Góry Świętokrzyskie: Dzień 1
Wtorek, 3 sierpnia 2010
· Komentarze(2)
Kategoria "Suplementy i izotoniki", 100-150km, Deszcz, Fotoreportaże, Las, Nie sam, Noc, Trekking, Z sakwami, Awarie
Trasa: Pabianice -> Chechło I -> Chechło II -> Dobroń -> Łask Kolumna -> Dobroń -> Dobroń Duży -> Mogilno Duże -> Róża -> Ślądkowice -> Mierzączka Duża -> Dłutów -> Leszczyny Małe -> Tążewy -> Górki Duże -> Jutroszew -> Lutosławice Szlacheckie -> Lutowławice Rządowe -> Mąkoszyn -> Wodzin Majorancki -> Wodzin Prywatny -> Wodzin Majorancki -> Mąkoszyn -> Lutosławice Rządowe -> Wola Kamocka -> Lubanów -> Papieże -> Doły Brzeskie -> Brzoza -> Karlin -> Piotrków Trybunalski -> Zalesice -> Kałek -> Przygłów -> Sulejów -> Niewierszyn -> Sieczka -> Kawęczyn -> Aleksandrów -> Janikowice -> Marianów -> Siucice -> Zdyszewice -> Pilichowice -> Żarnów -> Nowa Góra -> Łysa Góra -> Grębenice -> Maleniec -> Wyszyna Rudzka
Więcej szczegółów.
Wstałem o 5.00 rano. O dziwo nie czułem zmęczenia, mimo że spałem niecałe 3 godziny. Spokojnie zjadłem śniadanie, skończyłem szykować rower i już 6.30 byłem na dworze. Pogoda pochmurna, ale nie zniechęcała do jazdy. Dojeżdżam do Oli 20 minut przed czasem, więc chwilę sobie odpoczywam i patrzę jak Ola kończy zapakowywać rzeczy na rower. Nagle słychać grzmot, po chwili ściana wody. "No ładnie się zapowiada"- powiedziałem. Sms do Michała, by wyjechał nieco później, gdyż my wyjedziemy później. Po 20 minutach przestało padać, poczekaliśmy aż trochę asfalt obeschnie i w drogę. Zaczęło się wypogadzać. Pojawiło się nawet słońce. Dojechaliśmy do Dłutowa, gdzie zjadłem kanapkę i zmieniłem szkła na czarne. :) Po niedługim czasie przyjechał Michal. Już mieliśmy wyjechać a tutaj niespodzianka- odczepia mi się rzep od sakwy. Szybko poprawiamy i jedziemy dalej. Daleko nie ujechaliśmy, bo wpadłem w lekką dziurę i rzep znów się odczepił. Tym razem interwencja Michała zadziałała i się trzymało wszystko. Dojeżdżamy do Górek Dużych gdzie, jak sama nazwa wskazuje, jest lekko pod górkę. Wyjeżdżamy w w Lutosławicach Szlacheckich. Tutaj fail, rozmawialiśmy o czymś innym i mieliśmy jechać gdzieś indziej. W rezultacie zamiast skręcić w prawo skręciliśmy w lewo. Na szczęście w porę się zorientowałem.
Szybko nadrabiamy stracony czas i dojeżdżamy do Woli Kamockiej. Tutaj odbijamy w kierunku wsi o konkretnej nazwie:
Jadąc dalej mijamy jedną z pierwszych atrakcji turystycznych. :) W Polsce jest przecież tak mało dróg tego typu.
Po przekroczeniu autostrady Michał o mało co popełnia spory fail Chciał nalać wodę do bidonu, a przez pomyłkę nalał, by denaturat! Dobrze, że Ola w porę zauważyła. Po co nam denaturat?? Dowiecie się dalej! :) ,Dojeżdżamy do Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie postój pod Tesco, a potem pod chemicznym by kupić denaturat. Facet pod Tesco tłumaczy nam jak jechać, więc tak jedziemy. Miasto zwiedzamy z perspektywy roweru. Widać trochę starówki, mury miejskie, kościół farny pw. Św Jakuba, klasztor Bernardynów i cerkiew prawosławną. Dojeżdżamy do Ronda Sulejowskiego, gdzie skręcamy najpierw w ulicę Śląską, a potem w ulicę Zalesicką. Jak sama nazwa wskazuje wyjeżdżamy w Zalesicach. Oczywiście po pokonaniu remontowanego odcinka. Trafiamy na spokojną drogę z nawet niezłym asfaltem. Przez moment myśleliśmy, że nas ładnie zmoczy, bo zaczęła się pojawiać na Piotrkowem Trybunalskim ciemna chmura, ale byliśmy na tyle szybcy, że objechaliśmy ją z boku. :)
W niedługim odstępie czasu znów trafiamy do zwykłej wsi o niezwykłej nazwie. Z Olą robimy sesje zdjęciową. Michał zrezygnował
Panie i panowie prezentju:
Z wiosek wyjeżdżamy pod Sulejowem. Tutaj kawałek przejeżdżamy główną drogą. Po drodze mijamy rzekę Pilicę i Opactwo Cystersów. W Sulejowie pytamy się jak jechać na Niewierszyn. Oczywiście ludzie nas wyprowadzają przez miasto i jedziemy sobie wzdłuż wału nad Pilicą. Po drodze robimy postój na obiadek. Michał gotuję wodę i jemy zupeczkę chińską. Yeah! Nie ma to jak gotować wodę na denaturacie. :)
Podczas postoju leciutki deszczyk zaczyna popadywać. W sumie to fajne, bo troszkę chłodniej się zrobiło. Przestaje kropić tak szybko jak zaczęło, więc ruszamy dalej. Po drodze chyba ze 2-3 razy nas łapie taki mały deszczyk. Dopiero później nas moczy solidniej. Nawet grzmiało i błyskało się po drodze.
Lekko zmoczeni dojeżdżamy do wioski Aleksandrów, gdzie króciutki postój pod sklepem.
Najedzeni kontynuujemy to co zaczęliśmy. Trochę błądzenia, ale pomocni ludzie wyprowadzają nas gdzie trzeba. Z cyklu, różności spotkane na trasie:
Dojeżdżamy do Siucic, gdzie jakieś młode dzieciaki mówią nam jak jechać. Całkiem sympatyczni. Skoro już wiemy, gdzie jesteśmy to jedziemy sobie na luzie. Ola znalazła słonecznik, więc po drodze sobie dojadamy. Ja najpierw musiałem przypomnieć sobie technikę obierania, bo dawno tego nie robiłem. Potem było coraz lepiej. :) Dojeżdżamy do Żarnowa.
Tutaj postój przed sklepem. Kupujemy co trzeba, ale zauważamy zarąbiście ciemną chmurę. W ostatniej chwili chowamy się przed deszczem. Leje jak z cebra. Tak się złożyło, że staliśmy pod restauracją, która należało do tego samego gościa co sklep, w którym kupowaliśmy przed chwilą rzeczy. Pozytywny facet, troszkę pogadaliśmy, podbiliśmy książeczkę PTTK i ruszyliśmy dalej. Ledwo wyjechaliśmy z Żarnowa, a kolejna ściana wody nas spotkała. Dobrze, że pioruny nas nie smyrały po tyłku. Skręcamy w kierunku Maleńca, gdzie jest już województwo świętokrzyskie. Pogoda nas totalnie zdemotywowała. Po prawo świeci słońce, a po lewo. Leje jak z cebra.
Dojeżdżamy do pierwszej atrakcji w województwie świętokrzyskim. Niestety liczyliśmy się z tym, że obejrzymy ją tylko z zewnątrz.
W 1794r. powstał tu zakład w którym wytapiano różne rzeczy. Surowiec początkowo brano z okolic Łysej Góry. Po wojnie przetapiano stare koła kolejowe na gwoździe. Zakład może funkcjonować do dzisiaj, wszystko jest na chodzie. Wystarczy tylko większa woda i surowiec na przetopienie.
Czytamy to co jest napisane przy wejściu. Czynne do 20.00 patrzymy na zegarek. 19.45!! Wchodzimy. Dzwonimy raz, drugi i trzeci. Za trzecim razem pojawia się facet, który nas oprowadza. Pokazuje nam ponad 200 letnią pompę strażacką, kafar, piec itp. Nawet włącza mechanizm fabryki. Na prąd oczywiście. :) Michał zabiera na pamiątkę autentycznego gwoździa wyprodukowanego w tej fabryce. :) To są właśnie uroki nie zwiedzania w tłumie.
Dziękujemy panu i jedziemy dalej. W porę się zorientowałem, że zostawiłem w Maleńcu żółte okulary, więc wróciłem po nie. Zdążyłem. Ufff. Robi się powoli ciemno, więc zaczynamy się rozglądać za miejscem na biwak. Rozbijamy się w lesie w Wyszynie Rudzkiej. Niestety deszcze nas trochę spowolnił i zabrakło kilkunastu kilometrów na zrealizowanie celu na dzisiaj.
Więcej szczegółów.
Wstałem o 5.00 rano. O dziwo nie czułem zmęczenia, mimo że spałem niecałe 3 godziny. Spokojnie zjadłem śniadanie, skończyłem szykować rower i już 6.30 byłem na dworze. Pogoda pochmurna, ale nie zniechęcała do jazdy. Dojeżdżam do Oli 20 minut przed czasem, więc chwilę sobie odpoczywam i patrzę jak Ola kończy zapakowywać rzeczy na rower. Nagle słychać grzmot, po chwili ściana wody. "No ładnie się zapowiada"- powiedziałem. Sms do Michała, by wyjechał nieco później, gdyż my wyjedziemy później. Po 20 minutach przestało padać, poczekaliśmy aż trochę asfalt obeschnie i w drogę. Zaczęło się wypogadzać. Pojawiło się nawet słońce. Dojechaliśmy do Dłutowa, gdzie zjadłem kanapkę i zmieniłem szkła na czarne. :) Po niedługim czasie przyjechał Michal. Już mieliśmy wyjechać a tutaj niespodzianka- odczepia mi się rzep od sakwy. Szybko poprawiamy i jedziemy dalej. Daleko nie ujechaliśmy, bo wpadłem w lekką dziurę i rzep znów się odczepił. Tym razem interwencja Michała zadziałała i się trzymało wszystko. Dojeżdżamy do Górek Dużych gdzie, jak sama nazwa wskazuje, jest lekko pod górkę. Wyjeżdżamy w w Lutosławicach Szlacheckich. Tutaj fail, rozmawialiśmy o czymś innym i mieliśmy jechać gdzieś indziej. W rezultacie zamiast skręcić w prawo skręciliśmy w lewo. Na szczęście w porę się zorientowałem.
Jedziemy tunelem drzew© radek3131
Szybko nadrabiamy stracony czas i dojeżdżamy do Woli Kamockiej. Tutaj odbijamy w kierunku wsi o konkretnej nazwie:
Habemus papam?© radek3131
Jadąc dalej mijamy jedną z pierwszych atrakcji turystycznych. :) W Polsce jest przecież tak mało dróg tego typu.
Gierkówka© radek3131
Po przekroczeniu autostrady Michał o mało co popełnia spory fail Chciał nalać wodę do bidonu, a przez pomyłkę nalał, by denaturat! Dobrze, że Ola w porę zauważyła. Po co nam denaturat?? Dowiecie się dalej! :) ,Dojeżdżamy do Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie postój pod Tesco, a potem pod chemicznym by kupić denaturat. Facet pod Tesco tłumaczy nam jak jechać, więc tak jedziemy. Miasto zwiedzamy z perspektywy roweru. Widać trochę starówki, mury miejskie, kościół farny pw. Św Jakuba, klasztor Bernardynów i cerkiew prawosławną. Dojeżdżamy do Ronda Sulejowskiego, gdzie skręcamy najpierw w ulicę Śląską, a potem w ulicę Zalesicką. Jak sama nazwa wskazuje wyjeżdżamy w Zalesicach. Oczywiście po pokonaniu remontowanego odcinka. Trafiamy na spokojną drogę z nawet niezłym asfaltem. Przez moment myśleliśmy, że nas ładnie zmoczy, bo zaczęła się pojawiać na Piotrkowem Trybunalskim ciemna chmura, ale byliśmy na tyle szybcy, że objechaliśmy ją z boku. :)
Kościółek za Zalesicami© radek3131
W niedługim odstępie czasu znów trafiamy do zwykłej wsi o niezwykłej nazwie. Z Olą robimy sesje zdjęciową. Michał zrezygnował
Panie i panowie prezentju:
Ola przy niebanalnej miejscowości© radek3131
Ja przy niebanalnej miejscowości© radek3131
Z wiosek wyjeżdżamy pod Sulejowem. Tutaj kawałek przejeżdżamy główną drogą. Po drodze mijamy rzekę Pilicę i Opactwo Cystersów. W Sulejowie pytamy się jak jechać na Niewierszyn. Oczywiście ludzie nas wyprowadzają przez miasto i jedziemy sobie wzdłuż wału nad Pilicą. Po drodze robimy postój na obiadek. Michał gotuję wodę i jemy zupeczkę chińską. Yeah! Nie ma to jak gotować wodę na denaturacie. :)
Postój na Pilicą© radek3131
Rzeka Pilica© radek3131
Gotowanie :)© radek3131
Podczas postoju leciutki deszczyk zaczyna popadywać. W sumie to fajne, bo troszkę chłodniej się zrobiło. Przestaje kropić tak szybko jak zaczęło, więc ruszamy dalej. Po drodze chyba ze 2-3 razy nas łapie taki mały deszczyk. Dopiero później nas moczy solidniej. Nawet grzmiało i błyskało się po drodze.
Po jednej stronie chmura, po drugiej błękitne niebo© radek3131
Ładna Sieczka© radek3131
Lekko zmoczeni dojeżdżamy do wioski Aleksandrów, gdzie króciutki postój pod sklepem.
Michałowi ser rozpuścił się w sakwie© radek3131
Najedzeni kontynuujemy to co zaczęliśmy. Trochę błądzenia, ale pomocni ludzie wyprowadzają nas gdzie trzeba. Z cyklu, różności spotkane na trasie:
Myślałem, że to skrzynka na listy© radek3131
Dojeżdżamy do Siucic, gdzie jakieś młode dzieciaki mówią nam jak jechać. Całkiem sympatyczni. Skoro już wiemy, gdzie jesteśmy to jedziemy sobie na luzie. Ola znalazła słonecznik, więc po drodze sobie dojadamy. Ja najpierw musiałem przypomnieć sobie technikę obierania, bo dawno tego nie robiłem. Potem było coraz lepiej. :) Dojeżdżamy do Żarnowa.
Kościół św. Mikołaja z XII wieku© radek3131
Tutaj postój przed sklepem. Kupujemy co trzeba, ale zauważamy zarąbiście ciemną chmurę. W ostatniej chwili chowamy się przed deszczem. Leje jak z cebra. Tak się złożyło, że staliśmy pod restauracją, która należało do tego samego gościa co sklep, w którym kupowaliśmy przed chwilą rzeczy. Pozytywny facet, troszkę pogadaliśmy, podbiliśmy książeczkę PTTK i ruszyliśmy dalej. Ledwo wyjechaliśmy z Żarnowa, a kolejna ściana wody nas spotkała. Dobrze, że pioruny nas nie smyrały po tyłku. Skręcamy w kierunku Maleńca, gdzie jest już województwo świętokrzyskie. Pogoda nas totalnie zdemotywowała. Po prawo świeci słońce, a po lewo. Leje jak z cebra.
Tęcza w drodze do Maleńca© radek3131
Dojeżdżamy do pierwszej atrakcji w województwie świętokrzyskim. Niestety liczyliśmy się z tym, że obejrzymy ją tylko z zewnątrz.
Zabytkowa Walcownia w Maleńcu© radek3131
W 1794r. powstał tu zakład w którym wytapiano różne rzeczy. Surowiec początkowo brano z okolic Łysej Góry. Po wojnie przetapiano stare koła kolejowe na gwoździe. Zakład może funkcjonować do dzisiaj, wszystko jest na chodzie. Wystarczy tylko większa woda i surowiec na przetopienie.
Zabytkowa Walcownia w Maleńcu© radek3131
Bajorko w Maleńcu© radek3131
Czytamy to co jest napisane przy wejściu. Czynne do 20.00 patrzymy na zegarek. 19.45!! Wchodzimy. Dzwonimy raz, drugi i trzeci. Za trzecim razem pojawia się facet, który nas oprowadza. Pokazuje nam ponad 200 letnią pompę strażacką, kafar, piec itp. Nawet włącza mechanizm fabryki. Na prąd oczywiście. :) Michał zabiera na pamiątkę autentycznego gwoździa wyprodukowanego w tej fabryce. :) To są właśnie uroki nie zwiedzania w tłumie.
Koło wodne© radek3131
Fabryka wewnątrz© radek3131
Walcownia w Maleńcu© radek3131
Dziękujemy panu i jedziemy dalej. W porę się zorientowałem, że zostawiłem w Maleńcu żółte okulary, więc wróciłem po nie. Zdążyłem. Ufff. Robi się powoli ciemno, więc zaczynamy się rozglądać za miejscem na biwak. Rozbijamy się w lesie w Wyszynie Rudzkiej. Niestety deszcze nas trochę spowolnił i zabrakło kilkunastu kilometrów na zrealizowanie celu na dzisiaj.
Rozbijamy się w lesie© radek3131