Powoli zmniejszam intensywność jazd, by odpocząć nieco. Cały czas spokojnie. Jeden sprint sobie urządziłem w Budach Dłutowskich. Wpadłem jeszcze do znajomego w Bychlewie, by pogadać nieco. Nawet nie wiem co tu można z dzisiaj opisać. Chyba to, że niemal mi się suport rozleciał i jutro zmieniam.
Tylko i wyłącznie do szkoły i z powrotem. Jakoś deszczowo dzisiaj i zimno, chociaż zimno nie jest argumentem, który by powstrzymał mnie przed jazdą: oto dowód.
Cotygodniowy rytuał. Standardowo ja na góralu, a reszta na szosie. Pojawia się też Arek. Sporo osób było. Przyśpieszamy w Rzgowie i długo się nie utrzymałem, bo przy 45km/h zabrakło przełożeń. Jadę chwilę sam. Ta chwila nie trwa długo, bo dogoniłem szybko faceta na szosie. On szybko zwerbował grupę i jechaliśmy dalej w sześcioosobowym składzie. Jak na szosówkę to tempo lajtowe, ale jak na górala to w miarę mocne. Zawsze drobny problem z górki się pojawiał, bo musiałem dokręcać. W Dłutowie decydujemy się na nieco dłuższy wariant trasy. Dołącz do nas z 15-20 osób i w takiej dość licznej grupie kroimy asfalt. Nie jedziemy szybko, ale jest wąska droga i rozciągnęliśmy się trochę. W Mierzączce Dużej grupa się nieco porwała. Tak się złożyło, że byłem na samym końcu. Dogoniłem 4 osobową grupę. Po chwili dogoniliśmy kolejną osobę. Jedziemy tak na końcu i widzę, że przed nami 2 osoby jadą samotnie. Wyszedłem na zmianę i doszedłem do nich. W takim składzie przejeżdżamy kolejny fragment trasy. Widzę, że przed nami są kolejne 2 osoby. Wychodzę na zmianę, jednak nikt za mną nie jedzie. Prawie doszedłem te 2 osoby. Z 15-20m zabrakło. I tak samotnie między tymi dwoma grupkami dojechałem na Rydzyny. W barze kupuję na kredyt to co niemal zawsze, chwilę gadam i jadę do domu.
Miałem jechać na rower o 7.00, ale jak zobaczyłem temperaturę jaka panuje na dworze to poszedłem dalej spać. Ostatecznie zebrałem się po obiedzie. Tempo regeneracyjne po za jednym sprintem na światłach. Jakieś takie lekkie zmęczenie czuję po tym tygodniu. W Rzgowie i Pabianicach łapie mnie lekka mżawka.
Jakoś długo się zbierałem z domu, ale w końcu udało się. Z początku tempo dość mocne, jednak po 25 minutach jazdy stwierdziłem, że nogi ciężko kręcą i nie ma sensu się zajeżdżać. Skróciłem trasę i zwolniłem nieco. Takim spokojnym tempem dojechałem do Pabianic. W Pabianicach wpadłem do warsztatu rowerowego na małe zakupy. Kupiłem klocki hamulcowe pod fałbrejki i Canti Levele, klucz do korb i wkład do suportu. Dopiero wieczorem w domu okazało się, że nie mam klucza do wielowypustu. Jutro go kupię i wymienię ten wkład do suportu.
Hm. 10000km w tym roku już? Ja pierdziele. I tak nie poświęcam każdej wolnej chwili na rower i nie jeżdżę dla samych kilometrów. Stawiam na jakoś, a nie ilość. W sumie to gdyby tata się mnie nie spytał niedawno ile kilometrów mam w tym roku przejechane, to bym nie zauważył że do takiej okrągłej cyfry się zbliżam. :)
Miałem po szkole nie jechać, ale kilka spraw na mieście zostało przełożone w ostatniej chwili, więc pojechałem. Myślałem, że będzie jechało się gorzej niż wczoraj, a tu niespodzianka- jest lepiej. Znów silny wiatr urozmaicał jazdę. Raczej równym tempem po za kilkoma przyśpieszeniami do ~50km/h. Niedługo chyba wezmę się za budowę szosówki na jesień/zimę. Za dużo rzeczy wali się w pokoju. A podstawowy rower czeka na zmianę klamkomanetek. Jeszcze nie wiem czy to będzie model Shimano Ultegra/Dura-Ace czy może jednak coś z Campagnolo.
Po krótkim rozpoczęciu roku i wizycie u kumpla (pozdro Artur) wróciłem do domu i wsiadłem na rower. Ostatnio większą przerwę niż 1 dzień miałem w... połowie czerwca, gdy byłem chory :) Długość wyjazdu nie długa, bo tempo mocne. Troszkę zakwasiłem organizm, bo niemal cały czas w okolicy progu mleczanowego, a na górkach puls dochodził do progu Vo2. Pod wiatr trzeba było mocno przepychać korbę by nie stanąć w miejscu. :) Ujechałem się nieco. W domu solidny posiłek i masażyk na rozluźnienie mięśni.
Obczaiłem właśnie plan lekcji i pasuje mi. :) Jeżeli będzie pogoda to codziennie (no może po za wtorkiem) znajdzie się czas na rower.
Najpierw do warsztatu kupić klocki hamulcowe do trekinga. Potem do Bychlewa zobaczyć jak żyje moja szosówka. Tak się złożyło, że jechał autobus, więc w tunelu aero dojechałem. Odkręcam z szosy koszyczek na bidon i zabieram torbę podsiodłową i wracam do domu. I tyle.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl