Spontaniczny spontan
Wtorek, 14 grudnia 2010
· Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Las Ślądkowicki -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimne Wody -> Morgi -> Kolonia Ldzań -> Talar -> Kolonia Ldzań -> Ldzań -> Mogilno Duże -> Dobroń Duży -> Mogilno Małe -> Chechło II -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice
Mapka
Nie chciało mi się zbytnio wysilać z wymyślaniem trasy, to pojechałem na bardzo podobną do wczorajszej. No i znów leciutko się jechało- mimo ośmiostopniowego mrozu. Dojechałem prawie do lasu i skręciłem na Różę by uniknąć relaksującego spacerku po lesie. Bez większych niespodzianek dojechałem do Mierzączki Dużej, z której skierowałem się w kierunku Drzewocin. Znów mnie dopada głód i dobrze, że coś do jedzenia wziąłem. Jakoś zimą szybko głodny się staje. Po króciutkim postoju kontynuowałem jazdę. Wyjechałem w Koloni Ldzań i coś mnie natchnęło by odwiedzić młyn w Talarze. Wczoraj było ciemno i marzły mi palce to nie myślałem o tym zbytnio. To miejsce jakoś strasznie mi się podoba. Zatrzymałem się chwilę na moście przy młynie i wykorzystałem tę chwilę by zadzwonić do kumpla. Po rozmowie jadę w kierunku Dobronia. W Ldzaniu pełno wody na drodze. Znów uchlapałem rower i znów pojawiły się sopelki pod ramą. Tylko, że jakoś szybciej niż wczoraj. W Dobroniu Dużym obijam na Mogilno Małe, by według planu pojechać lasem. Wjeżdżam więc koło leśniczówki do lasu i naglę staje w miejscu. Śniegu fhój. Zacząłem się zastanawiać jak objechać las by nie dokładać zbyt wiele kilometrów. Postanowiłem jednak pojechać przez las, ale drogą która powinna być rozjeżdżona przez leśniczego. Zawróciłem kawałek do Mogilna Małego i pojechałem do Chechło II, gdzie skierowałem się do lasu. Nie pomyliłem się droga rozjeżdżona była, ale na tej drodze był lód. Nie trzeba chyba pisać, że na każdej dziurze koła zsuwały mi się z tej wyjeżdżonej drogi prosto w głęboki śnieg. Jakoś przetrwałem ten kawałek, po drodze nawet leśniczego widziałem. Dalej skrajem lasu wracam do Pabianic. Koło szkoły odbijam do kumpla. Miałem okazje podziwiać ekstremalne wyczyny malacza. Koleś takiego drifta walnął, że szok. :) Schodzi kumpel na dół, odbieram parę moich pierdół i wracam do domu w lekkim mroku. Zdjęć nie robiłem, bo ile razy można fotografować to samo.
Mapka
Nie chciało mi się zbytnio wysilać z wymyślaniem trasy, to pojechałem na bardzo podobną do wczorajszej. No i znów leciutko się jechało- mimo ośmiostopniowego mrozu. Dojechałem prawie do lasu i skręciłem na Różę by uniknąć relaksującego spacerku po lesie. Bez większych niespodzianek dojechałem do Mierzączki Dużej, z której skierowałem się w kierunku Drzewocin. Znów mnie dopada głód i dobrze, że coś do jedzenia wziąłem. Jakoś zimą szybko głodny się staje. Po króciutkim postoju kontynuowałem jazdę. Wyjechałem w Koloni Ldzań i coś mnie natchnęło by odwiedzić młyn w Talarze. Wczoraj było ciemno i marzły mi palce to nie myślałem o tym zbytnio. To miejsce jakoś strasznie mi się podoba. Zatrzymałem się chwilę na moście przy młynie i wykorzystałem tę chwilę by zadzwonić do kumpla. Po rozmowie jadę w kierunku Dobronia. W Ldzaniu pełno wody na drodze. Znów uchlapałem rower i znów pojawiły się sopelki pod ramą. Tylko, że jakoś szybciej niż wczoraj. W Dobroniu Dużym obijam na Mogilno Małe, by według planu pojechać lasem. Wjeżdżam więc koło leśniczówki do lasu i naglę staje w miejscu. Śniegu fhój. Zacząłem się zastanawiać jak objechać las by nie dokładać zbyt wiele kilometrów. Postanowiłem jednak pojechać przez las, ale drogą która powinna być rozjeżdżona przez leśniczego. Zawróciłem kawałek do Mogilna Małego i pojechałem do Chechło II, gdzie skierowałem się do lasu. Nie pomyliłem się droga rozjeżdżona była, ale na tej drodze był lód. Nie trzeba chyba pisać, że na każdej dziurze koła zsuwały mi się z tej wyjeżdżonej drogi prosto w głęboki śnieg. Jakoś przetrwałem ten kawałek, po drodze nawet leśniczego widziałem. Dalej skrajem lasu wracam do Pabianic. Koło szkoły odbijam do kumpla. Miałem okazje podziwiać ekstremalne wyczyny malacza. Koleś takiego drifta walnął, że szok. :) Schodzi kumpel na dół, odbieram parę moich pierdół i wracam do domu w lekkim mroku. Zdjęć nie robiłem, bo ile razy można fotografować to samo.