O 7.25 wyruszyłem z domu -jeszcze w lekkich ciemnościach. Pojechałem standardową trasę. W połowie drogi musiałem się zatrzymać i rozgrzać palce u stóp, bo już nie mogłem wytrzymać. Ostatnie 30km w gęstej mgle. Tuż przed Pabianicami miałem... szron na skarpetkach o_0
Spotykamy się w nietypowym miejscu, bo ... na cmentarzu. Po nabiciu kilku kilometrów (czyli szukanie Michała) jedziemy do niego na chatę. Tutaj zostawia swoje "zabawki" i bierze wszystko co niezbędne (dosłownie) na wyjazd. Po zabraniu wszystkich rzeczy dopompowuje koło (bo o dziwo powietrze prawie całkowicie zeszło) i nareszcie jedziemy. W Lasku Miejskim do Michała ktoś dzwoni (mama?) co dało nam możliwość wysłuchania kultowej piosenki Scorpions. :)
Nie było nam dane daleko jechać, gdyż za niedługo zatrzymujemy się, bo Michał zakłada coś na siebie (chusta?). Wykorzystuje tę chwilę na zrobienie zdjęcia.
Mijaliśmy pełno korzeni, pni drzew, gałęzi (ała moja głowa), więc się nie nudziliśmy. W końcu dojechaliśmy do jakiegoś duktu- równoległego do tego, którym pierwotnie jechaliśmy. Pokazało nam się to coś:
W Tuszynie wchodzę do sklepu po zaległą pieczątkę do książęczki PTTK. Moja rozmowa ze sprzedawcą:
[...] - Czy ma pani pieczątki z nazwą miejscowości? (chwila niepokoju) - A co? Potrzebne ci są do książeczki jako potwierdzenie przejazdu? (jestem pełen optymizmu, że dostanę pieczątkę) - Tak - Niestety nie mam. (optymizm pryska)
Moja mina: bezcenna
Grzejemy dalej. Przez Tuszynek Majorancki, po drodze mijamy "zmarszczkę"
Włączam dynamo, które niestety niedziała mimo tego, że wyje jak mikser.
Wyjeżdżamy w Rydzynach. Niestety nie tam gdzie planowaliśmy. Gazem wracamy do Pawłówka by wjechać do Lasu Ślądkowickiego zanim zrobi się ciemno. Niestety nie udało się, ale i tak tam wjechaliśmy. ;p
Tuż po tym zdjęciu minęły nas 2 radiowozy, co nas nieco zdziwiło.
Dalej jedziemy do skraju Lasu Karolewskiego.
Ciemno nadal
Jedziemy wyluzowani skajem lasu. Po drodze oślepiają nas światłami jakieś dresy z VW Golfa. Olaliśmy ta sytuacje i jedziemy dalej. W ostatniej chwili zauważyłem pieszą(pieszego?). Gwałtownie skręciłem w lewo by nie rozjechać jej(go?). W rezultacie lekko wykrzywiłem przedni błotnik Michałowi, ale dało się to naprawić na miejscu. Pełni radości dojeżdżamy do miasta.
Trasa: Pabianice -> Chechło I -> Chechło II -> Dobroń -> Łask Kolumna -> Barycz -> Rokitnica -> Ostrów -> Łask -> Wiewiórczyn -> Łask Kolumna -> Przygoń -> Mogilno Duże -> Dobroń Duży -> Dobroń Mały -> Las Karolewski -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
O 13.35 ruszam tyłek z domu, bo przyjeżdża do mnie Michał. Miał z nami jechać Arek, ale nie dał rady. Od razu grzejemy we 2 do Kolumny by o 14.15 zabrać Olkę. Jedziemy w kierunku rzeki Grabi, ale najpierw zatrzymujemy się przy sklepie, gdzie Michał kupuje 2 batoniki i wodę mineralną.
Dalej jedziemy około 4km wzdłuż rzeki Grabi. Te 4 kilometry strasznie się dłużą, gdyż ogromna ilość zakrętów, dziur i górek nie pozwala się nudzić.
Co widać doskonale
Następnie Olka kieruje nas na strome wertepy, gdzie wjechanie bez zejścia z roweru jest praktycznie nie możliwe. Na szczycie pierwszego z nich wykrzywia się Oli koło. Niestety skakanie po kole nic nie daje i za chwilę luzuję się znowu.
Przejeżdżamy (a właściwie przechodzimy) na drugą stronę, gdzie spotykamy jakąś cywilizację- Bar "U Zbyszka" niestety nie mieli żadnych narzędzi, więc ruszamy dalej na poszukiwania. W końcu na jednej z działek znalazł się ktoś posiadający klucz francuski (o ile to coś można tym nazwać). Michał dokręca Oli koło i nareszcie jedziemy (nie idziemy) dalej.
Dokręcone
"Radek, gdzie jest mój aparat?"
Dojeżdżamy do Ostrowa, a potem Łasku po drodze widzimy to coś (nie pamiętam gdzie to jest).
O dziwo w sklepie poprosiłem: 2 pączki + Liona, czyli cena ~ 4 zł, a płacąc pognieconym banknotem 10zł otrzymałem 7zł 50 gr reszty.... Czyli odżywiałem się częściowo na koszt firmy.
Zaczyna kropić. Dlatego decydujemy się na krótszy wariant trasy przez Dobroń Mały i częściowo trasę "Powiatowego Rajdu Pieszego" z 30 kwietnia 2009r. Z minuty na minute pada mocniej. Na szczęście w lesie nie czuć opadów deszczu. Zaczyna się robić mgła i mrok, a mi światło nie działa bo przerwał mi się kabelek.
Zaczynają się robić ciemności
Włączam zapasowe światła, które się bardzo podobają Michałowi (lasery :) ). Widoczność spada do <5m. Czyli wleczemy się. Skręcamy za wcześnie i gubimy drogę. Jedziemy drogą, która przypomina dżungle amazońską.
Dżungla
Zatrzymujemy się na skrzyżowaniu duktów, gdzie znaleźliśmy czerwony szlak rowerowy.
W końcu zbliżamy się do skraju lasu, gdzie przy końcu rower trzeba było prowadzić. W rezultacie moje hamowanie zakończyło się zgrzytem wywołanym przez przednie koło Michała. :)
Niestety dobre szybko się kończy i jedziemy do Pabianic przez egipskie ciemności. Odkrywam, że latarka z telefonu za dużo drogi nie oświetla. W końcu widzimy "światełko w tunelu" i wjeżdżamy pełni entuzjazmu do Pabianic.
Reasumując, w domu nie było mnie jedynie 6 godzin, ale przeżyć nie da się opisać. :D
PS. Jeszcze nigdy tak "dużo" nie przejechałem w terenie.
Przez pierwsze 11km łańcuch spadł mi 14 razy. No i jedna gleba przy wpinaniu się w bloki. Na szczęście rowerowi i mi nic się nie stało. Po w jechaniu na gierkówkę wszystko było ok i pech minął. Odechciało mi się normalnego treningu. Postanowiłem zrobić sobie spacerek z kilkoma zdjęciami po drodze.
Ogólnie to szykuję się do krótkiego odpoczynku od roweru (mniej kilometrów ze zmniejszoną intensywnością), by w grudniu powoli zacząć się brać do roboty.
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancjki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Tążewy -> Leszczyny Małe -> Dłutów -> Huta Dłutowska -> Budy Dłutowskie -> Pawłówek -> Rydzyny -> Pabianice
Wyjazd zacząłem "świetnie". Po 200m spadł mi łańcuch. Poprawiłem tak jak powinno być i olałem to komisyjnie - było minęło. Pełen radości jadę dalej. Wszystko "pinknie", noga podaje - w końcu nareszcie na szosie. 35km/h praktycznie nie schodzi z licznika. Skręcam na gierkówkę, gdzie o dziwo nie spotykam dużo samochodów. W Tuszynie skręcam na Tuszynek Majorancki, gdzie zaczyna się jazda pod chłodnawy wiatr. No i niestety przed Dłutowem zaczęło tak piździ.... znaczy się zrobiło się chłodno, że ręce mi skostniały (na krótko pojechałem, bo jak wyruszałem z domu było 15 st. C). Dojeżdżam do Pabianic, dzwonie do znajomego, podjeżdżam pod jego blok (oczywiście pomyliłem numery) i odbieram nowiutki strój ROCK RACING PABIANICE. Może później wrzucę zdjęcia.
A to zdjęcie zrobione w trasie, jak ciężko nie zauważyć zrobione w Dłutowie- a właściwie przed Dłutowem.
Na początku leniwe tempo. Dopiero w Górkach Dużych przycisnęliśmy. Niestety zaczęło mi się masakrycznie odbijać po śniadaniu. Takie uczucie ciężkości miałem. Na pagórku w Grabicy odpuściłem sobie. Jednak w Dziewulinach dogoniłem znajomego, który zmieniał dętkę.
Ustawka z Pabianiczanami. jechało mi się cały czas zajedwabiście. W Dłutowie dołączyła do nas ustawka z Maniakowa, więc ostatnie 10km pokonaliśmy ze średnią koło 50km/h. Dojeżdżam do kreski w Pabianicach i radośnie wracam na Rydzyny do baru. Kupuje ten zestaw:
Wracam do domu z grupką 10 kolarzy. Nagle spada mi łańcuch. Mówię ludziom, że zaraz ich dogonię. Zakładam łańcuch. Wszystko jest ok. Wpinam jeden but. Wpinam drugi i.... spada mi łańcuch. Szarpnięcie było na tyle silne, że leciałem na lewy bok. Nie wiem jak to zrobiłem, ale kierownica stanęła mi w poprzek, przeleciałem przez nią i upadłem na prawy bok.
Straty: a) ja: - mocno (głęboko) starta lewa ręka - starte prawe przedramię - starte prawe ramie - starty prawy bark - obite prawe kolano - delikatnie starty podbrudek b) odzież: - delikatnie starty kask (nie pęknął) - brudny i leciutko przetarty strój - delikatnie zarysowane buty c) rower: - delikatnie obtarta rama - delikatnie zrysowany widelec - rozdarta owijka po lewej stronie - bardzo wykrzywiona i starta lewa klamkomanetka - wykrzywiona prawa klamkomanetka - ósemka na przednim kole - ósemka na tylnim kole + 2 pęknięte szprychy - wykrzywiona przerzutka tylnia - starty lewy pedał
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl