W skrócie: tempo szarpane. "Skakałem" sobie po strefie tlenowej, podprogowej i beztlenowej. Oczywiście bez przesady, bo nie chodzi o to by się zajeździć.
Trasa: Pabianice -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Wygoda Mikołajewska -> Wrząca -> Lutomiersk -> Nowy Świat -> Kwiatkowice -> Dobruchów -> Górna Wola -> Tarnówka -> Szadek -> Tarnówka -> Górna Wola -> Dobruchów -> Kwiatkowice -> Wodzierady -> Józefów -> Julianów -> Chorzeszów -> Krzucz -> Anielin -> Wydrzyn -> Wiewiórczyn -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice
Miała być krótsza trasa, ale tak lekko jechało się pod wiatr (który swoją drogą był silny), że postanowiłem pojechać do Szadku. Miałem tam skręcić na Łask, ale było wahadełko, a mi się nie chciało stać, więc zawróciłem do Kwiatkowic. Od tego momentu zacząłem coraz mocniej cisnąć w korbę. Szczególnie na pagórkach, bo to mi sprawiało ostatnio trudności. Noga podawała cały czas, aż do Pabianic.
Po wczorajszym treningu przyszedł czas na coś lżejszego. Wyjeżdżałem z rękawkami, które znowu szybko zostały schowane. W założeniu była jazda w tlenie i plan został zrealizowany. Silny wiatr z południowego-zachodu przeszkadzał w jeździe. Ogólnie to muszę zacząć robić interwały, bo mam małe problemy z szybkim wjeżdżaniem na pagórki.
Ustawka na ul. Gryzla. Najpierw zjawiam się ja, potem Arek i za chwile reszta. Spokojnie dojeżdżamy sobie do Rzgowa, gdzie w ostatniej chwili łapiemy łódzką ustawkę Maniakowo. Dopiero teraz zaczyna mi działać pulsometr. Na początku tempo takie jakie utrzymuję podczas samotnej jazdy. Dopiero za Tuszynem zaczął iść rant. Ale to taki, że było mało miejsca by się schować. Jechało się dobrze do momentu, gdy wyszedłem na krótką zmianę. Urwałem (?) peleton i musiałem chwilkę na nich poczekać. Jak mnie dogonili znalazłem się przy końcu grupy. 2 ciasne zakręty i... ktoś urwał koło. Wyszedłem na zmianę i próbowałem przez 3km dogonić peleton, ale nic z tego. Skręciliśmy wcześniej na Grabicę, gdzie zaczęliśmy współpracę. Na początku na długie zmiany, potem na krótkie. W Dłutowie, przed szczytem odjeżdżam (nie tylko ja) jakieś 50m od grupy i do Pawlikowice bez skutecznie próbuje ją dogonić. Skręcam na Pawlikowice i spokojnie dojeżdżam do domu.
Wracając ze szkoły z Arkiem ustaliliśmy szczegóły wyjazdu. Na początku bardzo spokojnie dojeżdżam do Pawłówka, gdzie chwilkę czekam. Dalej jedziemy przyzwoitym tempem pod wiatr do Bełchatowa. Mimo silnego wiatru w Bełchatowie mieliśmy średnią >30km/h. Powrót ekspresowy. Prawie przez cały czas prędkość przekraczała 40km/h. Momentami nawet 50-60km/h. Od Pawlikowic spokojnym tempem wracamy do domów.
PS. Rozgryzłem ten pulsometr. Nie działa mi dobrze, ponieważ koszulka uderza o opaskę i jest to odbierane jako uderzenie serca. Podczas jazdy pod wiatr nie działał, ale w czasie powrotu działał. :)
Szybciutko po lekcjach na rower, by nie zmarnować takiej pięknej pogody. Na trasę wziąłem 0,7l rozpuszczonej witaminki. Umiarkowany wiatr z zachodu utrudniał troszkę jazdę, ale za drzewami spokojnie można było jechać ponad 40km/h. Miałem 3 godziny poświęcić na jadę, ale nie wziąłem rękawków (nie wiem co mnie podkusiło) i zacząłem marznąć na przedramionach. Dlatego przejeżdżając 2 raz przez Wadlew uznałem, że najrozsądniej będzie wrócić do domu. Tak się przyjemnie wracało, że przegapiłem skręt na Pawlikowice (miałem wrócić przez wioski).
Lekcje zaczynam o 12.45, wiec co innego można robić jak nie jeździć na rowerze? Dość mocny wiatr był, który skutecznie utrudniał jazdę, ale mimo tego wrażenia z jazdy jak najbardziej pozytywne.
Korzystając z dużej ilości wolnego wsiadłem na szosówkę. Założyłem letni strój z rękawkami, ale i tak rękawki szybko zostały zdjęte. W planach był atak na 100km, ale nie udało się ze względu na to, że musiałem być o 16.00 w domu. No cóż kiedy indziej. Na początku problemy z pulsometrem. Nie pokazuje pulsu. Po poprawieniu opaski nadal nie działa dobrze, raz pokazuje 40ud/min a po chwili 218ud/min, co jest niemożliwe. Zatrzymałem się w Gospodarzu i zwilżyłem opaskę wodą z bidonu. Nadal nic. Olałem to w końcu i zamiast pulsu miałem piękny widok na godzinę. :) Jechało się dobrze. Bardzo często 35-40km/h. Pod wiatr koło 30km/h. W Dłutowie wpadam do sklepu i kupuję bułkę podłużną wraz z Kit Katem, bo mnie leciutki głód doskwierał, a nie wziąłem banana. Po krótkim posiłku siły odzyskałem, nawet tegoroczny vmax wyciągnąłem. Skręcam na Rydzyny, dzwonię do sklepu rowerowego, ale sprzedawca nie odbiera. Trudno się mówi. Już miałem jechać do domu, ale akuratnie oddzwonił, gdy przejeżdżałem koło sklepu. Podjeżdżam pod sklep, odbieram bandanenę i szczęśliwy wracam do domu.
Dzisiejsza trasa to czysta spontaniczność, bo została zaplanowana podczas nudnej lekcji polskiego, mimo że miałem już ustaloną inną trasę. Wyjeżdżam o 14.00 słońce daje po gałach (na szczęście od środy już okulary przeciwsłoneczne będę używał). Nieuciążliwy wiatr. Czasami można spotkać jakąś kałużę, a tak po za tym to drogi suche. Czyżby na pewno? W Janowicach skręcam na Lutomiersk, gdzie czeka mnie niespodzianka:
Na szczęście nie musiałem się długo babrać w tym śniegu. W Lutomiersku skręcam na Wodzierady. Drzewa zasłaniają wiatr, więc tempo rośnie do 28-30km/h (wcześniej koło 22-23km/h jechałem). Dalej kieruję się na Łask, drogą przez Chorzeszów. Jedzie się świetnie, bo cały czas jest tak:
W Łasku skręcam na Pabianice, by po drodze skręcić na Ldzań. Od tego momentu tempo nieco podkręciłem, ale bez jakiś tak wielkich szaleństw. Do Domu wracam po prawie 3 godzinach spędzonych na dworze. Temperatura idealna, głodny nie byłem, mimo że nic po drodze nie jadłem. Sądzę, już jestem w wystarczającej formie, by móc śmiało atakować dystanse >100km.
Najpierw jadę na konkurs do Łodzi, gdzie zajmuję 5 miejsce w województwie i przechodzę do kolejnego etapu. Szybko wróciłem do domu, więc poszedłem do optyka by zamówić szkła do okularów rowerowych. Wracam i wsiadam na rower. Za zimno na szosówkę, więc jadę góralem. Cały czas s strefie tlenowej. Od czasu do czasu jakieś leciutkie przyśpieszenia by się zacząć przyzwyczajać do rwanego tempa. Upierdliwy wiatr dzisiaj był. Utrudniał jazdę, ale dało się wytrzymać.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl