Totalny spontan. Rano trochę spraw na mieście miałem. Po południu zadzwoniłem do Michała z pytaniem gdzie są. Postanowiłem ich złapać w Ldzaniu. Musiałem ostro grzać by zdążyć. W lesie, po konkretnych dziurach i w rowerze bez amortyzacji jazda ponad 30km/h to istny hardcore. Tak czy siak, zdążyłem i nawet przypadkiem zafundowałem wejście smoka. :) Dalej już z grupą. Przez las dojeżdżamy pod szkołę, gdzie sugeruje dobicie jeszcze kilku kilometrów. Znalazło się kilku chętnych. Wracam na obiad, wymyślam jakąś trasę i jadę pod miejsce zbiórki czyli szkołę. Oprócz mnie i Michała jedzie jeszcze Sylwia i Mikołaj. Przez las dojeżdżamy do Dłutowa. Potem pod samolot "Łoś" i dalej przez Drzewociny z powrotem do Ldzania. W tzw. między czasie naprawialiśmy bagażnik Mikołaja taśmą izolacyjną, bo się odkręcił. Chwile potem naprawialiśmy bagażnik Sylwii. W Ldzaniu krótki postój pod sklepem i jedziemy w kierunku Dobronia, gdzie Mikołaj prezentuje nam zmianę biegu bez użycia manetki i przerzutki. Skręcamy na Mogilno Małe, gdzie Mikołaj odbija na Łask. cdn...
Punktualnie przyjechałem pod sklep. Sporo osób się pojawiło m.in Arek. Ja dołączyłem do grupy z Łodzi. Tym razem pracowałem troszkę z przodu, oczywiście nie cały czas. Całość przejechałem bez problemów. Troszkę zagapiłem się na kresce, bo zamiast wcześniej przecisnąć się do przodu zostałem tam gdzie byłem. Po jeździe wpadłem na chwilę do baru. Mokry od potu byłem jakbym do basenu wskoczył.
Jeden z wielu sposobów na spędzenie sobotniego przedpołudnia i popołudnia. Pojawił się też dawno nie widziany Tomek. Na zmianach cały czas jechałem, troszkę brakło już siły na końcówce, więc sprint odpuściłem. Wróciłem minimalnie dłuższą drogą by pogadać sobie.
Znów niewyspany byłem, coś mnie podkusiło w nocy by film obejrzeć. Trasa pokonana bez większych problemów, w Piotrkowie Trybunalskim po raz kolejny nadziałem się na budowę i kawałeczek pokonać po szutrze musiałem. Powrót już z wiatrem w plecy. Będąc w mieście skoczyłem jeszcze do mamy do pracy, a potem do przychodni lekarskiej jeden papierek dać.
Odespałem trochę i od razu inaczej się jechało. Odwaliłem tylko numer taki, że zamyśliłem się i zamiast pojechać na Łask skręciłem z powrotem na Pabianice- tak jak to w sobotę zwykle jedziemy. Zorientowałem się trochę późno, więc by nie było aż tak mało kilometrów pojechałem na Górkę Pabianicką.
O szóstej rano obudził mnie telefon, więc za dużo nie pospałem. Jak się okazało pomyłka... Wypiłem kawę i na rower koło 10 poleciałem. Jechało się nawet nawet. Irytowało tylko ciągłe ziewanie i troszkę wiatr, bo przez 3/4 trasy przeszkadzał nieco.
Jak co tydzień zasuwanie na Maratońskiej. Nogi troszkę nie świeże. Tempo konkretne szło, więc od samego początku z przodu pracowałem by za lekko nie było. Dojechałem w czołówce, na finish zabrakło siły, by nogi jak z waty. Potem wpadnięcie do baru by coś zjeść i spokojniutki powrót do domu.
Już noga nie podawała tak jak wczoraj, ale jakoś radę dałem. Zamulałem trochę na górkach, ale na płaskim bez problemu. Straszny gorąc, bezrękawnik idealny na taką temperaturę. No i w końcu nie byłem ograniczony czasem. Przynajmniej rano.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl