Trasa:
Pabianice -> Bychlew -> Terenin -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Chechło II -> Wielka Woda -> Punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> Punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Bychlew ->
PabianiceSzczerze mówiąc, to od kiedy wstałem nie mogłem się doczekać aż wsiądę na rower. Pogoda wyśmienita. Miałem leciutki dylemat jak się ubrać: cieplej, czy jeszcze cieplej, ostatecznie pozostałem przy drugiej wersji, bo lepiej się przegrzać i odpiąć trochę kurtkę niż zmarznąć. 15 minut przed 10.00 wyjechałem z domu, aby sobie spokojnie dojechać. Nie chciało mi się jechać lodem po ulicy, więc pojechałem po odśnieżonym chodniku do ul. Zamkowej (główna ulica Pabianic). Jak to na główną ulice przystało była odśnieżona, więc dojechanie do miejsca spotkania nie stanowiło dużego problemu. Przyjechałem niemal w tym samym momencie co reszta. Mieliśmy niezły ubaw zgadując kto przyjechał- np. jakiś facet założył kominiarkę, okulary i czapkę aż tak, że nie było widać twarzy. Dopiero jak przywitał się z nami wiedzieliśmy kto to. :) Sporo osób się pojawiło. Wyjechałem nieco wcześniej w trzyosobowym składzie. O mało co zaliczyliśmy glebę na lodzie, ale jakoś udało się wyhamować. Wyjeżdżamy z miasta ul. Jutrzkowicką, czyli drogą na Bełchatów. Wszystko odśnieżone jak należy, od wczoraj nic się nie zmieniło. Za Bychlewem skręcamy na Terenin. Tutaj zmrożony śnieg, ale sprawnie się po nim jedzie i doganiamy 5 osobową grupkę. Zdziwiło mnie strasznie to, że z nami jechał chłopak, na oko z 9-10 lat i jak się potem później okazało- całkiem dawał sobie nieźle radę. Przekraczamy leśny szlaban i wjeżdżamy do lasu, mimo że wcześniej były koncepcje by jechać asfaltem. Spodziewałem się gigantycznego śniegu, a tutaj proszę, główne dukty odśnieżone. Dojeżdżamy do Wielkiej Wody, gdzie intensywnie myślimy jak dalej jechać. Losowo wybraliśmy drogę (ja nie wybierałem) i jak się okazało dojechaliśmy do Chechła II. Tutaj całkiem zabawną sytuację mieliśmy, tak się złożyło że jechaliśmy we 2 z przodu i troszeczkę odjechaliśmy reszcie. No i wyjeżdżamy z lasu, a tu z zakrętu wyjeżdża samochód. Zatrzymuje się on na skrzyżowaniu, by ustąpić pierwszeństwo ewentualnym pojazdom. I tak pasażer na nas patrzy, jakby pomyślał: "poje**ło was, że na rower poszliście?". Szczęka trochę mu opadła jak zobaczył resztę ludzi wyjeżdżającą z lasu. :) Kawałek jedziemy przez pola i znów wjeżdżamy do lasu. Skręcamy w ten sam dukt
co ostatnio i znajdujemy się znów w punkcie orientacyjnym, czyli Wielkiej Wodzie. Jedziemy po prostu przed siebie, więc wysunąłem propozycję by skręcić i pojechać do punktu czerpania wody. Tak więc zrobiliśmy. Po chwili skapitulował Daniel, a właściwie jego napęd, więc postanowili chwilę pobiegać z Dominikiem. Ustaliliśmy, że zrobimy sobie jedno kółeczko i wrócimy po nich. Zielonym szlakiem dojechaliśmy do Mogilna Małego, a potem kierowaliśmy się drogą do Wielkiej Wody. Po drodze przygarnęliśmy pana Krzyśka, który troszkę później niż my wyjechał. Razem wróciliśmy się po Dominika i Daniela, wsiedli znów na rowery i machnęliśmy jeszcze jedno takie kółko. Po drodze 2 spektakularne gleby, jedna po drugiej. Pierwsze nas nie rozbawiła, ale druga była przepiękna. Dobrze, że zdążyłem zatrzymać się. Znaleźliśmy się znów w punkcie wyjścia i nastąpiła burza mózgów, efektem czego była decyzja o jechaniu powoli do domu. Czerwonym szlakiem trafiamy do Terenina, miałem wracać do domu, jednak gdy spojrzałem na godzinę postanowiłem nieco bardziej okrężną drogą wrócić do domu. Wyjechaliśmy w Bychlewie i zacząłem się zastanawiać czemu Dominik jedzie chodnikiem. A tutaj jak zwykle dowiaduję się na ostatnią chwilę, że jest impreza. Tym razem nie plenerowa, bo po ostatniej plenerowej na drzewa się wspinali. :p Impreza to połączenie wigilii i urodzin. Osób od zatrzęsienia, niemal wszyscy na rowerach trafili tutaj. Napiłem się herbaty z rumem, troszkę posiedziałem i po jakiś 30 minutach się zwinąłem, gdyż inne obowiązki wzywały. Stojąc na podwórku nie mogłem się powstrzymać i musiałem zrobić zdjęcie:
Rowerowy parking
© radek3131
Tak na prawdę stało tam jeszcze więcej rowerów, to jest tylko namiastka. Prawdę mówiąc to znalezienie wolnego miejsca na postawienie roweru w zaspie było trudne. Wyjechałem na asfalt, a że wiaterek przepięknie, aczkolwiek nie mocno, w plecy wiał zacząłem się rozpędzać. I tak mając 40km/h podczas skręcania, a na zakręcie asfalt przechylony jest o czym chyba wspominać nie trzeba. Przednie koło wpadło mi dwukrotnie w poślizg. Troszkę charakterystycznego pisku było, ale spokojnie bez paniki dało radę wybrnąć z tej lekko stresującej sytuacji. Przejazd przez miasto spokojny, chyba wszyscy wzięli się za świąteczne przygotowania, bo tak mało samochodów. Reasumując to dzisiejsza jazda była świetna. Przeżycia ciężko opisać słowami, to trzeba zobaczyć na oczy. Śmiechu pełno, czego tu chcieć więcej? Może tylko suchego asfaltu i ciepłego słoneczka. :D
PS. Ogólnie to nas dzisiaj bardzo irytowały szlabany. Takowe przekraczaliśmy 10 razy.
PS2. Problemów z pulsometrem ciąg dalszy. Chyba muszę kupić nową baterię do opaski, bo wątpię by to się działo przez mróz.