Rano lało, ale po południu zaczęło się rozpogadzać, więc na rower poszedłem. niestety w domu wyłączył mi się pulsometr i mimo intensywnej reanimacji nie udało go się uruchomić przed wyjazdem. W planach było 50-60km, ale po 25km stwierdziłem, że noga podaje (yyy jak 38km/h średnia bez większego zmęczenia to raczej podaje, nie?), więc postanowiłem, ze jadę ~100km. Jedzie się świetnie. Dopiero na 70km dopada mnie kryzys- robię się głodny, ale w Dłutowie jakoś odżyłem, więc realizowałem dalej wcześniejsze postanowienie. Dopiero w Hermanowie dopada mnie większy głód. Jaki morał z tego? Trzeba brać jedzenie/ /money na dłuższą trasę.
Uprzedzam pytania w stylu: "Dlaczego nie dobiłeś tego 1km do 100km?" Odpowiadam: Nie chciało mi się i myślałem tylko o pysznym, ogromnym posiłku. :)
No i w ciągu ostatnich 3 dni zaliczyłem ładne combo: Piątek ~50km Sobota ~90km A niedziele to chyba widać :p
Komentarze (3)
Kiedyś w drodze na Dłutów złapałem tam kapcia na dziurze,takich miejsc się nie zapomina(CZARNY PUNKT).
Są delikatne koleiny takie jak od roku. Ja tam nigdy nie zwalniam. Sam >40km/h jadę a na ustawce nawet do 50-60km/h dochodzi. Osobiście polecam zjechanie na środek drogi. namniej dziur jest.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl