Śląskie wita nas
Czwartek, 8 lipca 2010
· Komentarze(12)
Kategoria >250km, Nie sam, Szosówka, "Suplementy i izotoniki", Awarie, Dojazdy, Fotoreportaże
Trasa: Pabianice -> Szynkielew -> Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Pawłówek -> Huta Dłutowska -> Budy Dłutowskie -> Dłutów -> Podstoła -> Wadlew -> Brzezie -> Drużbice -> Kącik -> Rasy -> Kałduny -> Zawady -> Bełchatów -> Poręby -> Wołka Łękawska -> Łękawa -> Kalisko -> Piaski -> Góra Kamieńsk -> Piaski -> Kalisko -> Szpinałów -> Kamieńsk -> Gomunice -> Kletnia -> Borowiecko-Kolonia -> Blok Dobryszyce -> Radomsko -> Cerkawizna -> Borki -> Kłomnice -> Witkowice -> Michałów Rudnicki -> Rudniki -> Rędziny -> Częstochowa -> Rędziny -> Rudniki -> Michałów Rudnicki -> Witkowice -> Kłomnice -> Borki -> Cerkawizna -> Radomsko -> Kietlin -> Antopol -> Bugaj -> Bugaj Dmeniński -> Łagiewniki -> Zakrzew -> Kodrąb -> Józefów -> Gembartówka -> Rzejowice -> Granice -> Strzelce Małe -> Przedbórz -> Wola Przedborska -> Dęba -> Bąkowa Góra -> Zbyłowice -> Łęki Królewskie -> Ręczno -> Paskrzyn -> Stobnica -> Salkowszczyzna -> Bilska Wola-Kolonia -> Dorotów -> Piotrów -> Łęczno -> Włodzimierzów -> Przygłów -> Sulejów -> Poniatów -> Piotrków Trybunalski -> Gomulin-Kolonia -> Gomulin -> Woźniki -> Budków -> Mzurki -> Kolonia Mzurki -> Stefanów -> Suchcice -> Kącik -> Drużbice -> Brzezie -> Wadlew -> Podstoła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
6.45 wyjeżdżam. Jadę po Arka. Dobrze przewidziałem, by wyjechać wcześniej, bo długo stałem na światłach. Zostawiam u Arka parę klamotów i jedziemy. Z początku zimno w ręce, bo bez rękawków. Powolutku dojeżdżamy sobie do Pabianic. Tutaj skręcamy na wioski, by kontynuować spokojną jazdę.
Kręcimy tak aż do głównej drogi, gdzie się rozkręcamy. Cały czas prędkość oscyluje w granicach 35-40km/h. W szybkim tempie docieramy do Bełchatowa, gdzie o dziwo nie zastają nas korki.
Przedzieramy się przez Bełchatów i jedziemy na Kamieńsk.
Po drodze wjeżdżamy jeszcze na Górę Kamieńsk. Spokojnie, bez szarpania. Arkowi troszkę przełożeń brakowało, ale dał radę.
Zjeżdżamy Góry Kamieńsk i wymarznięci jedziemy dalej. Z początku mozolnie by rozkręcić się od nowa, a potem już tak jak na początku 35-40km/h. Po drodze mijamy:
Jedziemy do Kamieńska, gdzie skręcamy na Radomsko. Zaczynają się w końcu góreczki, które nie pozwalają nam się nudzić. W Radomsku przerwa pod spożywczym, którego znalezienie graniczy z cudem. Tutaj zauważam, że nie mam wypoziomowanego siodełka. Wpadam do meblowego spytać się czy maja imbusy. Nie mieli, ale odesłali mnie do sklepu z artykułami przemysłowymi. Tutaj jak sprzedawczyni dowiedziała się skąd jesteśmy i ile mamy do przejechania, postanowiła mi dać ten imbus na koszt firmy. Jeszcze raz z tego miejsca dziękuje jej za to. Na szczęscie więcej razy nie musieliśmy używać. Jedziemy drogą na Częstochowę. O dziwo z początku płasko jak stół.
Powoli zaczyna robić się gorąco. Zaczynają się większe pagórki, które początkowo dają się nam w kość. Mam malutki kryzys, ale po zjedzeniu batonika przechodzi.
Po pewnym czasie zatrzymujemy się by skontaktować się z ludźmi. Odpisuje na 4 smsy.
Jedziemy dalej.
Na zjazdach zawsze dokręcamy by było lżej na następnym podjeździe. :)
W niedługim odstępie czasu dojeżdżamy do Częstochowy. przedarcie się przez miasto jest strasznie uciążliwe. Dziury, samochody, ciągłe światła. W końcu trafiamy na Jasną Górę.
Tutaj jemy obiad i troszeczkę odpoczywamy. Po odpoczynku...
... i nie chce nam się zebrać, ale jakoś udaje nam się pozbierać nasze zwłoki i wyruszamy.
Błądzimy po Częstochowie, robimy niepotrzebne kółka. W końcu znajdujemy plan miasta, gdzie nie ma podpisanych numerów dróg. Musieliśmy się wpakować na krajową 1, by wkręcić na Włoszczowę, a potem na Radomsko. Zaczyna się jazda pod lekki wiatr, ale idzie nam to nawet nieźle. Znów mijamy pagórki, które dały nam się w kość. Dojeżdżamy do Radomska, gdzie znów robimy postój (jak się nie trudno domyśleć- jedzenie).
Jedziemy drogą na Przedbórz. Zaczynają się Wzgórza Radomszczańskie, czyli praktycznie cały czas góra-dół.
Zaczynam mieć drobny kryzys, który solidnie mnie wymęczył prawie do samego Przedborza.
Tutaj wykonaliśmy następujące czynności: kupiliśmy zimne picie w sklepie, znaleźliśmy ławki i położyliśmy się na nich na trochę. Od razu inaczej.
Wyjeżdżamy z Przedborza. Znów męczą nas górki, które pokonujemy w śmiesznym tempie. W końcu troszeczkę się rozkręciliśmy.
Łapie mnie kryzys. Odbija mi się nieco jedzenie. Przed Sulejowem jedziemy ze 3km tak tragicznym asfaltem, że samochodem tam byłoby ciężko przejechać. W Piotrkowie Trybunalski przechodzi. Tutaj niemiła sytuacja. Kierujemy się znakami na drogę krajową nr. 12 (na Łask/Sieradz), a znaki wyprowadzają nas na... Autostradę A1!!! Normalnie nie porozumienie. Pokonujemy 3km tą autostradą i zjeżdżamy ślimakiem na drogę na Bełchatów (i zarazem Sieradz). Niestety Arek rozcina na jakiejś blaszce oponę i musi tutaj zrezygnować z dalszej jazdy. Szkoda, bo by spokojnie dojechał do końca. Kontynuuję dalej jazdę samotnie. Muszę podkręcić tempo, bo sporo km zostało, a za niedługo zmrok zapadnie. Na stacji benzynowej kupuję picie i jadę dalej.
Przestał mi dokuczać wiatr (albo było po prostu obojętne czy wieje czy nie). Cały czas trzymam 35-40km/h momentami nawet więcej. Nadrabiam dość szybko stracone w Piotrkowie Trybunalski minuty. Jakieś 20km przed domem zaczynają mnie nieco boleć dolne partie mięśni brzucha. Tempo nie co moje tempo spada, a dalsza jazda wyglądała mniej więcej tak: O jakie fajne drzewa, o jaki fajny pagórek. Do tego nie patrzę na kierownicę i nie myślę o tym ile km mi zostało. Zaczyna powoli robić się ciemno, dlatego skręcam na pola, bo w lesie mnie nie widać dobrze. Przez pola dojeżdżam do Pabianic i pojawiam się w domu ~10min po zapadnięciu zmroku.
W czasie jazdy zjadłem:
- 5 batonów (w czasie jazdy)
- pączka
- 3 ciastka francuskie
- bułkę
- obiad
W czasie jazdy wypiłem:
- 4,5l wody
- 2 razy chłodne mleko z lodówki
- troszkę soku grejpfrutowego
- 1,5l coli
O dziwo nie boli mnie nic, po za mięśniami brzucha. Na drugi dzień wszystko ok. :)
6.45 wyjeżdżam. Jadę po Arka. Dobrze przewidziałem, by wyjechać wcześniej, bo długo stałem na światłach. Zostawiam u Arka parę klamotów i jedziemy. Z początku zimno w ręce, bo bez rękawków. Powolutku dojeżdżamy sobie do Pabianic. Tutaj skręcamy na wioski, by kontynuować spokojną jazdę.
Troszke wypchana kieszonka© radek3131
Kręcimy tak aż do głównej drogi, gdzie się rozkręcamy. Cały czas prędkość oscyluje w granicach 35-40km/h. W szybkim tempie docieramy do Bełchatowa, gdzie o dziwo nie zastają nas korki.
Pierwszy rzut oka na elektrownie Bełchatów© radek3131
Przedzieramy się przez Bełchatów i jedziemy na Kamieńsk.
W drodze na Kamieńsk© radek3131
Po drodze wjeżdżamy jeszcze na Górę Kamieńsk. Spokojnie, bez szarpania. Arkowi troszkę przełożeń brakowało, ale dał radę.
Arek na Górze Kamieńsk© radek3131
Ja na Górze Kamieńsk© radek3131
Zjeżdżamy Góry Kamieńsk i wymarznięci jedziemy dalej. Z początku mozolnie by rozkręcić się od nowa, a potem już tak jak na początku 35-40km/h. Po drodze mijamy:
Wyciąg Narciarski na Górze Kamieńsk© radek3131
Jedziemy do Kamieńska, gdzie skręcamy na Radomsko. Zaczynają się w końcu góreczki, które nie pozwalają nam się nudzić. W Radomsku przerwa pod spożywczym, którego znalezienie graniczy z cudem. Tutaj zauważam, że nie mam wypoziomowanego siodełka. Wpadam do meblowego spytać się czy maja imbusy. Nie mieli, ale odesłali mnie do sklepu z artykułami przemysłowymi. Tutaj jak sprzedawczyni dowiedziała się skąd jesteśmy i ile mamy do przejechania, postanowiła mi dać ten imbus na koszt firmy. Jeszcze raz z tego miejsca dziękuje jej za to. Na szczęscie więcej razy nie musieliśmy używać. Jedziemy drogą na Częstochowę. O dziwo z początku płasko jak stół.
Wkraczamy na teren województwa śląskiego© radek3131
Powoli zaczyna robić się gorąco. Zaczynają się większe pagórki, które początkowo dają się nam w kość. Mam malutki kryzys, ale po zjedzeniu batonika przechodzi.
W drodze na Częstochowę© radek3131
Po pewnym czasie zatrzymujemy się by skontaktować się z ludźmi. Odpisuje na 4 smsy.
Arek ujarzmia kota© radek3131
Kot się bawi moim pedałem© radek3131
Jedziemy dalej.
130km w nogach© radek3131
Na zjazdach zawsze dokręcamy by było lżej na następnym podjeździe. :)
Zjazd z pagórka© radek3131
W niedługim odstępie czasu dojeżdżamy do Częstochowy. przedarcie się przez miasto jest strasznie uciążliwe. Dziury, samochody, ciągłe światła. W końcu trafiamy na Jasną Górę.
Jasny gwint Jasna Góra© radek3131
Klasztor na Jasnej Górze© radek3131
Tutaj jemy obiad i troszeczkę odpoczywamy. Po odpoczynku...
Bujamy w obłokach© radek3131
... i nie chce nam się zebrać, ale jakoś udaje nam się pozbierać nasze zwłoki i wyruszamy.
Klasztor na Jasnej Górze© radek3131
My w Częstochowie© radek3131
Błądzimy po Częstochowie, robimy niepotrzebne kółka. W końcu znajdujemy plan miasta, gdzie nie ma podpisanych numerów dróg. Musieliśmy się wpakować na krajową 1, by wkręcić na Włoszczowę, a potem na Radomsko. Zaczyna się jazda pod lekki wiatr, ale idzie nam to nawet nieźle. Znów mijamy pagórki, które dały nam się w kość. Dojeżdżamy do Radomska, gdzie znów robimy postój (jak się nie trudno domyśleć- jedzenie).
Kościół św. Lamberta w Radomsku© radek3131
Jedziemy drogą na Przedbórz. Zaczynają się Wzgórza Radomszczańskie, czyli praktycznie cały czas góra-dół.
Wzgórza Radomszczańskie© radek3131
Zaczynam mieć drobny kryzys, który solidnie mnie wymęczył prawie do samego Przedborza.
W końcu w Przedborzu© radek3131
Tutaj wykonaliśmy następujące czynności: kupiliśmy zimne picie w sklepie, znaleźliśmy ławki i położyliśmy się na nich na trochę. Od razu inaczej.
Tutaj urządziliśmy sobie piknik© radek3131
Plan Przedborza© radek3131
Plan Przedborskiego Parku Krajobrazowego© radek3131
Wyjeżdżamy z Przedborza. Znów męczą nas górki, które pokonujemy w śmiesznym tempie. W końcu troszeczkę się rozkręciliśmy.
Góry Świętokrzyskie© radek3131
Rozkręcilismy się nieco© radek3131
Łapie mnie kryzys. Odbija mi się nieco jedzenie. Przed Sulejowem jedziemy ze 3km tak tragicznym asfaltem, że samochodem tam byłoby ciężko przejechać. W Piotrkowie Trybunalski przechodzi. Tutaj niemiła sytuacja. Kierujemy się znakami na drogę krajową nr. 12 (na Łask/Sieradz), a znaki wyprowadzają nas na... Autostradę A1!!! Normalnie nie porozumienie. Pokonujemy 3km tą autostradą i zjeżdżamy ślimakiem na drogę na Bełchatów (i zarazem Sieradz). Niestety Arek rozcina na jakiejś blaszce oponę i musi tutaj zrezygnować z dalszej jazdy. Szkoda, bo by spokojnie dojechał do końca. Kontynuuję dalej jazdę samotnie. Muszę podkręcić tempo, bo sporo km zostało, a za niedługo zmrok zapadnie. Na stacji benzynowej kupuję picie i jadę dalej.
Zachód słońca© radek3131
Przestał mi dokuczać wiatr (albo było po prostu obojętne czy wieje czy nie). Cały czas trzymam 35-40km/h momentami nawet więcej. Nadrabiam dość szybko stracone w Piotrkowie Trybunalski minuty. Jakieś 20km przed domem zaczynają mnie nieco boleć dolne partie mięśni brzucha. Tempo nie co moje tempo spada, a dalsza jazda wyglądała mniej więcej tak: O jakie fajne drzewa, o jaki fajny pagórek. Do tego nie patrzę na kierownicę i nie myślę o tym ile km mi zostało. Zaczyna powoli robić się ciemno, dlatego skręcam na pola, bo w lesie mnie nie widać dobrze. Przez pola dojeżdżam do Pabianic i pojawiam się w domu ~10min po zapadnięciu zmroku.
W czasie jazdy zjadłem:
- 5 batonów (w czasie jazdy)
- pączka
- 3 ciastka francuskie
- bułkę
- obiad
W czasie jazdy wypiłem:
- 4,5l wody
- 2 razy chłodne mleko z lodówki
- troszkę soku grejpfrutowego
- 1,5l coli
O dziwo nie boli mnie nic, po za mięśniami brzucha. Na drugi dzień wszystko ok. :)
Dystans© radek3131