Jak ja "kocham" objazdy
Sobota, 30 października 2010
· Komentarze(0)
Kategoria "Suplementy i izotoniki", 100-150km, Fotoreportaże, Sam, Szosówka
Trasa: Pabianice -> Czyżeminek -> Prawda -> Guzew -> Babichy -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Jutroszew -> Lutosławice Szlacheckie -> Lutosławice Rządowe -> Wola Kamocka -> Lubanów -> Papieże -> Brzoza -> Karlin -> Jarosty Małe -> Jarosty Duże -> Piotrków Trybunalski -> Polesie -> Żychlin -> Kamocin -> Grabica -> Boryszków -> Dziewuliny -> Rawicz -> Brzezie -> Wadlew -> Podstołła -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Jakoś z rana nie chciało mi się zebrać na rower, więc troszkę dłużej pospałem i mobilizowałem siły na popołudnie. Szybko zaplanowałem jakąś traskę. Coś podkusiło mnie by znowu przejechać się jakąś nieco inną pętlą. Początek niemal taki jak zawsze, przez góreczki w okolicach Tuszyna. Dopiero za Tuszynem można było odetchnąć od wyjątkowo dużej ilości pagórków. Pierwsza zmiana trasy to skręt na Lubanów. Ostatnio (i zarazem pierwszy raz w życiu) jechałem tam podczas 1 dnia wyprawy w Góry Świętokrzyskie. Zapamiętałem ten odcinek trasy bardzo dobrze i postanowiłem dzisiaj pojechać tam znowu. Dojechałem do drogi krajowej nr. 91 i skręciłem na Piotrków Trybunalski. Ruch samochodowy odziwo znikomy. Dojechałem do Piotrkowa Trybunalskiego i okazało się, że most nad autostradą A1 jest nie przejezdny. Został pokierowany objazd. Podczas wcześniej wspomnianej wyprawy był przejezdny. Nie ucieszony tym faktem pojechałem objazdem. I jak się okazało objazd kieruje na... autostradę A1. Ja pie***le znowu? Ostatnio jadąc objazdem również wyjechałem na autostradę A1. Historia lubi się powtarzać.
Zatrzymałem się, zjadłem banana, przeniosłem rower przez rów i kontynuowałem jazdę ścieżką znajdującą się koło autostrady. Najpierw wyjechałem w pola, to za wróciłem. Potem dojechałem do mostu i jakiejś asfaltówki. Tutaj dylemat: w lewo, czy w prawo? Nieco orientację straciłem. Ostatecznie skręciłem w prawo. Po chwili spytałem się jakiegoś faceta jak dojechać na Grabicę. Okazało się, że musiałem skręcić w lewo. Facet przedstawił mi 2 warianty jazdy: jeden dłuższy, drugi krótszy, ale z małym kawałkiem drogi szutrowej. Zdecydowałem, że pojadę tym krótszym. Dojechałem do tej szutrowej drogi i jak się okazało nie taki szuter straszny. Jakościowo podobny do gorszej jakości asfaltu, więc mogłem jechać z prędkością taką jak po asfalcie. Tylko, że się bardziej kurzyło z tyłu. Przebrnąłem przez ten szuter i spodziewałem się jakiejś dziurawej asfaltowej drogi. Pozytywnie zaskoczyłem się tym, że jednak równo jest, a nawet w Kamocinie konkretny podjaździk był. Dojechałem w końcu do drogi krajowej nr. 12 i skręciłem na Grabicę. Również zadziwiająco mało samochodów na tej krajowej drodze, aczkolwiek to mogło być spowodowane dosyć późnawą porą. W Grabicy skręciłem na Boryszków, by zaznać troszkę więcej spokoju. Wyjechałem na drodze na Bełchatów i praktycznie ostatnia prosta do Pabianic. W Wadlewie mija mnie jakiś gościu na szosówie i zawraca by kontynuować jazdę ze mną. Jakoś go wcześniej nie znałem. Na rozmowie szybko czas leciał, więc udało mi się zapomnieć a małym głodzie. Jak widać, serek Danio nie jest potrzebny by pokonać małego głoda. Rozstajemy się przy skręcie na Rydzyny. On pojechał do Pabianic przez Rydzyny, a ja przez Pawlikowice. Tym sposobem można wyjechać w różnych częściach miasta bez konieczności tułania się przez centrum. Dalej spokojnie, samotnie dojeżdżam do domu. Swoją drogą to całkiem niezła średnia prędkość jak na spora ilość błądzenia.
Jakoś z rana nie chciało mi się zebrać na rower, więc troszkę dłużej pospałem i mobilizowałem siły na popołudnie. Szybko zaplanowałem jakąś traskę. Coś podkusiło mnie by znowu przejechać się jakąś nieco inną pętlą. Początek niemal taki jak zawsze, przez góreczki w okolicach Tuszyna. Dopiero za Tuszynem można było odetchnąć od wyjątkowo dużej ilości pagórków. Pierwsza zmiana trasy to skręt na Lubanów. Ostatnio (i zarazem pierwszy raz w życiu) jechałem tam podczas 1 dnia wyprawy w Góry Świętokrzyskie. Zapamiętałem ten odcinek trasy bardzo dobrze i postanowiłem dzisiaj pojechać tam znowu. Dojechałem do drogi krajowej nr. 91 i skręciłem na Piotrków Trybunalski. Ruch samochodowy odziwo znikomy. Dojechałem do Piotrkowa Trybunalskiego i okazało się, że most nad autostradą A1 jest nie przejezdny. Został pokierowany objazd. Podczas wcześniej wspomnianej wyprawy był przejezdny. Nie ucieszony tym faktem pojechałem objazdem. I jak się okazało objazd kieruje na... autostradę A1. Ja pie***le znowu? Ostatnio jadąc objazdem również wyjechałem na autostradę A1. Historia lubi się powtarzać.
Kurna, znowu© radek3131
Zatrzymałem się, zjadłem banana, przeniosłem rower przez rów i kontynuowałem jazdę ścieżką znajdującą się koło autostrady. Najpierw wyjechałem w pola, to za wróciłem. Potem dojechałem do mostu i jakiejś asfaltówki. Tutaj dylemat: w lewo, czy w prawo? Nieco orientację straciłem. Ostatecznie skręciłem w prawo. Po chwili spytałem się jakiegoś faceta jak dojechać na Grabicę. Okazało się, że musiałem skręcić w lewo. Facet przedstawił mi 2 warianty jazdy: jeden dłuższy, drugi krótszy, ale z małym kawałkiem drogi szutrowej. Zdecydowałem, że pojadę tym krótszym. Dojechałem do tej szutrowej drogi i jak się okazało nie taki szuter straszny. Jakościowo podobny do gorszej jakości asfaltu, więc mogłem jechać z prędkością taką jak po asfalcie. Tylko, że się bardziej kurzyło z tyłu. Przebrnąłem przez ten szuter i spodziewałem się jakiejś dziurawej asfaltowej drogi. Pozytywnie zaskoczyłem się tym, że jednak równo jest, a nawet w Kamocinie konkretny podjaździk był. Dojechałem w końcu do drogi krajowej nr. 12 i skręciłem na Grabicę. Również zadziwiająco mało samochodów na tej krajowej drodze, aczkolwiek to mogło być spowodowane dosyć późnawą porą. W Grabicy skręciłem na Boryszków, by zaznać troszkę więcej spokoju. Wyjechałem na drodze na Bełchatów i praktycznie ostatnia prosta do Pabianic. W Wadlewie mija mnie jakiś gościu na szosówie i zawraca by kontynuować jazdę ze mną. Jakoś go wcześniej nie znałem. Na rozmowie szybko czas leciał, więc udało mi się zapomnieć a małym głodzie. Jak widać, serek Danio nie jest potrzebny by pokonać małego głoda. Rozstajemy się przy skręcie na Rydzyny. On pojechał do Pabianic przez Rydzyny, a ja przez Pawlikowice. Tym sposobem można wyjechać w różnych częściach miasta bez konieczności tułania się przez centrum. Dalej spokojnie, samotnie dojeżdżam do domu. Swoją drogą to całkiem niezła średnia prędkość jak na spora ilość błądzenia.