Wróciłem ze szkoły do domu, sprawdziłem pogodę. Zapowiadają przelotny deszcz za godzinę. Jadę na szosę. Od razu złapałem dobry rytm. W pewnym momencie na przeciwległym pasie były roboty drogowe, a miejsca było tyle, że samochód i rower zmieścił by się na luzie. No i właśnie mijałem się z samochodem i zostałem zmuszony wjechać w kałużę. Kałużę? Bardzo głęboka dziura. Za niedługo zaczęło mi powietrze schodzić. Zatrzymałem się na poboczu i dawaj, zmieniam dętkę. Miałem problem z wyjęciem wentylka, bo wygiął się tak, że pękła nakrętka. Sprawdziłem czy nie rozcięło mi nigdzie opony. na szczęście nie. Co prawda opony niedługo do wymiany idą, ale po co mam tyrać nówki. Zakładając nową dętkę miałem drobny problem, bo opona mi ją przytrzasnęła. Szybko poprawiłem i pompuję. Teleskopową pompką ciężko się pompuje. Napompowałem do 4,5 bara (tą pompką maksymalnie udało mi się dopompować do 6,5 bara podczas zeszłorocznego testu w domu) i dałem spokój, bo doszedłem do wniosku, że te 2,5km dojadę. Jak na trzecią zmianę dętki ( w życiu, z czego 2 razy po za domem) to nie było źle.
A okienko miałem to sobie wróciłem do domu. Rano mokro, z biegiem czasu coraz bardziej sucho. Z ciekawych rzeczy, które zrobiłem w szkole to zweryfikowałem książeczkę PTTK i mogę już wykupić małą srebrną Kolarską Odznakę Turystyczną.
Do warsztatu załatwić szerszą sztycę (ta ma luzy), stopkę oraz spytać się o opony przełajowe. Czyli realizuję plan "tuningowania" roweru taty. Kurcze nie myślałem, że w połowie maja będę musiał jechać na rowerze w czapce zimowej. ;p
Mokro, mokro i jeszcze raz mokro. W nocy była straszna ulewa, jak byłem w szkole też była porządna ulewa. Kiedy będzie na dłużej sucho? Przy okazji przetestowałem jak się sprawuje wolnobieg szosowy w MTB, który wczoraj przykręciłem. Jest dobrze, łańcuch nie przesakuje i można nareszcie mocniej wcisnąć w pedały. Przy okazji pojawiło się charakterystyczne klekotanie podczas niepedałowania -> +2 do lansu.
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Władysławów -> Terenin -> Pawlikowice -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Pogoda jest dobijająca. Cały czas mokro. Mimo to postanowiłem wsiąść na rower. Wziąłem MTB, bo w razie deszczu nie szkoda. Jadę w kierunku stadionu PTC, gdzie rozgrywa się jakiś mecz. Dojeżdżam do pól i.. decyduję się jechać naokoło (przez miasto) tyyyyyleeeeeeeee bota to ja dawno nie widziałem. Dojeżdżam do wylotówki na Bełchatów. Jadę nią kawałek i skręcam na Terenin. Troszkę żałowałem, że szosy nie wziąłem, bo sucho było, ale trudno się mówi. Postanawiam zrobić kilka rundek dookoła Pawlikowic. Jednak jadąc koło lasu, zauważam, że wcale nie ma aż tak dużego błota. Postanawiam: jadę przez las. Jedzie się fajnie, ale dość wolno. Ziemia miękka i rower się zapada w nią.
Na szlaku
Robię "zimową pętelkę" po lesie i wracam asfaltem do Pabianic.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl