Trasa taka sama jak tutaj. A scenariusz taki sam jak wczoraj, czyli z początku deszcz, a potem błoto w lesie. Miałem farta, bo kilkanaście minut po tym jak wróciłem rozpadało się.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> Terenin -> Pabianice
Ledwo zniosłem rower na dół, a zaczęło mżyć. Olałem to totalnie i ledwo wyjechałem z miasta a przestało kropić. :) Dalej asfaltem do Pawlikowic, by skręcić do lasu. Tutaj trochę babrania w błocie i powrót do domu. Ogólnie taki lajcik.
Mapka zaczerpnięta z tego wpisu. Godzinna pętla pokonana ulubioną techniką: 1) ~20 minut luźnego kręcenia na pulsie 130-145ud/min 2) ~20 minut nieco mocniejszej jazdy na pulsie 145- 160ud/min 3) ~20 minut ostrzejszej jazdy z pulem często przekraczającym 160 ud/min
Oczywiście pulsometr nie traktuje jako super dokładne urządzenie, dlatego podczas jazdy staram się nie zerkać na niego. Tak samo jak na licznik. Wolę wyczuć jak reaguje mój organizm, a nie to co pokazują cyferki na wyświetlaczu.
Jeżeli chodzi o dzisiejszą jazdę, to cały czas przelotny deszcz, więc trzeba było uważać na zakrętach i mocnych przyśpieszeniach, by nie zaliczyć szlifa. Raz wypadłem z zakrętu, ale cały powróciłem na asfalt. Testowałem dzisiaj wkładki hamulcowe Meridy. Dokładnie Merida BS-MD010. Są wykonane z 3 rodzajów gumy, różniących się twardością. Co prawda używałem tylko przedniego hamulca dzisiaj, ale mimo lekko mokrej obręczy hamują szybko.
Jeżeli chodzi o wyprawę rowerową, to od wczoraj zacząłem dokładnie planować trasę z uwzględnieniem warunków pogodowych, zmęczenia, zabytków itp. Jak skończę planować to zamieszczę na tutaj jak mniej więcej będziemy jechać.
Polecam również zerkanie na blog Michała, który się męczy na wyprawie rowerowej wzdłuż granicy polsko-niemieckiej. Dzięki ultranowoczesnym technologią jest możliwość relacji live na zasadzie: sms od Michała -> mój wpis na jego blogu.
Troszkę regeneracji, po ostatnich ciężkich dniach. Przez 45 minut mżyło, dlatego zrobiłem 2 króciutkie pętelki, bo nie chciałem wjeżdżać w środek chmury.
Wczoraj sprawdzałem pogodę na newmeteo.pl. Zapowiadali deszcz od 9 rano, więc postanowiłem się w końcu wyspać. Wstałem o 10.30, a tu sucho i słońce przebija się przez chmury. Kurcze co jest? Sprawdzam jeszcze raz pogodę, a tu zmian od wczoraj nie ma. Postanowiłem po obiedzie jednak wyjechać. Zniosłem rower na dół, ujechałem kawałek, a tu zaczyna mżyć. Po chwili kropi coraz mocniej. Ostatecznie postanowiłem wrócić do domu. Trudno się mówi.
Do szkoły na 7.15. Pierwsze dwa WF-y. Na pierwszej lekcji gra w siatkę, gdzie najwyraźniej wszyscy mieli zamułę, a ja headshoota dostałem. Na drugiej piłka halowa. Troszkę większego ruchu nareszcie. Powrót w mżawce. Wracając do domu nie śpieszyłem się zbytnio. Przyjazd do szkoły 12°C. Powrót do domu 22°C.
Do warsztatu załatwić szerszą sztycę (ta ma luzy), stopkę oraz spytać się o opony przełajowe. Czyli realizuję plan "tuningowania" roweru taty. Kurcze nie myślałem, że w połowie maja będę musiał jechać na rowerze w czapce zimowej. ;p
Mapka zapożyczona z tego wpisu. Co ciekawe ostatnio jadąc dokładnie taką samą trasą miałem dokładnie takie same przeżycia, ale o tym dalej.
Po 3 dniach zasuwania przyszedł czas na odpoczynek. W szkole zaplanowałem sobie trasę, ponieważ było bezchmurnie. Oczywiście wygadałem, że znając życie będzie padać tuż po tym jak skończę lekcje. Za wiele się nie pomyliłem. Docieram do domu ze szkoły. Przebieram się i przesiadam się na szosówkę. Niestety znowu jazda bez pulsometru- chyba baterie zdechły. Muszę zajrzeć do zegarmistrza. Od początku jazda spokojna. Założenie było takie, by jechać i się w ogóle nie zmęczyć. W Górkach Dużych zauważam, że zbliża się taka mała chmura. Uznałem, że może trochę z niej padać. Skróciłem trasę maksymalnie. Tak na wszelki wypadek. No i stało się. Przed Dłutowem zaczyna mżyć, a w Dłutowie padać. Zatrzymuję się pod dachem na przystanku autobusowym, by założyć rękawki. Zaczyna lać. W sumie lać to mało powiedziane.
Nie wiem czy dobrze widać, ale na asfalcie są takie bąble
Widząc tą ścianę deszczu uznałem, że najrozsądniej będzie troszkę przeczekać. Chwilkę później dobiegają (dosłownie) jakieś 2 dziewczyny, które też chciały przeczekać deszcz, więc najbliższe 20 (30???) minut mija ciekawie. Swoją droga to one nigdy nie widziały kolarza? Bo tak dziwnie się na moje spodenki. Powoli przestaje padać. Na drodze mija mnie znajomy z ustawki. Wyżywał się na kierowcy, w sumie nie wiem czemu. Chyba kierowca zajechał mu drogę, a na śliskiej nawierzchni może się to źle skończyć. nie przestało padać, ale ruszam, bo uznałem że zaraz nie będzie padać. Po 500m postój. Nic nie wiedzę! Zdejmuję czarne szkła z okularów i jadę dalej w samych korekcyjnych. Przy okazji zrobiłem zdjęcie rzeki po jakiej było mi dane jechać.
Wspomniana rzeka
Dla porównania:
Tak normalnie wygląda to miejsce. Przesunięcie kilka(naście?) metrów.
Jadę dalej. Zjeżdżam w dół, gdzie chyba biję rekord prędkości na zakręcie w ulewie. Na szczęście kawałek dalej ulewa zmieniła się w mżawkę, więc spokojnie dojechałem domu.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl