Przemyślenia drogowe, czyli jak nie zabić pieszego
Piątek, 17 grudnia 2010
· Komentarze(2)
Trasa: Pabianice -> Hermanów -> Terenin -> Pawlikowice -> Róża -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Drzewociny -> Zimne Wody -> Morgi -> Kolonia Ldzań -> Ldzań -> Dobroń Duże -> Dobroń -> Chechło II -> Chechło -> Pabianice
Mapka
Ładnie słoneczko od rana świeciło, motywowało strasznie do wyjazdu. By się nie męczyć w półmetrowym śniegu trasa to ośnieżone i oblodzone wiejskie drogi po za jednym kawałkiem. Wyjeżdżając z miasta koło szkoły. Starsza pani wyskoczyła mi na pasy 10m przed mną. Dobrze, że nic z naprzeciwka nie jechało, bo gdybym nie odbił to bym ją potrącił na bank. Nie pierwszy raz mam taką sytuację. Potem to już jechało się przyjemnie, bez niepotrzebnej stresówki. Mimo południowego wiatru i lodu na drodze ~25km/h dało się na luzie jechać. Mróz motywował do szybszej jazdy, bardziej ciepło było wtedy. Z Czasem się rozkręciłem. Bardzo długo ponad 30km/h jechałem, co było hardcorem na zakrętach w lesie. W Ldzaniu w miejscu gdzie ostatnio były kałuże był tym razem czysty lód, na którym prawie się wypie***łem. :) Dalej również nie odbyło się bez przygód. Wchodząc w zakręt w Dobroniu przy nie jakiejś zawrotnej prędkości wpadłem w przepiękny poślizg. Bokiem cały zakręt minąłem, a krótko się nie ślizgałem. Dobrze, że w porę przechyliłem się ciałem, bo gleba była by dosyć bolesna. No i oczywiście to nie koniec. Przed drogą krajową nr.12 jest taki minimalna górka. No i ja nie widziałem lodu. Hamując przed tą drogą wjechałem na ten lód i przednie koło mi się zablokowało. Wystawiłem lewą nogę, by nie glebnąć, wpadłem w poślizg i zjechałem na lewy pas. Dobrze, że facet z naprzeciwka mnie widział i w porę wyhamował. DO Pabianic już asfaltem, czyli szybka jazda i trochę wytchnienia. W mieście nie obyło się bez ekstremalnych sytuacji. Jadę ul. Wileńską i chcę skręcić w lewo. Wyciągam rękę dużo wcześniej, zjeżdżam do środka i jadę z wystawioną ręką. A facet z naprzeciwka wyprzedza nie dość, że na skrzyżowaniu, to na oblodzonej jezdni. Ja odbiłem w prawo on w lewo. Parę ostrych słów z mojej strony i wymiana gestów "przyjaźni" (środkowy palec). W sumie to nie wiem o co mu chodziło, ewidentnie jego wina. Już myślałem, że nic takiego mnie dzisiaj nie spotka, a tutaj 500m od domu babka nie ustąpiła mi pierwszeństwa. Jechałem 20km/h a ona 20m przed mną wyjechała. Ja po hamulcach, ona po hamulcach. Tym razem bez wymiany słów i gestów. W sumie to jakby nie nacisnęła na hamulec to bym wyhamował przed nią. Przygotowany jestem na taką ewentualność. Dalej już bezpiecznie do domu.
Reasumując, zaczyna mnie dziwić dlaczego zimą (latem dużo mniej) mam takich sytuacji. Może jakiś zaćmienie umysłu panuje i ludzie nie widzą? Albo dochodzą do wniosku, że: (proszę wybrać)
1. Za zimno na rower i nie zwracają uwagi.
2. Kto jeździ po śniegu/lodzie na rowerze?
3. Łe tam rower to wyhamuje.
4. Zdążę, zdążę!
5. Łe, daleko jest.
Dodam, że ZAWSZE mam jaskrawą kurtkę (niebieska lub żółta) z elementami odblaskowymi, a jak czeka mnie wracanie po zmierzchu to lampeczki włączam, dające jak światła samochodowe. No masakra, jak tak dalej pójdzie to w końcu wpadnę na jakiegoś pieszego i będzie "ciekawie". Do samochodów to w sumie przywykłem już i nauczyłem się jechać przez miasto z uwzględnieniem ewentualnego hamowania tylko, że na pieszych wyskakujących tuż przed rowerem to nie działa. Moim zdaniem obecnie piesi są gorsi od kierowców.
PS. Po powrocie do domu na kominiarce piękny sopel z lodu.
Mapka
Ładnie słoneczko od rana świeciło, motywowało strasznie do wyjazdu. By się nie męczyć w półmetrowym śniegu trasa to ośnieżone i oblodzone wiejskie drogi po za jednym kawałkiem. Wyjeżdżając z miasta koło szkoły. Starsza pani wyskoczyła mi na pasy 10m przed mną. Dobrze, że nic z naprzeciwka nie jechało, bo gdybym nie odbił to bym ją potrącił na bank. Nie pierwszy raz mam taką sytuację. Potem to już jechało się przyjemnie, bez niepotrzebnej stresówki. Mimo południowego wiatru i lodu na drodze ~25km/h dało się na luzie jechać. Mróz motywował do szybszej jazdy, bardziej ciepło było wtedy. Z Czasem się rozkręciłem. Bardzo długo ponad 30km/h jechałem, co było hardcorem na zakrętach w lesie. W Ldzaniu w miejscu gdzie ostatnio były kałuże był tym razem czysty lód, na którym prawie się wypie***łem. :) Dalej również nie odbyło się bez przygód. Wchodząc w zakręt w Dobroniu przy nie jakiejś zawrotnej prędkości wpadłem w przepiękny poślizg. Bokiem cały zakręt minąłem, a krótko się nie ślizgałem. Dobrze, że w porę przechyliłem się ciałem, bo gleba była by dosyć bolesna. No i oczywiście to nie koniec. Przed drogą krajową nr.12 jest taki minimalna górka. No i ja nie widziałem lodu. Hamując przed tą drogą wjechałem na ten lód i przednie koło mi się zablokowało. Wystawiłem lewą nogę, by nie glebnąć, wpadłem w poślizg i zjechałem na lewy pas. Dobrze, że facet z naprzeciwka mnie widział i w porę wyhamował. DO Pabianic już asfaltem, czyli szybka jazda i trochę wytchnienia. W mieście nie obyło się bez ekstremalnych sytuacji. Jadę ul. Wileńską i chcę skręcić w lewo. Wyciągam rękę dużo wcześniej, zjeżdżam do środka i jadę z wystawioną ręką. A facet z naprzeciwka wyprzedza nie dość, że na skrzyżowaniu, to na oblodzonej jezdni. Ja odbiłem w prawo on w lewo. Parę ostrych słów z mojej strony i wymiana gestów "przyjaźni" (środkowy palec). W sumie to nie wiem o co mu chodziło, ewidentnie jego wina. Już myślałem, że nic takiego mnie dzisiaj nie spotka, a tutaj 500m od domu babka nie ustąpiła mi pierwszeństwa. Jechałem 20km/h a ona 20m przed mną wyjechała. Ja po hamulcach, ona po hamulcach. Tym razem bez wymiany słów i gestów. W sumie to jakby nie nacisnęła na hamulec to bym wyhamował przed nią. Przygotowany jestem na taką ewentualność. Dalej już bezpiecznie do domu.
Reasumując, zaczyna mnie dziwić dlaczego zimą (latem dużo mniej) mam takich sytuacji. Może jakiś zaćmienie umysłu panuje i ludzie nie widzą? Albo dochodzą do wniosku, że: (proszę wybrać)
1. Za zimno na rower i nie zwracają uwagi.
2. Kto jeździ po śniegu/lodzie na rowerze?
3. Łe tam rower to wyhamuje.
4. Zdążę, zdążę!
5. Łe, daleko jest.
Dodam, że ZAWSZE mam jaskrawą kurtkę (niebieska lub żółta) z elementami odblaskowymi, a jak czeka mnie wracanie po zmierzchu to lampeczki włączam, dające jak światła samochodowe. No masakra, jak tak dalej pójdzie to w końcu wpadnę na jakiegoś pieszego i będzie "ciekawie". Do samochodów to w sumie przywykłem już i nauczyłem się jechać przez miasto z uwzględnieniem ewentualnego hamowania tylko, że na pieszych wyskakujących tuż przed rowerem to nie działa. Moim zdaniem obecnie piesi są gorsi od kierowców.
PS. Po powrocie do domu na kominiarce piękny sopel z lodu.