Sporo ludzi, znów tempo konkretne i przynajmniej na początku bez jakiegoś większego szarpania. Dałem bodajże 2 zmiany i na kole się woziłem cały czas, gdyż źle się czułem. Pół pętli z Krzysztofem Jeżowskim jechaliśmy.
O dziwo dojechałem do Łodzi ze sporym zapasem czasu, pokręciłem się we 2 po Łodzi i pojechaliśmy pod salon samochodowy, gdzie pojawiła się reszta grupy. Od samego początku tempo konkretne, raczej takiego tutaj zwykle nie ma. Troszkę produkowałem się na zmianach, ale kompletnie się nie kręciło i bardzo mnie to męczyło. Zostałem w Leśnicy z tyłu, bo grupa się rozerwała, nie chciałem dociągać już na siłę więc skróciłem trasę. Dalszą część pokonałem w 4 osoby jadąc ciągle równym tempem. Od Janowic jadę sam. Zatrzymałem się na chwilę by poruszać stopą trochę, gdyż zdrętwiała strasznie. Zauważyłem, że ktoś jedzie, więc poczekałem chwile. Tym sposobem poznałem Adama, właściwie jechałem już nie raz z nim, ale dopiero teraz odkryłem kto to. Dojechaliśmy razem do Pabianic.
Spontanicznie postanowiłem z grupą pojechać. Jeszcze przed wyjazdem desperacko zmieniałem dętkę. Niestety nie zdążyłem wyjechać o takiej godzinie by zdążyć, więc złapałem grupę 4 osób w Gorzewie. Trasa calutki czas równym, dość spokojnym, tempem przejechana. Bardzo długie zmiany się robiło.
Znów w grupie. Od samego początku źle się, czułem. Właściwie to mój żołądek czuł co zostało zjedzone na wczorajszym grilu. Myślałem, że troszkę pokręcę i ok będzie. Jednak tak się nie stało, więc na ostatnie 20km zjechałem na sam koniec. Co prawda zbytnio tam nie odpocząłem, bo był rant i kilka razy musiałem doskakiwać, bo luka się zrobiła. Tak czy siak do Pabianic dojechałem w grupie.
Łoł, pamiętałem że w Boże Ciało też się jeździ. Dużo osób pojawiło się, noga od samego początku podawała, mimo dość silnego wiatru. W Woli Kamockiej jechaliśmy na rancie, jadę zadowolony że znalazłem dobre miejsce. Wszystko było ok do momentu, aż jakiś facet zajechał do takiego stopnia że musiałem ewakuować się na pobocze. Niestety do grupy już nie wróciłem mimo usilnych starań. Jechałem już dalej w grupie bodajże 7 osób, z których pracowała solidnie ze mną jedna osoba.
Spontanicznie wybrałem się na trasę, której długo nie jechałem z powodu remontu drogi na odcinku Wadlew-Łask. Noga znów podawała, więc konkretne tempo trzymałem od samego początku. Przez pierwsze 40km przeszkadzał nieco wiatr, ale za to na ostatnich 20km można było się wyszaleć z wiatrem w plecy. Nawet machnąłem dość długi finish, na którym w obszarze zabudowanym sześć dyszek wyciągnąłem. Powrót do domu już raczej leniwy.
Jazda w grupie. Nawet sporo osób było. Noga strasznie podawała, nawet w ucieczce od Wadlewa jechałem, jednak w Dłutowie zostaliśmy złapani. Próbowałem jeszcze raz uciec na małej góreczce za Dłutowem, ale nawet dobrze nie odjechałem, więc odpuściłem.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl