Rano niesamowity mróz, to trochę poczekałem na jazdę. Wybrałem się koło południa, w pięknie świecącym słoneczku. Już wyjazd z ulicy stanowił wyzwanie. Pełno lodu, ślizgałem się strasznie. Aby uniknąć jazdy po szklance, dość spontanicznie uznałem, że lepiej będzie pojechać głównymi drogami. Pętla standardowa. Prosto do Rzgowa, a ze Rzgowa do Tuszyna. Jechało się przepięknie, asfalt suchy, bezwietrzna pogoda i zimna wcale nie czuć. Tylko problemy z pulsometrem miałem. Raz działał, a raz nie. Raz pokazywał puls 140ud/min, a po 2 sekundach 238ud/min co oczywiście jest rzeczą niemożliwą. Chyba najrozsądniej będzie jak nie podam danych z pulsometru, bo są sporo przekłamane. W Tuszynie skręcam na wioskę i tutaj droga mocno oblodzona. Szczerze mówiąc (pisząc właściwie) to pod górkę momentami były problemy by wjechać. A zjeżdżałem mniej więcej z taką prędkością jakbym wjeżdżał. Cóż, nie ma kolcowanych opon to nie ma co ryzykować. Miałem sobie sprawić/zrobić takie opony, ale troszkę zajęć mam i chwilowy brak kasy. W sumie to zima nie trwa pół roku, więc przeżyje te kilka tygodni. Lód z drogi dopiero zaczął znikać jak skręciłem na Dłutów. Właściwie nie tyle co zaczął znikać, a po prostu był przykryty śniegiem, który nieco zamarzł. I właśnie po takim zamarzniętym śniegu mi się najlepiej jedzie. Koła się nie zapadają i nie ślizga się aż tak bardzo. Od Dłutowa już asfaltem. Minimalny wiatr w plecy sprawił, że tutaj wykręciłem dzisiejszą prędkość maksymalną i to jadąc pod górę. :) Śniegu i lodu na drodze nie ma to można szaleć. Dość sprawnie dojechałem do Pabianic. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie pojechać przez Terenin, ale tak długo się zastanawiałem, że minąłem skręt i nie pojechałem. A no bywa. Powrót do domu przez miasto to hm, coś niesamowitego. Nikt pierwszeństwa nie wymusił i żaden pieszy nie wyskoczył 10m przed mną. Oby tak dalej. A jutro czeka mnie jazda w większej grupie. Pewnie znów będzie hardcore.
Coś krótszego pojechałem, by troszkę odpocząć. W sumie to nic specjalnego po drodze się nie działo. W mieście drogi w większości odśnieżone, a po za miastem przeważa lód, więc trzeba piekielnie uważać. W Pawlikowicach widziałem na żywo akcje: wyciąganie samochodu z rowu. :)
Nie chciało mi się zbytnio wysilać z wymyślaniem trasy, to pojechałem na bardzo podobną do wczorajszej. No i znów leciutko się jechało- mimo ośmiostopniowego mrozu. Dojechałem prawie do lasu i skręciłem na Różę by uniknąć relaksującego spacerku po lesie. Bez większych niespodzianek dojechałem do Mierzączki Dużej, z której skierowałem się w kierunku Drzewocin. Znów mnie dopada głód i dobrze, że coś do jedzenia wziąłem. Jakoś zimą szybko głodny się staje. Po króciutkim postoju kontynuowałem jazdę. Wyjechałem w Koloni Ldzań i coś mnie natchnęło by odwiedzić młyn w Talarze. Wczoraj było ciemno i marzły mi palce to nie myślałem o tym zbytnio. To miejsce jakoś strasznie mi się podoba. Zatrzymałem się chwilę na moście przy młynie i wykorzystałem tę chwilę by zadzwonić do kumpla. Po rozmowie jadę w kierunku Dobronia. W Ldzaniu pełno wody na drodze. Znów uchlapałem rower i znów pojawiły się sopelki pod ramą. Tylko, że jakoś szybciej niż wczoraj. W Dobroniu Dużym obijam na Mogilno Małe, by według planu pojechać lasem. Wjeżdżam więc koło leśniczówki do lasu i naglę staje w miejscu. Śniegu fhój. Zacząłem się zastanawiać jak objechać las by nie dokładać zbyt wiele kilometrów. Postanowiłem jednak pojechać przez las, ale drogą która powinna być rozjeżdżona przez leśniczego. Zawróciłem kawałek do Mogilna Małego i pojechałem do Chechło II, gdzie skierowałem się do lasu. Nie pomyliłem się droga rozjeżdżona była, ale na tej drodze był lód. Nie trzeba chyba pisać, że na każdej dziurze koła zsuwały mi się z tej wyjeżdżonej drogi prosto w głęboki śnieg. Jakoś przetrwałem ten kawałek, po drodze nawet leśniczego widziałem. Dalej skrajem lasu wracam do Pabianic. Koło szkoły odbijam do kumpla. Miałem okazje podziwiać ekstremalne wyczyny malacza. Koleś takiego drifta walnął, że szok. :) Schodzi kumpel na dół, odbieram parę moich pierdół i wracam do domu w lekkim mroku. Zdjęć nie robiłem, bo ile razy można fotografować to samo.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl