Maratońska
Sobota, 16 kwietnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria "Suplementy i izotoniki", 50-100km, Nie sam, Szosówka, Ustawka
Trasa: Pabianice -> Szynkielew -> Górka Pabianicka -> Gorzew -> Łódź -> Gorzew -> Górka Pabianicka -> Petrykozy -> Piątkowisko -> Wola Żytowska -> Żytowice -> Janowice -> Ludownka -> Chorzeszów -> Julianów -> Józefów -> Wodzierady -> Lesnica -> Dobruchów -> Kwiatkowice -> Wodzierady -> Józefów -> Julianów -> Chorzeszów -> Lodowinka -> Janowice -> Żytowice -> Wola Żytowska -> Piątkowisko -> Pabianice
Mapka
Wczoraj imprezę miałem konkretną, a jako organizator musiałem do samego końca siedzieć, więc przed 5 rano byłem w domu. Chwilka snu, wstałem praktycznie tuż przed wyjazdem, zrobiłem śniadanie, włączyłem komputer, od razu wszyscy zaczęli coś ode mnie chcieć. W rezultacie wyjechałem na ostatnią chwilę, co zmusiło mnie do zasuwania ~40km/h po wiatr by zdążyć. O dziwo zdążyłem- na styk. Tak szybko od domu chyba nigdy tam nie jechałem, zajęło mi to 21 minut tylko. Pojawił się również Arek i Tomek.Liczyłem właściwie, że jeszcze zdążę chwilę od począć. Niepotrzebnie sobie nadzieje robiłem. Z początku spokojnie, dopiero potem bardziej konkretnie, właściwie cały czas jechałem z przodu, dopiero jak wracaliśmy, jakieś 10km przed kreską wzięła mnie zamuła i nie siedziałem już tak bardzo z przodu. Grupa stopniowo zaczęła się rozpadać na ostatnich kilometrach, a ja o dziwo jakoś się jeszcze trzymałem. Nie wystartowałem tylko na finisz, bo przy tym zmęczeniu wolałem nie przepychać się. Szkoda, że Tomka skurcz złapał przed samą kreską, bo miał świetną pozycję na finisz. Wbiłem na chwilę do baru jeszcze, gdzie w słoneczku można było się wygrzać i potem do domu.
Mapka
Wczoraj imprezę miałem konkretną, a jako organizator musiałem do samego końca siedzieć, więc przed 5 rano byłem w domu. Chwilka snu, wstałem praktycznie tuż przed wyjazdem, zrobiłem śniadanie, włączyłem komputer, od razu wszyscy zaczęli coś ode mnie chcieć. W rezultacie wyjechałem na ostatnią chwilę, co zmusiło mnie do zasuwania ~40km/h po wiatr by zdążyć. O dziwo zdążyłem- na styk. Tak szybko od domu chyba nigdy tam nie jechałem, zajęło mi to 21 minut tylko. Pojawił się również Arek i Tomek.Liczyłem właściwie, że jeszcze zdążę chwilę od począć. Niepotrzebnie sobie nadzieje robiłem. Z początku spokojnie, dopiero potem bardziej konkretnie, właściwie cały czas jechałem z przodu, dopiero jak wracaliśmy, jakieś 10km przed kreską wzięła mnie zamuła i nie siedziałem już tak bardzo z przodu. Grupa stopniowo zaczęła się rozpadać na ostatnich kilometrach, a ja o dziwo jakoś się jeszcze trzymałem. Nie wystartowałem tylko na finisz, bo przy tym zmęczeniu wolałem nie przepychać się. Szkoda, że Tomka skurcz złapał przed samą kreską, bo miał świetną pozycję na finisz. Wbiłem na chwilę do baru jeszcze, gdzie w słoneczku można było się wygrzać i potem do domu.