Z warsztatu

Środa, 22 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Odebrać zimową szosę z warsztatu, która stało sobie tam kilka dni na zasadzie: jak będzie czas to zrób, a jak nie to wezmę w stanie jakim jest. :) No cóż i nie zrobione było. Facet mnóstwo spraw ostatnio miał na głowie. :)

Pada śnieg, pada śnieg

Wtorek, 21 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, Las, MTB, Sam, Śnieg
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Chechło II -> Mogilno Małe -> szlak zielony -> Pawlikowice -> Terenin -> Hermanów -> Pabianice

Mapka

Jakoś nie mam weny na rozpisywanie się. Trasa dobrze znana, jechało się całkiem przyjemnie mimo napi******ącego śniegu. Jak wróciłem do domu miałem lód na brwiach i rzęsach.

Do szkoły

Poniedziałek, 20 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Do szkoły pod wmordewiatr. Ze szkoły z wplecywiatrem. Nareszcie jakaś w miarę konkretna temperatura.

Mróz nam nie straszny

Niedziela, 19 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Trasa: Pabianice -> Bychlew -> Terenin -> szlak czerwony -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Chechło II -> Wielka Woda -> Punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> Punkt czerpania wody -> szlak zielony -> Mogilno Małe -> Wielka Woda -> szlak czerwony -> Terenin -> Bychlew -> Pabianice

Szczerze mówiąc, to od kiedy wstałem nie mogłem się doczekać aż wsiądę na rower. Pogoda wyśmienita. Miałem leciutki dylemat jak się ubrać: cieplej, czy jeszcze cieplej, ostatecznie pozostałem przy drugiej wersji, bo lepiej się przegrzać i odpiąć trochę kurtkę niż zmarznąć. 15 minut przed 10.00 wyjechałem z domu, aby sobie spokojnie dojechać. Nie chciało mi się jechać lodem po ulicy, więc pojechałem po odśnieżonym chodniku do ul. Zamkowej (główna ulica Pabianic). Jak to na główną ulice przystało była odśnieżona, więc dojechanie do miejsca spotkania nie stanowiło dużego problemu. Przyjechałem niemal w tym samym momencie co reszta. Mieliśmy niezły ubaw zgadując kto przyjechał- np. jakiś facet założył kominiarkę, okulary i czapkę aż tak, że nie było widać twarzy. Dopiero jak przywitał się z nami wiedzieliśmy kto to. :) Sporo osób się pojawiło. Wyjechałem nieco wcześniej w trzyosobowym składzie. O mało co zaliczyliśmy glebę na lodzie, ale jakoś udało się wyhamować. Wyjeżdżamy z miasta ul. Jutrzkowicką, czyli drogą na Bełchatów. Wszystko odśnieżone jak należy, od wczoraj nic się nie zmieniło. Za Bychlewem skręcamy na Terenin. Tutaj zmrożony śnieg, ale sprawnie się po nim jedzie i doganiamy 5 osobową grupkę. Zdziwiło mnie strasznie to, że z nami jechał chłopak, na oko z 9-10 lat i jak się potem później okazało- całkiem dawał sobie nieźle radę. Przekraczamy leśny szlaban i wjeżdżamy do lasu, mimo że wcześniej były koncepcje by jechać asfaltem. Spodziewałem się gigantycznego śniegu, a tutaj proszę, główne dukty odśnieżone. Dojeżdżamy do Wielkiej Wody, gdzie intensywnie myślimy jak dalej jechać. Losowo wybraliśmy drogę (ja nie wybierałem) i jak się okazało dojechaliśmy do Chechła II. Tutaj całkiem zabawną sytuację mieliśmy, tak się złożyło że jechaliśmy we 2 z przodu i troszeczkę odjechaliśmy reszcie. No i wyjeżdżamy z lasu, a tu z zakrętu wyjeżdża samochód. Zatrzymuje się on na skrzyżowaniu, by ustąpić pierwszeństwo ewentualnym pojazdom. I tak pasażer na nas patrzy, jakby pomyślał: "poje**ło was, że na rower poszliście?". Szczęka trochę mu opadła jak zobaczył resztę ludzi wyjeżdżającą z lasu. :) Kawałek jedziemy przez pola i znów wjeżdżamy do lasu. Skręcamy w ten sam dukt co ostatnio i znajdujemy się znów w punkcie orientacyjnym, czyli Wielkiej Wodzie. Jedziemy po prostu przed siebie, więc wysunąłem propozycję by skręcić i pojechać do punktu czerpania wody. Tak więc zrobiliśmy. Po chwili skapitulował Daniel, a właściwie jego napęd, więc postanowili chwilę pobiegać z Dominikiem. Ustaliliśmy, że zrobimy sobie jedno kółeczko i wrócimy po nich. Zielonym szlakiem dojechaliśmy do Mogilna Małego, a potem kierowaliśmy się drogą do Wielkiej Wody. Po drodze przygarnęliśmy pana Krzyśka, który troszkę później niż my wyjechał. Razem wróciliśmy się po Dominika i Daniela, wsiedli znów na rowery i machnęliśmy jeszcze jedno takie kółko. Po drodze 2 spektakularne gleby, jedna po drugiej. Pierwsze nas nie rozbawiła, ale druga była przepiękna. Dobrze, że zdążyłem zatrzymać się. Znaleźliśmy się znów w punkcie wyjścia i nastąpiła burza mózgów, efektem czego była decyzja o jechaniu powoli do domu. Czerwonym szlakiem trafiamy do Terenina, miałem wracać do domu, jednak gdy spojrzałem na godzinę postanowiłem nieco bardziej okrężną drogą wrócić do domu. Wyjechaliśmy w Bychlewie i zacząłem się zastanawiać czemu Dominik jedzie chodnikiem. A tutaj jak zwykle dowiaduję się na ostatnią chwilę, że jest impreza. Tym razem nie plenerowa, bo po ostatniej plenerowej na drzewa się wspinali. :p Impreza to połączenie wigilii i urodzin. Osób od zatrzęsienia, niemal wszyscy na rowerach trafili tutaj. Napiłem się herbaty z rumem, troszkę posiedziałem i po jakiś 30 minutach się zwinąłem, gdyż inne obowiązki wzywały. Stojąc na podwórku nie mogłem się powstrzymać i musiałem zrobić zdjęcie:

Rowerowy parking © radek3131


Tak na prawdę stało tam jeszcze więcej rowerów, to jest tylko namiastka. Prawdę mówiąc to znalezienie wolnego miejsca na postawienie roweru w zaspie było trudne. Wyjechałem na asfalt, a że wiaterek przepięknie, aczkolwiek nie mocno, w plecy wiał zacząłem się rozpędzać. I tak mając 40km/h podczas skręcania, a na zakręcie asfalt przechylony jest o czym chyba wspominać nie trzeba. Przednie koło wpadło mi dwukrotnie w poślizg. Troszkę charakterystycznego pisku było, ale spokojnie bez paniki dało radę wybrnąć z tej lekko stresującej sytuacji. Przejazd przez miasto spokojny, chyba wszyscy wzięli się za świąteczne przygotowania, bo tak mało samochodów. Reasumując to dzisiejsza jazda była świetna. Przeżycia ciężko opisać słowami, to trzeba zobaczyć na oczy. Śmiechu pełno, czego tu chcieć więcej? Może tylko suchego asfaltu i ciepłego słoneczka. :D

PS. Ogólnie to nas dzisiaj bardzo irytowały szlabany. Takowe przekraczaliśmy 10 razy.
PS2. Problemów z pulsometrem ciąg dalszy. Chyba muszę kupić nową baterię do opaski, bo wątpię by to się działo przez mróz.

Lodówka, chrzanić trenażer

Sobota, 18 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km, MTB, Sam, Śnieg
Trasa: Pabianice -> Wola Zaradzyńska -> Gospodarz -> Rzgów -> Tuszyn -> Tuszynek Majorancki -> Górki Małe -> Górki Duże -> Tążewy -> Leszczyny Małe -> Dłutów -> Budy Dłutowskie -> Huta Dłutowska -> Pawłówek -> Pawlikowice -> Bychlew -> Pabianice

Mapka

Rano niesamowity mróz, to trochę poczekałem na jazdę. Wybrałem się koło południa, w pięknie świecącym słoneczku. Już wyjazd z ulicy stanowił wyzwanie. Pełno lodu, ślizgałem się strasznie. Aby uniknąć jazdy po szklance, dość spontanicznie uznałem, że lepiej będzie pojechać głównymi drogami. Pętla standardowa. Prosto do Rzgowa, a ze Rzgowa do Tuszyna. Jechało się przepięknie, asfalt suchy, bezwietrzna pogoda i zimna wcale nie czuć. Tylko problemy z pulsometrem miałem. Raz działał, a raz nie. Raz pokazywał puls 140ud/min, a po 2 sekundach 238ud/min co oczywiście jest rzeczą niemożliwą. Chyba najrozsądniej będzie jak nie podam danych z pulsometru, bo są sporo przekłamane. W Tuszynie skręcam na wioskę i tutaj droga mocno oblodzona. Szczerze mówiąc (pisząc właściwie) to pod górkę momentami były problemy by wjechać. A zjeżdżałem mniej więcej z taką prędkością jakbym wjeżdżał. Cóż, nie ma kolcowanych opon to nie ma co ryzykować. Miałem sobie sprawić/zrobić takie opony, ale troszkę zajęć mam i chwilowy brak kasy. W sumie to zima nie trwa pół roku, więc przeżyje te kilka tygodni. Lód z drogi dopiero zaczął znikać jak skręciłem na Dłutów. Właściwie nie tyle co zaczął znikać, a po prostu był przykryty śniegiem, który nieco zamarzł. I właśnie po takim zamarzniętym śniegu mi się najlepiej jedzie. Koła się nie zapadają i nie ślizga się aż tak bardzo. Od Dłutowa już asfaltem. Minimalny wiatr w plecy sprawił, że tutaj wykręciłem dzisiejszą prędkość maksymalną i to jadąc pod górę. :) Śniegu i lodu na drodze nie ma to można szaleć. Dość sprawnie dojechałem do Pabianic. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie pojechać przez Terenin, ale tak długo się zastanawiałem, że minąłem skręt i nie pojechałem. A no bywa. Powrót do domu przez miasto to hm, coś niesamowitego. Nikt pierwszeństwa nie wymusił i żaden pieszy nie wyskoczył 10m przed mną. Oby tak dalej. A jutro czeka mnie jazda w większej grupie. Pewnie znów będzie hardcore.

PS. Tytuł to prowokacja. :p

Przemyślenia drogowe, czyli jak nie zabić pieszego

Piątek, 17 grudnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria 0-50km, Las, MTB, Śnieg
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Róża -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimne Wody -> Morgi -> Kolonia Ldzań -> Ldzań -> Dobroń Duże -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło -> Pabianice

Mapka

Ładnie słoneczko od rana świeciło, motywowało strasznie do wyjazdu. By się nie męczyć w półmetrowym śniegu trasa to ośnieżone i oblodzone wiejskie drogi po za jednym kawałkiem. Wyjeżdżając z miasta koło szkoły. Starsza pani wyskoczyła mi na pasy 10m przed mną. Dobrze, że nic z naprzeciwka nie jechało, bo gdybym nie odbił to bym ją potrącił na bank. Nie pierwszy raz mam taką sytuację. Potem to już jechało się przyjemnie, bez niepotrzebnej stresówki. Mimo południowego wiatru i lodu na drodze ~25km/h dało się na luzie jechać. Mróz motywował do szybszej jazdy, bardziej ciepło było wtedy. Z Czasem się rozkręciłem. Bardzo długo ponad 30km/h jechałem, co było hardcorem na zakrętach w lesie. W Ldzaniu w miejscu gdzie ostatnio były kałuże był tym razem czysty lód, na którym prawie się wypie***łem. :) Dalej również nie odbyło się bez przygód. Wchodząc w zakręt w Dobroniu przy nie jakiejś zawrotnej prędkości wpadłem w przepiękny poślizg. Bokiem cały zakręt minąłem, a krótko się nie ślizgałem. Dobrze, że w porę przechyliłem się ciałem, bo gleba była by dosyć bolesna. No i oczywiście to nie koniec. Przed drogą krajową nr.12 jest taki minimalna górka. No i ja nie widziałem lodu. Hamując przed tą drogą wjechałem na ten lód i przednie koło mi się zablokowało. Wystawiłem lewą nogę, by nie glebnąć, wpadłem w poślizg i zjechałem na lewy pas. Dobrze, że facet z naprzeciwka mnie widział i w porę wyhamował. DO Pabianic już asfaltem, czyli szybka jazda i trochę wytchnienia. W mieście nie obyło się bez ekstremalnych sytuacji. Jadę ul. Wileńską i chcę skręcić w lewo. Wyciągam rękę dużo wcześniej, zjeżdżam do środka i jadę z wystawioną ręką. A facet z naprzeciwka wyprzedza nie dość, że na skrzyżowaniu, to na oblodzonej jezdni. Ja odbiłem w prawo on w lewo. Parę ostrych słów z mojej strony i wymiana gestów "przyjaźni" (środkowy palec). W sumie to nie wiem o co mu chodziło, ewidentnie jego wina. Już myślałem, że nic takiego mnie dzisiaj nie spotka, a tutaj 500m od domu babka nie ustąpiła mi pierwszeństwa. Jechałem 20km/h a ona 20m przed mną wyjechała. Ja po hamulcach, ona po hamulcach. Tym razem bez wymiany słów i gestów. W sumie to jakby nie nacisnęła na hamulec to bym wyhamował przed nią. Przygotowany jestem na taką ewentualność. Dalej już bezpiecznie do domu.

Reasumując, zaczyna mnie dziwić dlaczego zimą (latem dużo mniej) mam takich sytuacji. Może jakiś zaćmienie umysłu panuje i ludzie nie widzą? Albo dochodzą do wniosku, że: (proszę wybrać)
1. Za zimno na rower i nie zwracają uwagi.
2. Kto jeździ po śniegu/lodzie na rowerze?
3. Łe tam rower to wyhamuje.
4. Zdążę, zdążę!
5. Łe, daleko jest.
Dodam, że ZAWSZE mam jaskrawą kurtkę (niebieska lub żółta) z elementami odblaskowymi, a jak czeka mnie wracanie po zmierzchu to lampeczki włączam, dające jak światła samochodowe. No masakra, jak tak dalej pójdzie to w końcu wpadnę na jakiegoś pieszego i będzie "ciekawie". Do samochodów to w sumie przywykłem już i nauczyłem się jechać przez miasto z uwzględnieniem ewentualnego hamowania tylko, że na pieszych wyskakujących tuż przed rowerem to nie działa. Moim zdaniem obecnie piesi są gorsi od kierowców.

PS. Po powrocie do domu na kominiarce piękny sopel z lodu.