Długo wyczekiwany moment- nareszcie mogłem przyjechać na szosówce na ustawkę. Coś mi się za lekko jechało. Standardowo do Rzgowa spokojnym tempem, potem delikatnie przycisnęliśmy, wychodzę na zmianę, odwracam się i... wszyscy daleko w tyle. Postanowiłem dalej jechać swoim tempem, bo i tak mnie dogonią. Myliłem się jednak. Praktycznie cały czas jechałem w granicach 35-40km/h, choć bywało jeszcze szybciej. Nie jechałem mocno jechałem od tak spokojnie mimo przeszkadzającego wiatru. Odwracałem się wiele razy do tyłu by zobaczyć, gdzie są i za każdym razem ich nie widziałem. Jasny gwint, czemu do panów z Łodzi nie mogłem dzisiaj dołączyć? :p Nie zmęczony wróciłem do baru w Rydzynach, kupiłem Pepsi i dość szybko się zwinąłem do domu.
Nareszcie się doczekałem. Powróciła ta lekkość jazdy. Ale zanim odczułem lekkość jazdy, to przez pierwsze 30km latałem po całej kasecie by znaleźć odpowiednie dla siebie przełożenie. Swoją drogą to całkiem niezła średnia z dość niskim średnim pulsem mi wyszła. A przecież wiało strasznie.
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Rydzynki -> Łas Tuszyński -> Tuszyn -> Wola Kozubowa -> Badzyn -> Dylew -> Górki Duże -> Tążewy -> Leszczyny Małe -> Dłutów -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimne Wody -> Morgi -> Ldzań -> szlak czerwony -> Róża -> Mogilno Duże -> szlak czerwony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Pabianice
Postanowiłem wykorzystać pogodę i zapuścić się na coś dłuższego. Przy okazji miałem okazję poznać trasę na zimę. Cały czas silny wiatr. A po drodze rozbawiło mnie to:
Trasa taka sama jak tutaj. I tam jest również mapka.
I co tu pisać. Pojawiłem się o tym samym miejscu co w każdą bezdeszczową niedzielę. Jakiś pomór dzisiaj, bo mimo 10:05 było mało osób. Do Jutroszewa ze wszystkimi, dalej w 4 osobowej grupie. W sumie to nie mam nastroju by opisywać. W Jutroszewie zdełcho mi mp3 i straciłem sygnał w pulsometrze. Dane z pulsometru po 1:05 jazdy: AVG 160ud/min HrMAX 190ud/min 725kcal
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Chechło II -> Mogilno Małe -> Mogilno Duże -> Róża -> zielony szlak -> Kolonia Ldzań -> Morgi -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimne Wody -> Brogi -> Kolonia Ldzań -> Ldzań -> czerwony szlak -> Barycz -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Dobroń Mały -> czarny szlak -> czerwony szlak -> Wielka Woda -> czerwony szlak -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Nie miałem pomysłu na jazdę dzisiaj, więc postanowiłem poszukać jakiejś nieco dłuższej trasy na zimę. Głównym celem, było jak najczęstsze unikanie głównych dróg. Wiadomo zima= śnieg/lód, więc lepiej glebę walnąć w miejscu, gdzie aut nie ma. Trasę zaczynam standardowo, czyli przecinam wzdłuż i wszerz Las Karolewski. Docieram do Róży, gdzie dojeżdżam zielonym szlakiem do Koloni Ldzań. Tutaj asfaltem do Ślądkowic, a od Ślądkowic do Mierzączki Dużej. Teraz odbijam w prawo w mało mi znane rejony. Tzn. jechałem tu kilkukrotnie, ale wypadało by przed zimą odświeżyć sobie pamięć. No i tym oto sposobem dojechałem do skrzyżowania "T" i zamiast skręcić w prawo to skręciłem w lewo. Tym oto sposobem znalazłem świetne miejsce na ognisko/grilla w starorzeczu Grabi .
Ponieważ dalej przejazd był nie możliwy, musiałem zawrócić do wcześniej wspomnianego skrzyżowania i pojechać tak jak powinienem. Po jakiś kilku kilometrach odświeżyła mi się pamięć, czyli przypomniała mi się ta trasa. Ostatni raz tam jechałem ponad pół roku temu. Dojechałem tą drogą do Koloni Ldzań. Tutaj przejechałem kawałeczek asfaltem i wpakowałem się na czerwony szlak, by dojechać do Baryczy.
Z Baryczy dalej szlakiem do Kolumny. W Kolumnie odbieram swoje empefri z kablem USB i jadę krajową 12 do Dobronia. Potem przez Dobroń Mały dojeżdżam do Lasu Karolewskiego i dobrze mi znanymi szlakami wracam do domu.
Z takich ciekawostek to: - o dziwo w lesie sucho - jednego rowerzystę dzisiaj 3 razy mijałem w różnych miejscach trasy, za trzecim razem oboje się śmialiśmy z tego
Dzisiaj jakiś dziwny dzień. Myślałem, że rower mi poprawi humor. Niestety tak się nie stało. Jeżeli chodzi o dzisiejszą trasę to początek niemal taki jak zawsze. Potem spontanicznie kupiłem w Dłutowie kupiłem 2 browce i pojechałem do Orzku odwiedzić wakacyjne miejsce pracy. Tutaj zostawiam 2 browce (idealnie do dużej kieszonki się mieszczą), bo obiecałem kiedyś. I wracam do domu przez Ślądkowice. Testowałem dzisiaj nowe spodnie i kurtkę. Są cieplejsze niż moje poprzednie. Z początku się ugotowałem troszkę, ale potem było ok. Więcej dzisiaj nie opisuję, bo nastroju nie mam.
Jak co niedziele zawitałem na ustaweczkę. Obecność gipsu na nadgarstku spowodowała, że zostałem zalany masą pytań. Niektórzy nie mogli uwierzyć, że w TIRa walnąłem i tylko tyle sobie zrobiłem. Inni dziwili się, że da się tak jechać. Owszem da. :) Dojechałem z nimi do Prawdy, gdzie odbiłem prosto do lasu by nikogo nie zabić. W lesie pełno grzybiarzy. Samochodów tyle jak w godzinach szczytu w Łodzi. Wyjechałem w Tuszynie, gdzie dla odmiany odbiłem na Dylew. Miałem okazji zobaczyć, gdzie dzisiaj ma finish łódzka ustawka "Rzgowska", bo dzisiaj odbywały się mistrzostwa tej ustawki. Wyjeżdżam w Górkach Dużych, gdzie grzeję na Dłutów. Grzeję w sensie dosłownym, bo jadę 35-40km/h. W Dłutowie skręcam do Lasu Rydzyńskiego. Tutaj jeszcze więcej samochodów. Momentami zastanawiałem się czy te samochody przypadkiem nie stoją w korku. :p Wyjeżdżam z lasu na Rydzynach i bez zaglądania do baru jadę do domu.
Jak co niedziele wpadłem na ul. Gryzla. Sporo mniej osób niż zwykle. Czyżby sezon się kończył?? Początek trasy spokojny, czyli bez szarpania i w sumie tak jechaliśmy cały czas. Czułem, że jestem w stanie dojechać dzisiaj do końca, a tu mi przełożeń zabrakło na zjeździe z górki w Lutosławicach Szlacheckich i zostałem sam z tyłu. Chyba w najgorszym momencie odpadłem, bo najdalszym. Zobaczyłem, że również odpadła dwójka szosowców i usiłowałem ich gonić. Przez ponad 20km. Zawsze brakowało mi te 200-300m. W Wadlewie skapitulowałem i zwolniłem nieco. Dalej tradycyjnie przez Pawlikowice do domu. Nie miałem dzisiaj czasu by posiedzieć w barze. :)
Znów zajrzałem na ustawkę. Właściwie to zasuwałem ostro przez miasto by zdążyć, a i tak spóźniłem się chwilę. Dogoniłem ich koło krańcówki autobusowej. Sporo osób było. Dojechaliśmy w miarę spokojnie do Rzgowa i jakoś nikomu nie chciało się ruszyć i rozkręcić towarzystwo. No to wyprułem do przodu i w miarę upływu km zaczęły podczepiać się kolejne osoby. Do Tuszyna jechało mi się rewelacyjnie. Dalej zaczyna się podjazd pod górkę. Puls skacze do 197ud/min, ale trzymam się a kole. Chwila odpoczynku, bo zjazd i znów pod górę. Tym razem daję zmianę i wyciągam swój dzisiejszy puls maksymalny. Zabrakło ze 100m bym wyciągnął najwyższy puls jaki kiedykolwiek miałem. Znów niektórzy zdziwieni, że na góralu da się tak szybko jechać pod górę. Na następnych górkach sytuacja jest podobna- puls skacze do 19xud/min, ale daje radę. W Jutroszewie zaczyna się dłuższy zjazd i odpadam, bo brakuje przełożeń z góry. Skręcam na Dłutów i dołącza do mnie 2 szosowców. Ponieważ z nami jechał facet, który ma 75 lat, pracowaliśmy we 2 osoby. To nie jest żadna dyskryminacja. Ten facet ostro pocina, ale dzisiaj nie był w formie. Strasznie długie zmiany dawaliśmy z tempem 35-40km/h. W Dłutowie szybko ustaliliśmy jak jechać i wybraliśmy dłuższy wariant trasy. Dojeżdżamy tym równym tempem do baru. Pojawiamy się tam jako pierwsi. Oddaje zeszłotygodniowy dług i kupuje to co zwykle. Specjalnie obliczyłem średnią i w barze wynosiła ona 33km/h. Hm, chyba nie tak źle jak na MTB. Chwilka gadania i zwijam się z dwoma osobami.
Jakiś padnięty byłem wczoraj i wstałem dość późno. Długo się zbierałem na rower i jakoś tuż przed wyjazdem naszła myśl na tą trasę. Początek standardowy- główną drogą do Aleksandrowa Łódzkiego. Tempo dość mocne, bo kontuzja wyleczona. W Górce Pabianickiej wyciągam dzisiejszy puls maksymalny. Od Aleksandrowa Łódzkiego już jadę dużo spokojniej. Trasę znam ze spontanicznego wypadu do Łęczycy. Po drodze bananika sobie zjadłem, bo coś lichy obiad zjadłem. Dojeżdżam tak do autostrady i w Parzęczewie zawracam 2 mostem nad autostradą. Na moście zatrzymałem się chwilkę, bo całkiem fajny widok na okolice był. Zjeżdżam z mostu i kończy się asfalt. Pytam się miejscowych jak dojechać na Dalików i ruszam.
Ogólnie bardzo fajna polna droga, potem było więcej kamieni i wytrzęsło mnie strasznie. Co ciekawe na tej polnej drodze mijałem 2 przystanki autobusowe, czyli jednak cywilizacja dotarła w takie miejsca. Asfalt zaczyna się dopiero w Dalikowie. Tutaj znów się pytam jak dojechać. Tym razem chodzi mi o Lutomiersk. Nawet nie zauważyłem kiedy przeciąłem główną drogę. Kierowałem się według znaku na Puczniew. Sympatycznie się jedzie, bo większość czasu w dół. No i od Parzęczewa cały czas wiatr w plecy. Po drodze mijam sporo stawów.
W Puczniewie skręcam na Lutomiersk. Właściwie to w ostatniej chwili zauważyłem znak i ostro hamowałem. Dojeżdżam do wsi Szydłów. nazwa wsi taka sama jak nazwa miasta w województwie świętokrzyskim. Od tego momentu droga strasznie dziurawa. Wytrzęsło mnie jeszcze bardziej niż na tych kamieniach. Na dodatek robię się głodny i czuję osłabienie przez to. Dojeżdżam do Lutomierska i przez Porszewice wracam do domu. W Górce Pabianckiej siły wróciły i nawet pięć dyszek udało się rozpędzić.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl