Śpieszę się strasznie rano by zdążyć, wchodzę do środka i dowiaduje się, że zaczynam lekcje 2 godziny później. Wróciłem do domu, zjadłem porządniejsze śniadanie, wypiłem kawę z ekspresu i jadę potem znów do szkoły w deszczu. W szkole aż 3 lekcje (historia + 2 WFy) i powrót do domu.
Kółeczko odebrałem wczoraj i nareszcie mogłem pojeździć trochę na w miarę normalnym rowerze. W mieście nic nie wskazywało na gęstą mgłę, ale im dalej od miasta tym mgła gęstsza. Najbardziej gęsta na szczycie górki w Dłutowie, gdzie zaczęło mżyć. Warunki bardzo przypomniały 17 etap z zeszłorocznego Tour de France, gdzie kolarze wjeżdżali na Col du Tourmalet. Zjeżdżając w dół nie szalałem zbytnio. Na rondzie w Wadlewie zawróciłem i z leciutkim wiaterkiem w plecy zacząłem wracać. Znów wcześniej wspomniana górka w Dłutowie, pokonana tym razem troszkę szybciej, by nie było tak łatwo. Dalej to już spokojnie i przy tej spokojnej jeździe dzisiejszą prędkość maksymalną wykręciłem. :)
Jak co niedziele jazda w grupie. Dopiero jutro będę miał pod ręką szosówkę z błotnikami, dlatego na góralu pojechałem. Ilość osób jaka się dzisiaj pojawiła pod sklepem nie zapowiadała tego co było na trasie. Do Rzgowa dojechaliśmy powolutku, potem skręcamy na Gierkóweczkę i łapiemy grupę z Łodzi. Frekwencja niemal jak latem, co zdziwiło sporo osób. Od razu wyemigrowałem na sam koniec, bo najbardziej chlapałem. Jazda na końcu to chyba najgorsze miejsce było na jakim można było jechać, bo ustawił się rant w bok. Zajmowaliśmy wszystkie możliwe pasy, a ja jechałem przy barierce na samym końcu i nie miałem miejsca by się wysunąć bardziej w lewo. Gdy było mniej wody na drodze i już tak nie chlapałem to przecisnąłem się trochę do przodu by znaleźć lepsze miejsce. Dojechałem bez większych kłopotów do miejsca nawrotu. Wszamałem banana i powiedziałem, że zapewne w drugą stronę będzie mi przełożeń brakowało, ponieważ wracamy z wiatrem w plecy. Nie pomyliłem się. Przed Srockiem tempo szło konkretne i nie byłem już w stanie utrzymać tak szybkiego młynka na przełożeniu 44-14. Jakby chociaż było 44-12 to bym pewnie dał radę. I tak jeszcze znajomy mi pomógł przedostać się na prawie sam początek, co utrzymało mnie w grupie troszkę dłużej. Zostałem z tyłu, próbowałem dogonić ich, ale bez szans na góralu byłem. Przed zjazdem na Gierkówkę poczekałem na znajomego i dalej razem jechaliśmy. Będąc w mieście skoczyłem jeszcze na samoobsługową myjnie ciśnieniową i za 1PLN umyłem rower, ciepłą wodą z szamponem samochodowym. Zmyłem m.in. błoto z listopada, rdzę i sól drogową. Z myjni wracałem już wolniej, by zbytnio nie ubrudzić roweru. W domu jeszcze rower potraktowałem suchą szmatką i teraz wygląda niemal jak nowy.
Wreszcie temperatura na plusie. Niby tylko kilka stopni powyżej zera, a organizm już inaczej reaguje. Na pośpiechu zaplanowałem rano pętlę, sugerując się dawną sugestią znajomego. Od samego początku, mimo sporej ilości kałuż, przyjemnie się jechało. Starałem się jechać jednym tempem, co coraz lepiej mi wychodzi, gdyż troszkę czasu poświęciłem ostatnio na poprawienie techniki pedałowania. Teraz 2 nogi pracują równomiernie, co owocuje nieznacznie większą prędkością. Wraz z ilością przejechanych kilometrów rosła prędkość, więc od Wadlewa prędkość porównywalna do prędkości jaką na szosie wyciągam. :) Szkoda, że dzisiaj szosy pod ręką nie miałem. A trasa fajna, bo wszystkie ruchliwe skrzyżowania pokonuje się skrętem w prawo. Nawet zatrzymywać się zbytnio nie trzeba. Dobrze, że w ostatniej chwili zabrałem z domu coś do jedzenia.
Kurcze, znów plany miałem inne i przez zaspanie rano nie zrealizowałem ich. Wyjechałem po obiadku, w lżejszym mrozie i nie żałowałem, że zaspałem. Pod ten wiatr prędzej bym się zesrał niż dojechał. Ale za to powrót z wiatrem w plecy był boski.
Znów pinkna pogoda, a mnie wczoraj podkusiło by wyprać WSZYSTKIE ciuchy rowerowe. No i nie wyschło nic na dzisiaj. A w krótkich spodenkach przecież nie pojadę. :p
Właściwie to najpierw była koncepcja by jechać do lasu, ale raz: obawiałem się w lesie lodu; dwa nie chciało mi się czekać aż rower wyschnie, to pojechałem jednak asfaltem. Droga sucha, tempo troszkę mocniejsze i silny wiatr. Do tego jeszcze ósemka na tylnym kole- taka, że koło o klocki hamulcowe biło dość mocno. Coś mnie podkusiło by w Łasku zjechać na drogę rowerową. Jak szybko wjechałem, tak szybko zjechałem z niej. Forma mniej więcej na poziomie czerwca/lipca, a dopiero jest styczeń przecież. Będzie power na wiosnę.
Mam 18lat, uczę się w 1LO w klasie geograficzno-historycznej. Nie trzeba chyba pisać, że lubię geografię i turystykę, dlatego od czasu do czasu staram sobie zorganizować jakąś dłuższą/ciekawszą trasę z nastawieniem na zwiedzanie. Zawsze jeździłem turystycznie, ale od marca 2009r. zacząłem trenować kolarstwo szosowe. Oczywiście nie trzeba pisać, że lubię dystanse składające się z 3 cyfr przed przecinkiem. :)
Kontakt:
GG: 1326631
Poczta: radek_3131@o2.pl