Zniosłem rower na dół i już musiałem zasuwać z powrotem na górę. Brak powietrza z tyłu. Leciutko wyjazd się opóźnił, ale co tam. W centrum miasta stłuczka była, więc korek niesamowity. Zanim przecisnąłem się trochę czasu minęło. Po minięciu korka można było normalnie- bez zbędnego zwalniania jechać. Już nie jechało się tak dobrze jak wczoraj,, co nie oznacza że źle nie było. Częściej boczny wiatr był, więc już prędkości nie te same. Wywiało mnie aż pod sam Piotrków Trybunalski. Liczyłem, że po prawie ROKU remontu mostu w końcu przejadę nim. Myliłem się. Tym razem zastałem kogoś na placu budowy, więc spytałem się jak objechać oraz jak długo potrwa przebudowa. Facet pokierował mnie objazdem przez pola (przynajmniej na autostradzie się nie znalazłem jak ostatnio). Dowiedziałem się również, że remont do września tego roku potrwa, co mnie nie ucieszyło, bo fajna pętla to jest. Przemęczyłem się chwilę po piachu. Ta chwila wystarczyła by być zakurzonym strasznie. Przejeżdżam bez problemów przez miasto, w końcu nie raz tam byłem i w końcu mam kawałek trasy (jedyny- i tylko 20km) z wiatrem w plecy. Dojechałem do Grabicy i poczułem że coś mało powietrza mam z tyłu. Zatrzymałem się i okazało się, że zeszło powietrze. Nie chciało mi się zmieniać dętki, więc poszedłem na łatwiznę i dopompowałem koło. Potem już bezawaryjnie do domu, od Wadlewa z wiatrem bocznym znów jechałem. Nawet fajny dzień dzisiaj był, tylko że znów kosmicznie się opaliłem. Szczególnie białe półkole na czole miażdży.
Tuż przed południem wyjechałem. Przepiękna pogoda, bezchmurnie i słoneczko. Z początku dosyć spokojnie, potem już bardziej interwałowo. Dawno mi tak noga nie podawała jak dzisiaj. Nawet podczas powrotu pod wiatr nie jechało się źle. Po drodze dwa krótkie postoje. Pierwszy by poprawić rzep w bucie, bo stopa mi zdrętwiała strasznie. Drugi by odebrać telefon. No i kosmiczna opalenizna powraca. Opalone nogi, a właściwie same kolana przebijają dzisiaj wszystko.
Godzina spokojnej jazdy. Bez rwania i grzania hamulców. Dopiero kilka kilometrów przed miastem przyśpieszyłem na chwilkę, bo za monotonnie było. Po drodze chwile rozmawiałem z jakimś facetem, którego dogoniłem kilka kilometrów przed Lutomierskiem. W Żytowicach drobny incydent. Kierowca ciężarówki wpadł na świetny pomysł wyprzedzenie mnie przed samym zakrętem. Najwyraźniej nie przyszło mu do głowy to, że z na przeciwka również ktoś może jechać. Ewakuowałem się na pobocze w bardzo głęboki piach. Do tej pory nie wiem jak ja to ustałem.
Udało mi się nie zaspać i nawet zjeść normalne śniadanie. Zdążyłem, podobnie jak wczoraj, na styk. Sporo osób było. Postraszyło trochę deszczem, bo się pochmurno zrobiło, na szczęście nie padało. Poczekałem na grupę z Łodzi. Nie produkowałem się tak bardzo jak wczoraj, raczej z tyłu jechałem, więc rant dawał swoje. Nie było aż tak źle, tylko trzeba było szukać dobrego w miejsca w grupie. Dojechałem do Pabianic i odbiłem do domu, bo rodzice wychodzili na działkę, a ja kluczy do domu nie miałem.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl