Z racji tego, że dzisiaj była piękna pogoda postanowiłem się wybrać na 2-2,5 godzinną przejażdżkę. Niestety przeskakujący a nawet spadający łańcuch przy korbie spowodował, że musiałem skrócić dystans i tempo jazdy, ponieważ szybsze tempo mogło grozić upadkiem. Zacząłem się zastanawiać czemu przeskakuje, bo przed wyjazdem smarowałem łańcuch, a w niedziele wszystko działało poprawnie. Wracając do domu nastąpiło nieszczęście. W pewnym momencie zaczął zgrzytać mi łańcuch i zablokowało się koło. Z początku myślałem, że to łańcuch się zaplątał między szprychy. Niestety było dużo gorzej.
Przerzutka pogięła się bardzo. Raczej bez szans na odzyskanie jakiegoś dobrze działającego elementu. No i w tym miejscu pojawił się problem: jak wrócić do domu? Na szczęście podrzucił mnie kierowca ciężarówki (któremu chciałem jeszcze raz podziękować z tego miejsca). W zamian za pomoc naprowadziłem go najkrótszą i najmniej zakorkowaną drogą na Rydzyny. :)
Na chwilę obecną będę jeździć tylko na góralu, bo muszę sobie kupić sobie jakąkolwiek działającą przerzutkę tylną i muszę rozkminić dlaczego łańcuch raz przeskakuje a raz nie.
Od dziś postanowiłem: nie chodzę do szkoły. Więc wziąłem rower i pojechałem. Co prawda aż tak super daleko nie mam, ale zawsze jestem z 10-15 minut wcześniej w domu. Rano pochmurno i wmordewiatr, po lekcjach mżawka i wiatr w plecy.
Jak wyjeżdżałem było +14°C. Postanowiłem śmiało: jadę w letnim stroju. Przy okazji mogłem go przetestować. Wkładka jest rewelacyjna. Jadąc przez miasto słyszę głosy ludzi: "Ty, patrz. Jedzie w krótkich spodenkach. Porąbało go" ; "Ja pie**le" ; "O ku*wa" ; "Nie za ciepło mu?" itp. Jednym słowem: wzbudzałem zainteresowanie. Do Wadlewa jechałem pod dość silny wiatr, ale nie marzłem. Na nawrocie miałem średnią prędkość 26,5km/h. Wracając nareszcie udało mi się złapać dobry rytm jazdy (szczególnie na pagórkach) i średnia prędkość była w granicach 37-38km/h. Wracając do domu znowu wzbudzałem zainteresowanie. Jak wróciłem było +10°C - czyli nie tak źle.
Dzisiaj brak danych z pulsometru, bo miałem problemy z złapaniem sygnału, a potem opaska mi się zsuwała.
Trasa: Pabianice -> Chechło I -> Chechło II -> Dobroń -> Łask Kolumna -> Barycz -> Las Kolumna -> Ostrów -> Łask -> Las Kolumna -> Ostrów -> Las Kolumna -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło I -> Pabianice
Dzisiaj umówiłem się na rower z Olą na godzinę 10 a.m. O 9 a.m. poszedłem sobie do sklepu po zaopatrzenie. W planach był spokojny dojazd do Kolumny, ale sąsiad mnie zagadał. Jak się okazało zakosili mu składaka! (jak to brzmi) Nasuwa się tutaj pytanie: Dlaczego? Po co komu taki składak? Odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Troszeczkę spóźniony wyjeżdżam o 9.35 a.m. z domu. Na szczęście wiatr wiał w plecy, co spowodowało, że błyskawicznie znalazłem się na miejscu. Od razu pada pytanie: Gdzie jedziemy? A więc jedziemy do lasu. Taaaaa, żeby to dało się jechać. W lesie tyle zapadającego się śniegu, że żadne "ku*wa" i ja "pie**le" nie są w stanie tego opisać. Więc do Barycza doszliśmy prowadząc rowery z nadzieją na poprawę sytuacji. Poprawiło się nieznacznie- pojawił się zabłocony asfalt, który potem się zmienił w błotno-śniegową mieszankę. na rezultat nie trzeba było długo czekać. Pełno błota na rowerze, bidonie i ciuchach. Dojeżdżamy do Łasku, gdzie decydujemy się zawrócić inną drogą na Ostrów. Warunki jazdy się troszkę poprawiły. Tzn. poprawiły na niedługo, bo potem trafiliśmy na odcinek leśny, na którym początkowo jechaliśmy z prędkością kilku km/h, a potem rowery prowadziliśmy. Tuż przed drogą krajową sukces - można jechać. Żegnam się z Olą w tym samym miejscu co się witałem, jem batonika i spokojnie wracam do domu.
Nareszcie szosówka sprawna, więc miałem przez krótki moment okazję przetestować ją. Prędkość wolna, bo nie chciałem się zachlapać i nie miałem butów z blokami.
Po wczorajszym hardcorze postanowiłem troszeczkę się rozjeździć. Może trasa nie na najwyższym poziomie, ale tym się nie przejmowałem, bo przez cały czas świeciło pięknie słoneczko.
Po drodze spotykam 3 panie na szosówkach. Do Wadlewa pod wiatr, potem z wiatrem.
PS. Korzystając z okazji pochwalę się koszulką, którą kupiliśmy (zamówiliśmy właściwie) kumplowi na 18-stkę. Projekt mój. Pomysł mój. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Najpierw pojechałem na salę koło mojej byłej szkoły. Tam nakręciliśmy materiał do TV (prawdopodobnie w TVP 3 będzie). Materiał oczywiście związany z budową skateparku w Pabianicach. Ogólnie to wszyscy zdziwieni, że: 1. Przyjechałem rowerem 2. Dojechałem najszybciej ze wszystkich (nawet z samochodem wygrałem)
Po 40 minutach kręcenia materiału (wywiady i krótkie nagrywki) czas wracać do domu. Najszybciej przebrnąłem przez miasto, bo nie musiałem czekać w korkach (powiem szczerze, że w moim mieście nie ma bardzo dużych korków). Po drodze zahaczyłem jeszcze o przychodnie lekarską, bo obiecałem mamie odebrać receptę. Oczywiście wpakowałem rower do środka. Tutaj drobny problem był, bo usłyszałem: "Tu nie można wnosić rowerów. Na dworze można przypiąć". Po przekonaniu, że ja tylko na 5 minut, a nie mam zapięcia udało mi się wejść do środka. Wychodząc oczywiście podziękowałem, że mogłem zostawić rower, bo tak nie wypadało. Miałem wracać do domu, ale skoro jadę już ulicą Moniuszki, to czemu nie wpaść na moment do znajomego? Spytałem się o to czy są już rzeczy które zamówiłem. Niestety jeszcze muszę troszkę czekać. Co mi tam, nie śpieszy mi się przecież. Dalej już daleko do domu nie miałem. :) Się rozpisałem dzisiaj. Jak na moje słabe zdolności humanistyczne i kompletny brak składu i ładu w zdaniach to nie jest źle.
Trasa: Pabianice -> Terenin -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> szlak zielony -> droga do Wielkiej Wody -> szlak czerwony -> szlak zielony -> droga do Wielkiej Wody -> szlak czerwony -> Terenin -> Pabianice
Dla odmiany dzisiaj wybrałem się do lasu. Śnieg się troszkę rozpuścił, więc jechało się nieźle, ale nie szybko. Z początku pięknie waliło po gałach słońce, ale potem schowało się za chmurami. Temperatura przyjemna. W sumie co tu można opisywać. Trasa znana, teren znany. A już wiem co można napisać. Tak mocno trzymałem kierownicę, że przekręciła mi się w moim kierunku. Kurcze, nie widziałem że mam takie silne ręce. Troszkę niewygodnie się hamowało, ale komu potrzebne hamulce w lesie.
No i mamy luty czyli zima (kalendarzowa) a tutaj 6 stopni na plusie. Jak wyjeżdżałem termometr pokazywał 12 stopni na plusie, ale to było w słońcu, więc się nie liczy.
Trasa: Pabianice -> Terenin -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Mogilno Małe -> Dobroń Duży -> Mogilno Duże -> Róża -> Pawlikowice -> Terenin -> Pabianice
Nareszcie wyschły ciuchy rowerowe. Więc wyruszyłem na jakąś niewymagającą trasę. Tempo raczej lajtowe. Nie mam weny na duży opis, więc dzisiejszy wpis jest pozbawiony jakiejkolwiek wartości edukacyjno-merytoryczno-oświatowej.
PS. Wczoraj zauważyłem, że ktoś przerobił moje zdjęcie z bloga na demotywatora.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl