Miałem zrobić sobie dzień wolny od roweru, ale grzechem było by nie wyjechać w taką ładną pogodę. Ubrałem się ciepło i w drogę. Słoneczko sobie grzeje i można podziwiać ładne chmurki. Choćby takie jak na tym zdjęciu poniżej.
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Las Ślądkowicki -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimny Wody -> Morgi -> Ldzań -> Talar -> szlak zielony -> Ostrów -> Łask -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Dobroń Duży -> szlak czarny -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Pabianice
Od dawna miałem ochotę przetestować jak sprawuje się oświetlenie na nowych akumulatorkach. Wróciłem autem z Łodzi i po jakiejś 19.30 wyruszyłem na rower. Na wszelki wypadek wziąłem baterie, gdyż nie akumulatorki nie uzyskały jeszcze maksymalnej pojemności. Pierwsze wrażenie: kurcze, teraz świeci lepiej niż na bateriach. Nie było opcji bym nie zauważył dziury lub znaku. Kierowcy też mnie z daleka widzieli, gdyż wyłączali bardzo wcześnie długie światła. Wyjechałem z miasta i pokierowałem się asfaltem w kierunku Pawlikowic. Dookoła ciemno, a ja się czuję jakbym samochodem jechał. Tak dobrze było widać drogę. Dojechałem do lasu i przez las dojechałem do Ślądkowic. W lesie jeszcze lepsza widoczność niż na otwartej przestrzeni. W Ślądkowicach cyknąłem fotkę telefonem, ale nic na niej nie widać. Dalej asfaltem dojechałem do Drzewocin i zaczęła się jazda przez pola i lasy po kamieniach. Lubię ten odcinek, bo można szybko jechać mimo, że nie ma asfaltu. Po drodze mam okazję zobaczyć ogroooooooomne ognisko. Dojechałem do Ldzania i w tym momencie postanowiłem pokusić się na dłuższy wariant- szlak zielony do Łasku. Przez szlak jechało się wyśmienicie, aczkolwiek inaczej niż zwykle. W Łasku orientuję się, że jest dość późna godzina (21.00) i główną drogą dojeżdżam do Dobronia. Widoczność na drodze nadal niesamowita mimo mgły. Światło tak jakby rozwiewało tą mgłę. W Dobroniu postanawiam skręcić w kierunku lasu, by nie ryzykować na głównej drodze. Dzwonię do rodziców, że z deczka później wrócę. Nie przejęli się tym zbytnio. Od tego momentu zaczyna być bardziej hard. Mgła się robi strasznie gęsta. Na polach jeszcze uszło, ale w lesie w okolicach Wielkiej Wody miałem trudności by dostrzec swoje przednie koło. Na szczęście znam trasę na pamięć, więc szybko jechałem. Do domu trafiłem (tak, trafiłem) koło 22.00. Wrażenia niesamowite.
Poszedłem odebrać górala z warsztatu. Od razu inaczej się jeździ z wycentrowanymi kołami. Z warsztatu do monopolowego po browary, potem jeszcze raz do warsztatu i do domu. Do domu na trzeźwo wracałem jakby ktoś się pytał.
Kontynuacja luźnych jazd. Praktycznie nie spoglądam na licznik/pulsometr. Tylko jadę przed siebie. Nie ma co dzisiaj opisywać, bo naprawdę mało się działo. :)
Długo wyczekiwany moment- nareszcie mogłem przyjechać na szosówce na ustawkę. Coś mi się za lekko jechało. Standardowo do Rzgowa spokojnym tempem, potem delikatnie przycisnęliśmy, wychodzę na zmianę, odwracam się i... wszyscy daleko w tyle. Postanowiłem dalej jechać swoim tempem, bo i tak mnie dogonią. Myliłem się jednak. Praktycznie cały czas jechałem w granicach 35-40km/h, choć bywało jeszcze szybciej. Nie jechałem mocno jechałem od tak spokojnie mimo przeszkadzającego wiatru. Odwracałem się wiele razy do tyłu by zobaczyć, gdzie są i za każdym razem ich nie widziałem. Jasny gwint, czemu do panów z Łodzi nie mogłem dzisiaj dołączyć? :p Nie zmęczony wróciłem do baru w Rydzynach, kupiłem Pepsi i dość szybko się zwinąłem do domu.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl