielony -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice

Mapka

Przyjechałem na ul. Gryzla. Nikogo nie ma. Pewnie wszyscy, więc jadę w kierunku lasu. Spotykam 1 osobę, czekamy na kilka jeszcze ( 3 bodajże nie pamiętam teraz, bo wpisuję to ponad 2 tygodnie po jeździe) i jedziemy do lasu na przełaj przez pole. W lesie tradycyjnie nad Wielką Wodę, a potem na górki. Tutaj mi zaczyna napęd przeskakiwać i zostaje z tyłu. Wracam sam nad Wielką Wodę, i robię jeszcze jedną pętle, niestety przeskakujący napęd uniemożliwił dalszą jazdę i po prostu wróciłem do domu. Dziwne, z 2500km miał tylko.

I znów się popsuło

Niedziela, 13 lutego 2011 · Komentarze(2)
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Jutroszew -> Dziwle -> Grabica -> Rusociny -> Józefów -> Wadlew i dupa

Mapka

Po wczorajszej, drobnej awarii myślałem, że będzie dzisiaj już ok. Niestety troszkę inaczej się potoczyło, ale o tym później. Dosyć wcześnie się zebrałem, bo sądziłem, że klocuszki będą wymagały poprawki. A tutaj niespodzianka- wszystko ładnie działa, nic nie trze i nic nie przeskakuje. No to powolutku doczłapałem się na miejsce zbiórki i po chwili jedziemy na grupę z Łodzi. Gdy już dotarliśmy do Gierkówki zaczęliśmy powolutku się toczyć, by grupa z Łodzi dogoniła nas. Coś długo się nie pojawiała, więc poczekaliśmy chwilkę koło skrętu na Tuszynek Majorancki by zobaczyć gdzie skręcą. Skręcili na wioski, więc jedziemy z nimi. Ludzi multum, przedzieram się od razu na początek. Zaczyna się górka, przeskakuje łańcuch na korbie i trafiam prawie na sam koniec. No to ja znów dawaj na początek. Sytuacja powtarza się kilkukrotnie. Tym razem sam wyrwałem się do przodu, bo wiedziałem, że dosyć stroma góreczka przed nami. Zaczynam wjeżdżać i łańcuch spada z korby. Grupa mnie mija, zakładam szybko, ruszam i znowu. Zostałem sam z tyłu. Wjechałem jakoś na górę i zaczyna gonić, bo widzę że na mnie czekają. A tutaj łańcuch znów spada. No kurde, co jest? Jadę dalej sam, postanowiłem skrócić trochę trasę, by ich złapać ponownie. Po drodze łańcuch dalej przeskakiwał co wymuszało strasznie dużą kadencje. W Grabicy znów spada łańcuch. Podczas zakładania mija mnie kolarz, który odpadł od grupy z Łodzi. No to gonię go. Stopniowo się zbliżam, już się cieszę, że w Wadlewie dogonię go i nie będę sam jechać, a tu mi łańcuch spada. Staję w miejscu, bloki mi się nie wypinają, już lecę na bok. Ufff w ostatniej chwili wypiąłem się. Zakładam łańcuch, chcę ruszyć. Dupa. Zakładam znów. Chcę ruszyć: dupa. Odwracam rower w kierunku przeciwnym do odwrotnego. Odkrywam przyczynę przeskakiwania łańcucha. Zjechane niesamowicie zęby na blacie od korby. Dziwne, bo niedawno wyglądały dobrze. Odkryłem również dlaczego ruszyć nie mogę. Najwyraźniej obręcz mi się wykrzywiła jak ratowałem się przed upadkiem. Szkoda, że skrzywiła się razem z błotnikiem, bo ten pękł. Dalej już ratowałem się samochodem, bo zależało mi dzisiaj na punktualnym powrotem do domu. Coś pechowy tydzień miałem.

Awaryjna niedziela

Niedziela, 30 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Kruszów -> Głuchów -> Srock -> Rękoraj -> Karlin -> Rękoraj -> Srock -> Głuchów -> Kruszów -> Tuszynek Majorancki -> Tuszyn -> Rzgów -> Babichy -> Guzew -> Prawda -> Czyżyminek -> Pabianice

Mapka

O dziwo wstałem bez jakiegoś większego problemu, nawet przed czasem byłem na miejscu. Zebrało się kilka osób i pojechaliśmy do Rzgowa złapać grupę z Łodzi. A co tam, co będziemy się sami męczyć. Już na samym początku awaria, na szczęście nie moja, łańcuch z korby spada. Chwile czekam i gonimy tych przed nami, którzy również zaraz stają. Też awaria, przerzutka z tyłu zamarzła. Może przez to, że rower na balkonie był trzymany? Tutaj mieliśmy ładną pompę, z konspiracyjnej metody rozmrażania przerzutki. :) Opisywać chyba nie będę. Dojeżdżamy do Rzgowa, kawałeczek pod prąd awaryjnym pasem jedziemy i już łapiemy grupę z Łodzi. Świetnie się mi jedzie od samego początku, a tutaj nagle w Tuszynie spada mi łańcuch z korby i muszę się zatrzymać. Zakładam łańcuch i gonię grupę. W dość szybkim tempie doganiam, już jestem 100-200m za nimi, a tutaj łańcuch znów spada. Niech to szlag. Teraz to już konkretnie mi odjechali. No to próbuję gonić, by w drodze powrotnej ich złapać. ~40km/h jadę niemal cały czas, dojechałem tak praktycznie do Piotrkowa Trybunalskiego. Przed Piotrkowem spotkałem jednak znajomego, który z nami jechał, więc zawróciłem i jazdę kontynuowałem z nim. Wracaliśmy dużo spokojniej. Po drodze zabraliśmy na koło jeszcze jedną osobę. Całkiem spontanicznie uznaliśmy, że można wrócić przez wioski, dlatego w Rzgowie skręciliśmy na Babichy. Znów spada mi łańcuch i to jeszcze na środku skrzyżowania. Poprawiam i już jadę dalej. W Prawdzie znów łańcuch zlatuje. Chyba przez temperaturę tak się działo, gdyż wcześniej takich problemów nie miałem. Popracowaliśmy jeszcze trochę na zmianach do Pabianic i już baaaaaaaaaaaardzo spokojnie wracam przez miasto. Ogólnie to sporo awarii dzisiaj było. I to nie tylko z moim rowerem. Mimo wszystko dzień zaliczyć można do udanych.

Gleba

Niedziela, 23 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Terenin -> czerwony szlak -> punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> Staw Jeziorko -> Mogilno Duże -> Róża -> szlak czerwony -> Morgi -> Ślądkowice -> Róża -> Ślądkowice -> Róża -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice

Mapka

Budzę się rano o 8.00, szybciutko biegnę do okna zobaczyć jaka pogoda. Troszkę białego gó*na napadało. Błyskawicznie wróciłem do łóżka, bo jakoś śnieg do mnie optymistycznie nie przemawiał i podniosłem się dopiero o 9.30 szybciutko coś zjadłem i naszykowałem się. Spóźniłem się 5 minut, więc zacząłem resztę gonić. No więc pruję 30-35km/h po świeżutkim śniegu w Tereninie. Dojeżdżam do lasu i po śladach zaczynam jechać. Długo nie musiałem czekać, by "złapać" kogoś. Nie minęła chwila, a już we dwójkę goniliśmy resztę. Trochę się pokręciliśmy po lesie i wróciliśmy nad Wielką Wodę, gdzie spotykamy kilka osób. W tym kilkuosobowym gronie postanawiamy jechać nad kolejny stawik. Mimo ujemnej temperatury jechaliśmy przez spory kawał drogi po rozlanej (częściowo zamarzniętej) wodzie. Teren ciężki, rowery zapadały się, o mało co byłbym światkiem niesamowitej gleby. Grupka trochę się rozciągnęła akuratnie w okolicy stawu. Przez chwilę nawet sam jechałem, bo ślady prowadziły w 2 strony. Znalazłem resztę, akuratnie drobną awarie usuwali- łańcuch skuwali. Żeby nie zmarznąć zbytnio zagrzałem się herbatą z prądem i już jechaliśmy dalej. Rozdzieliliśmy się. Jechałem w 3 osobowej grupce. Jechaliśmy w kierunku Ldzania, ale żeby nie było zbytnio nudno, skręciliśmy w lewo- w dotąd mi nie znaną drogę. Dojechaliśmy do jakiegoś skrzyżowania, gdzie chwilkę poczekaliśmy na znajomego, który pozbierał się po glebie. Ruszyliśmy dalej i od razu poznałem gdzie jestem. Z wiatrem w plecy dojechaliśmy do Ślądkowic. Potem po zmianach, po pięknym śniegu, jechaliśmy do Róży. Właściwie to na piękny śnieg to tylko wyglądało, o czym przekonałem się w Róży. Przy ~30km/h tylne koło wpadło mi w poślizg i zaliczyłem solidną glebę. Zbiegiem okoliczności, mówiłem jakieś 10 minut temu, że mało gleb zaliczyłem tej zimy. Gleba dość bolesna, bo noga utknęła mi w rowerze. Chyba trzeba w końcu zainwestować w opony z kolcami. Wracamy do Ślądkowic po znajomego, bo go zgubiliśmy. Zguba się nie odnalazła, więc już tylko we dwóch wracaliśmy do Pabianic. W Pawlikowicach się rozjeżdżamy, ja wracam skrajem lasu. Pieruńsko ślisko się zrobiło, może dlatego że świeży śnieg zaczął się roztapiać w słońcu. Po drodze odkrywam coś, czego tu ostatnio nie było.

Łódzki Szlak Konny © radek3131


Czyli kolejny szlak do zbadania kiedyś tam rowerem. Bez większych przygód wracam w jednym kawałku do domu. Nawet fajnie dzisiaj było. A w domu powódź od topniejącego śniegu. Odwykłem jakoś ostatnio od tego.

Konkret

Niedziela, 9 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Kruszów -> Garbów -> Głuchów -> Srock -> Rękoraj -> Karlin -> Jarosty Małe -> Jarosty Duże -> Jarosty Małe -> Karlin -> Rękoraj -> Srock -> Głuchów -> Garbów -> Kruszów -> Tuszynek Majorancki -> Tuszyn -> Rzgów -> Babichy -> Guzew -> Prawda -> Czyżeminek -> Pabianice

Mapka

Jak co niedziele jazda w grupie. Dopiero jutro będę miał pod ręką szosówkę z błotnikami, dlatego na góralu pojechałem. Ilość osób jaka się dzisiaj pojawiła pod sklepem nie zapowiadała tego co było na trasie. Do Rzgowa dojechaliśmy powolutku, potem skręcamy na Gierkóweczkę i łapiemy grupę z Łodzi. Frekwencja niemal jak latem, co zdziwiło sporo osób. Od razu wyemigrowałem na sam koniec, bo najbardziej chlapałem. Jazda na końcu to chyba najgorsze miejsce było na jakim można było jechać, bo ustawił się rant w bok. Zajmowaliśmy wszystkie możliwe pasy, a ja jechałem przy barierce na samym końcu i nie miałem miejsca by się wysunąć bardziej w lewo. Gdy było mniej wody na drodze i już tak nie chlapałem to przecisnąłem się trochę do przodu by znaleźć lepsze miejsce. Dojechałem bez większych kłopotów do miejsca nawrotu. Wszamałem banana i powiedziałem, że zapewne w drugą stronę będzie mi przełożeń brakowało, ponieważ wracamy z wiatrem w plecy. Nie pomyliłem się. Przed Srockiem tempo szło konkretne i nie byłem już w stanie utrzymać tak szybkiego młynka na przełożeniu 44-14. Jakby chociaż było 44-12 to bym pewnie dał radę. I tak jeszcze znajomy mi pomógł przedostać się na prawie sam początek, co utrzymało mnie w grupie troszkę dłużej. Zostałem z tyłu, próbowałem dogonić ich, ale bez szans na góralu byłem. Przed zjazdem na Gierkówkę poczekałem na znajomego i dalej razem jechaliśmy. Będąc w mieście skoczyłem jeszcze na samoobsługową myjnie ciśnieniową i za 1PLN umyłem rower, ciepłą wodą z szamponem samochodowym. Zmyłem m.in. błoto z listopada, rdzę i sól drogową. Z myjni wracałem już wolniej, by zbytnio nie ubrudzić roweru. W domu jeszcze rower potraktowałem suchą szmatką i teraz wygląda niemal jak nowy.

I rower umyty © radek3131

Wietrzna masakra

Niedziela, 2 stycznia 2011 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Kruszów -> Garbów -> Głuchów -> Srock -> Rękoraj -> Karlin -> Jarosty Małe -> Jarosty Duże -> Piotrków Trybunalski -> Jarosty Duże -> Jarosty Małe -> Karlin -> Rękoraj -> Srock -> Głuchów -> Garbów -> Kruszów -> Tuszynek Majorancki -> Tuszyn -> Rzgów -> Gospodarz -> Wola Zaradzyńska -> Pabianice

Mapka

Wczoraj nie byłem wstanie stać na nogach, więc dopiero dzisiaj pojechałem na ustawkę. Osób mało, część na szosach, a część na góralach. W kilkuosobowym składzie dołączyliśmy do grupki z Łodzi. Ze 20 osób łącznie może było. Z początku lajtowo jechało się, ale po zjechaniu z Gierkówki zaczął się hardcore. Prędkość została narzucona wysoka i jeszcze wiatr strasznie przeszkadzał. No i mgięłka się tworzyła od wody leżącej na asfalcie. Selekcja nastąpiła niesamowita. Odjechałem do tyłu, otworzyłem banana, a tutaj przyśpieszają. Jakoś się utrzymałem, co prawda banan nie smakował już jak banan. Bardziej słony był. W Piotrkowie Trybunalskim zawracamy i zauważamy, że grupka zmalała. Napiliśmy się czegoś ciepłego z termosu, troszkę żelu energetycznego zjadłem i wracamy pod silny wiatr. Na podwójnym rancie jakoś dało radę jechać, potem gdy drzewa nas zakryły jechaliśmy już normalnie. Po drodze śnieżyca nas złapała i momentalnie prawie nic nie było widać. Dojechaliśmy wymęczeni do Rzgowa, gdzie odbijamy do Pabianic. Do baru nie jechałem, ale skoczyłem do kumpla odebrać klucz do kaset. Wypruty dojechałem do domu. Sól miałem wszędzie. W butach, na włosach, na spodniach. Wszystko od razu powędrowało do prania. :p Ogólnie to myślałem, że szybciej padnę, bo rano mój żołądek nie był w stanie przetrawić całego śniadania.

Mróz nam nie straszny

Niedziela, 19 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Terenin -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Chechło II -> Wielka Woda -> Punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> Punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Bychlew -> Pabianice

Szczerze mówiąc, to od kiedy wstałem nie mogłem się doczekać aż wsiądę na rower. Pogoda wyśmienita. Miałem leciutki dylemat jak się ubrać: cieplej, czy jeszcze cieplej, ostatecznie pozostałem przy drugiej wersji, bo lepiej się przegrzać i odpiąć trochę kurtkę niż zmarznąć. 15 minut przed 10.00 wyjechałem z domu, aby sobie spokojnie dojechać. Nie chciało mi się jechać lodem po ulicy, więc pojechałem po odśnieżonym chodniku do ul. Zamkowej (główna ulica Pabianic). Jak to na główną ulice przystało była odśnieżona, więc dojechanie do miejsca spotkania nie stanowiło dużego problemu. Przyjechałem niemal w tym samym momencie co reszta. Mieliśmy niezły ubaw zgadując kto przyjechał- np. jakiś facet założył kominiarkę, okulary i czapkę aż tak, że nie było widać twarzy. Dopiero jak przywitał się z nami wiedzieliśmy kto to. :) Sporo osób się pojawiło. Wyjechałem nieco wcześniej w trzyosobowym składzie. O mało co zaliczyliśmy glebę na lodzie, ale jakoś udało się wyhamować. Wyjeżdżamy z miasta ul. Jutrzkowicką, czyli drogą na Bełchatów. Wszystko odśnieżone jak należy, od wczoraj nic się nie zmieniło. Za Bychlewem skręcamy na Terenin. Tutaj zmrożony śnieg, ale sprawnie się po nim jedzie i doganiamy 5 osobową grupkę. Zdziwiło mnie strasznie to, że z nami jechał chłopak, na oko z 9-10 lat i jak się potem później okazało- całkiem dawał sobie nieźle radę. Przekraczamy leśny szlaban i wjeżdżamy do lasu, mimo że wcześniej były koncepcje by jechać asfaltem. Spodziewałem się gigantycznego śniegu, a tutaj proszę, główne dukty odśnieżone. Dojeżdżamy do Wielkiej Wody, gdzie intensywnie myślimy jak dalej jechać. Losowo wybraliśmy drogę (ja nie wybierałem) i jak się okazało dojechaliśmy do Chechła II. Tutaj całkiem zabawną sytuację mieliśmy, tak się złożyło że jechaliśmy we 2 z przodu i troszeczkę odjechaliśmy reszcie. No i wyjeżdżamy z lasu, a tu z zakrętu wyjeżdża samochód. Zatrzymuje się on na skrzyżowaniu, by ustąpić pierwszeństwo ewentualnym pojazdom. I tak pasażer na nas patrzy, jakby pomyślał: "poje**ło was, że na rower poszliście?". Szczęka trochę mu opadła jak zobaczył resztę ludzi wyjeżdżającą z lasu. :) Kawałek jedziemy przez pola i znów wjeżdżamy do lasu. Skręcamy w ten sam dukt co ostatnio i znajdujemy się znów w punkcie orientacyjnym, czyli Wielkiej Wodzie. Jedziemy po prostu przed siebie, więc wysunąłem propozycję by skręcić i pojechać do punktu czerpania wody. Tak więc zrobiliśmy. Po chwili skapitulował Daniel, a właściwie jego napęd, więc postanowili chwilę pobiegać z Dominikiem. Ustaliliśmy, że zrobimy sobie jedno kółeczko i wrócimy po nich. Zielonym szlakiem dojechaliśmy do Mogilna Małego, a potem kierowaliśmy się drogą do Wielkiej Wody. Po drodze przygarnęliśmy pana Krzyśka, który troszkę później niż my wyjechał. Razem wróciliśmy się po Dominika i Daniela, wsiedli znów na rowery i machnęliśmy jeszcze jedno takie kółko. Po drodze 2 spektakularne gleby, jedna po drugiej. Pierwsze nas nie rozbawiła, ale druga była przepiękna. Dobrze, że zdążyłem zatrzymać się. Znaleźliśmy się znów w punkcie wyjścia i nastąpiła burza mózgów, efektem czego była decyzja o jechaniu powoli do domu. Czerwonym szlakiem trafiamy do Terenina, miałem wracać do domu, jednak gdy spojrzałem na godzinę postanowiłem nieco bardziej okrężną drogą wrócić do domu. Wyjechaliśmy w Bychlewie i zacząłem się zastanawiać czemu Dominik jedzie chodnikiem. A tutaj jak zwykle dowiaduję się na ostatnią chwilę, że jest impreza. Tym razem nie plenerowa, bo po ostatniej plenerowej na drzewa się wspinali. :p Impreza to połączenie wigilii i urodzin. Osób od zatrzęsienia, niemal wszyscy na rowerach trafili tutaj. Napiłem się herbaty z rumem, troszkę posiedziałem i po jakiś 30 minutach się zwinąłem, gdyż inne obowiązki wzywały. Stojąc na podwórku nie mogłem się powstrzymać i musiałem zrobić zdjęcie:

Rowerowy parking © radek3131


Tak na prawdę stało tam jeszcze więcej rowerów, to jest tylko namiastka. Prawdę mówiąc to znalezienie wolnego miejsca na postawienie roweru w zaspie było trudne. Wyjechałem na asfalt, a że wiaterek przepięknie, aczkolwiek nie mocno, w plecy wiał zacząłem się rozpędzać. I tak mając 40km/h podczas skręcania, a na zakręcie asfalt przechylony jest o czym chyba wspominać nie trzeba. Przednie koło wpadło mi dwukrotnie w poślizg. Troszkę charakterystycznego pisku było, ale spokojnie bez paniki dało radę wybrnąć z tej lekko stresującej sytuacji. Przejazd przez miasto spokojny, chyba wszyscy wzięli się za świąteczne przygotowania, bo tak mało samochodów. Reasumując to dzisiejsza jazda była świetna. Przeżycia ciężko opisać słowami, to trzeba zobaczyć na oczy. Śmiechu pełno, czego tu chcieć więcej? Może tylko suchego asfaltu i ciepłego słoneczka. :D

PS. Ogólnie to nas dzisiaj bardzo irytowały szlabany. Takowe przekraczaliśmy 10 razy.
PS2. Problemów z pulsometrem ciąg dalszy. Chyba muszę kupić nową baterię do opaski, bo wątpię by to się działo przez mróz.